"Historia na śmierć i życie". Pierwsza polska "dożywotka" niesłusznie torturowana więzieniem?
Wzięła udział w okrutnej zbrodni. Bestia. Potwór. Nie miała żadnych emocji. O tym, że przeszukała lodówkę ofiary, bo była głodna, rozpisywały się wszystkie media. Monika Osińska - pierwsza polska "dożywotka". Wojciech Tochman w nowej książce burzy całkowicie dotychczasowy obraz "Osy".
Obrażenia: liczne rany tłuczone głowy połączone ze złamaniami kości sklepienia i podstawy czaszki, złamanie zamknięte lewego łuku jarzmowego, otwarte złamanie żuchwy po obu stronach, uszkodzenie górnej lewej jedynki, krwawe wylewy na dolnej wardze i w jamie ustnej, rozlane zasinienie na twarzy i szyi, rany kłute, rany tłuczone, także w okolicach oczodołów, przekłute żyły, zasinienia na dłoniach, krew w komorach mózgowych, w drogach oddechowych.
Sprawcy: Monika Osińska ps. "Osa", Marcin Murawski ps. "Jogi" oraz Robert Gołębiowski ps. "Gołąb". Dopiero co świętowali swoje osiemnastki.
Ich ofiara: niewiele starsza od nich, bo 22-letnia Jolanta Brzozowska – pracownica jednej ze stołecznych firm. 19 stycznia 1996 r. "Osa", "Jogi" i "Gołąb" pod pretekstem zatrudnienia się w firmie weszli do biura, splądrowali je, a Monikę bestialsko zamordowali. Murawski i Gołębiowski zadali Jolancie 12 ciosów nożem, 7 ran tłuczonych. Wbili nóż w szyję, a potem, nie mogąc patrzeć na ciało, zakryli jej twarz ręcznikiem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zbigniew Ziobro chce bezwzględnego dożywocia. Minister w KPRM nie ukrywał emocji
Zabójstwo, a potem pizza
Historia zabójstwa Jolanty Brzozowskiej wstrząsnęła całą Polską. Jej zdjęcia publikowano we wszystkich gazetach, temat poruszano w każdym możliwym programie. Mówiono o potężnym bestialstwie, o prawdopodobnym udziale mafii. W śledztwo zaangażowane były dziesiątki ludzi. Nawet egzorcystka przywołująca duchy i jasnowidz.
19 lutego 1996 r. policja aresztowała najpierw Monikę Osińską. Po kilku godzinach przesłuchań podpisała protokół, w którym przyznała się do współudziału w zabójstwie, którego miała dokonać "w trakcie zaplanowanego wcześniej napadu rabunkowego, wspólnie z kolegami". Tych niedługo także przywieziono na posterunek. Monika podpisała też zeznanie, w którym przyznała, że po dokonaniu zbrodni rzuciła słowa, które będą się odbijać głośnym echem niemal do dziś: o tym, że "tatara by zjadła". Przedrukowywano te słowa we wszystkich reportażach o sprawie. Punktowano, że młodzi mordercy pojechali po wszystkim na pizzę, a niedługo później zdążyli się też pobawić na swoich studniówkach.
Osińska prosiła prokuraturę o łaskę, pisząc w swojej sprawie listy: "Bardzo żałuję tego, co się stało. Nigdy przedtem nie byłam karana i nigdy nikomu nie zrobiłam nic złego. O śmierci denatki dowiedziałam się jakiś czas po. Jestem jeszcze bardzo młodą osobą i będę robiła wszystko, by nigdy więcej nie popełnić niczego podobnego ani żadnego innego czynu, który byłby niezgodny z prawem". Błagalne listy pisała też rodzina Osy, twierdząc, że ludzie chcą ich śmierci.
Prokuratura sprawę gróźb karalnych umarzała. W mediach mówiono o przywódczej morderczyni, o "Bandzie Osy". I tę "bandę" sąd Okręgowy w Warszawie, nie znajdując wtedy dla nich żadnych okoliczności łagodzących, skazał w 1997 r. na dożywocie. "Jako żywo nie pamiętamy takiej sprawy, bo nawet jeśli zamierzali zabić, to przecież nie musieli zadawać tak strasznych obrażeń, pastwić się w niewyobrażalny sposób" - padło wtedy na sądowej sali.
"Orzeczenie dożywocia dla Moniki Osińskiej, zdaniem obrony, było rażąco i niewspółmiernie surowe. Sąd zastosował zbiorową odpowiedzialność, choć stopień winy oskarżonych był różny. Sąd uległ mediom, które w sposób nierzeczywisty i wypaczony podkreślały postać Moniki Osińskiej" - pisze Wojciech Tochman w książce "Historia na śmierć i życie", która wiele zmienia w postrzeganiu tej historii.
A w rozmowie z WP reporter komentuje: - Jej rola w przestępstwie była mniejsza, co zauważył po 27 latach sąd, który zdecydował o warunkowym przedterminowym wyjściu skazanej. Sądy wydające pierwsze wyroki uznały wprawdzie, że zakres jej udziału był inny od dwójki pozostałych, ale odpowiedzialność taka sama.
Monika Osińska nie zabiła
"Osa" została pierwszą w Polsce "dożywotką". Niedługo później w celi dołączyły do niej skazane na dożywocie 22-letnia Małgorzata Rozumecka (zabójstwo dwóch dealerów Ery) i 24-letnia Monika Szymańska (skazana za zbrodnię na Tomaszu Jaworskim). "Trzy furie. Królowe zbrodni. Czarownice. Potwory. Przebiegłe, podstępne, cwane przywódczynie" - pisze Tochman i przywołuje słowa reporterki Lidii Ostałowskiej, która przez lata zajmowała się sprawą Osińskiej.
Ostałowska sądziła, że "Osę" ukarano nieludzko, również za płeć. Że gdyby była chłopakiem, media by się nim nie zainteresowały, że nie byłoby medialnej histerii i nie wywierano by takiej presji na sąd. "Monika Osińska nie szła tam, by zabić, Lidia była o tym przekonana. I nie zabiła. Inna jest kara dla mężczyzny, inna dla kobiety" - punktuje reporter.
Lidia Ostałowska chciała napisać o Monice książkę. Zdobyła jej zaufanie, spotykała się z nią dziesiątki razy, badała każdy szczegóły sprawy. Zgromadziła masę informacji na temat tego, co tak właściwie wydarzyło się 19 stycznia 1996 r. Ostałowska, jak punktuje w książce Tochman, wiedziała o Osie najintymniejsze rzeczy. I sądziła, że skazano ją zbyt surowo, i że gdyby proces odbywałby się teraz, nie dostałaby takiego wyroku. Że wszystko rozbiło się o medialny rozgłos, a nie o dowody, które wcale nie przesądzały winy Osińskiej.
Tochman w "Historii na śmierć i życie" rozpisuje, jak wyglądał udział Moniki w zbrodni i nie pomija postaci Krzysztofa O., szwagra zamordowanej Jolanty i właściciela firmy, w którego biurze doszło do zbrodni. Pisze o tym, jak potężny miał wpływ na toczącą się przed sądem sprawę, na media. O tym też, że po latach Krzysztof O. miał problemy z prawem i o tym, jak Monika Osińska bała się zemsty z jego rąk.
Jest w tej książce o życiu Moniki Osińskiej za kratami. Jak pracowała nieodpłatnie na stanowisku kalifaktorki w więziennych służbach pomocniczych i jak uczestniczyła w różnych programach readaptacji (w ponad 20). Jest o tym, że w ciągu 25 lat była ukarana 12 razy, nagrodzona zaś 120.
"Była dzieckiem, które znalazło się w złym czasie, w złym miejscu, w okolicznościach, które ją przerosły, za to została ukarana. Jest sprawczynią zbrodni w mieszkaniu numer 32, jest jej ofiarą. Tak uważała Lidia" - pisze Tochman i przedstawia długą drogę Osińskiej do przedterminowego zwolnienia z więzienia, które w końcu się wydarzyło.
Czy po tylu latach od sprawy Monika Osińska zasługuje na nowe życie? Czy to ludzkie przetrzymywać kogoś takiego do końca jego dni? Czy dożywocie nie jest torturą? Tortury zakazane są przecież w europejskiej konwencji praw człowieka. Czy my jako państwo i społeczeństwo nie wierzymy w instytucję resocjalizacji? Czy i jak sądy weryfikują, co naprawdę zmieniło się w życiu skazańców?
Tochman opisuje w książce długą drogę Moniki Osińskiej do wyjścia z więzienia. Przywołuje opinie zakładów karnych, w których wytykano sytuacje sprzed np. 17 lat czy punktowano, że jej mama rozwiodła się z nadużywającym alkoholu mężem, a brat był karany, więc pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny. To, co działo się w rodzinie skazanej przed ćwierćwieczem, ma wpływać na dzisiejsze postanowienia sądu?
Dziewczyna, która przez kilkanaście lat nazywana była "bestią", odzyskała dzięki Wojciechowi Tochmanowi i Lidii Ostałowskiej głos.
Książka "Historia na śmierć i życie" ukazała się 28 czerwca nakładem Wydawnictwa Literackiego.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" masakrujemy "Warszawiankę" z Szycem, chwalimy "Sortownię" z Chyrą, głowimy się nad "Flashem" z Michaelem Keatonem i filmami Wesa Andersona, z "Asteroid City" na czele. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.