* Herta Müller jest dziesiątym pisarzem języka niemieckiego uhonorowanym literackim Noblem i dwunastą kobietą, która zdobyła tę nagrodę. Müller dostała literackiego Nobla jako ta, która łącząc intensywność poezji i szczerość prozy przedstawia świat wykorzenionych - napisała w uzasadnieniu werdyktu Akademia Szwedzka.*
„Jestem tak zdumiona i zaskoczona, że wciąż nie mogę w to uwierzyć. Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć” - napisała Müller w oświadczeniu opublikowanym w czwartek przez jej niemieckiego wydawcę.
Tegoroczna noblistka przyszła na świat w 1953 roku w Nitzkydorf w Rumunii, w rodzinie rumuńskich Szwabów. Był to czas, gdy mniejszość niemiecka w Rumunii czuła się podwójnie zagrożona: po pierwsze konsekwencjami przegranej u boku Hitlera wojny, po drugie szykanami komunistycznego państwa. Społeczność rumuńskich Szwabów jest bardzo konserwatywna i od wieków świadomie izolowała się od otaczających ich Rumunów. Ojciec Müller wspominał służbę w SS jako najwspanialszą przygodę swego życia.
Pierwsza powieść pisarki - opublikowane w 1984 roku Niziny - stanowiła swego rodzaju rozliczenie z dzieciństwem, opisała w niej mentalność mieszkańców rodzinnej wioski, niszczące indywidualizm struktury społeczne. Po publikacji debiutanckiej powieści, Müller została opluta podczas wizyty w Nitzkydorf, zaś wioskowy fryzjer odmówił strzyżenia jej dziadka, do tej pory stałego klienta.
* Müller wychowywała się w atmosferze lęku przed represjami komunistów.* Jej matka w 1945 roku została deportowana do obozu pracy na Ukrainie, gdzie spędziła pięć lat. Müller ukończyła w roku 1976 studia romanistyczne i germanistyczne w Temeswarze, potem została zatrudniona jako tłumaczka w fabryce maszyn. Pracę straciła jednak już w roku 1979, po tym, jak odrzuciła ofertę współpracy ze służbami bezpieczeństwa, bo nie chciała szpiegować swego męża i przyjaciół.
Securitate było w tych czasach w Rumunii wszechobecna. Müller wspomina, że rewizje domowe, cenzurowanie listów, przesłuchania i groźby były na porządku dziennym i nikt się im nie dziwił. Wszystkie maszyny do pisania w kraju były zarejestrowane i raz w roku należało się z nimi meldować na policji. Brakowało nawet papieru do pisania.
Po zwolnieniu z pracy Müller chwytała się różnych dorywczych zajęć, tłumaczyła, udzielała korepetycji, ale pracodawcy wcześniej czy później dowiadywali się, że nauczycielka ich dzieci jest wrogiem narodu i pisarka znowu zostawała bez pracy. W końcu nie wytrzymując życia w klimacie nagonki, pogróżek, anonimowych telefonów złożyła w roku 1985 wniosek o wyjazd z kraju. Do chwili otrzymania paszportu w roku 1987 i wyjazdu do Berlina Zachodniego nie wolno jej było opuszczać miejsca zamieszkania ani publikować.
* Herta Müller zamieszkała w Berlinie, gdzie przebywa do dziś. Głównym tematem jej książek są jednak wspomnienia z Rumunii.*
Niemieccy krytycy literaccy interesowali się, dlaczego pisarka nie zaczęła pisać o kraju, w którym od tylu lat żyje, o niemieckich problemach. Müller odpowiadała, że pisze o tym, o czym pisać musi, o tym, co ją najbardziej zraniło.
„Nie mogę po prostu odłożyć mojej głowy do skrytki, muszę nią myśleć nadal. Ponad 30 lat żyłam w dyktaturze, nie będę potrafiła całkowicie odgrodzić wszystkiego, co przyjmuję do wiadomości odkąd żyję na Zachodzie, nad czym się zastanawiam, od tych problemów, które przywiozłam z sobą” - powiedziała w jednym z wywiadów.
Jeszcze przez kilka lat po emigracji Müller odbierała tajemnicze telefony, w których grożono jej śmiercią.
„Telefonowali agenci Securitate, wysyłali lity z pogróżkami. Potrafili znaleźć mnie wszędzie. (...) Po roku od przyjazdu do Niemiec wezwała mnie służba ochrony państwa. Pokazali mi zdjęcie mężczyzny i notes. Było w nim moje nazwisko. Podejrzewano, że ten mężczyzna przyjechał, żeby mnie zamordować na zlecenie rumuńskich tajnych służb” - wspominała pisarka w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.
Müller potrzebowała wiele czasu, aby przystosować się do życia w Niemczech. Wspomina, że przerażały ją nieznane przedmioty takie jak bankomaty, toalety otwierane monetami, nie umiała nawet kupić biletu w automacie.
„Nie jestem prawdziwą Niemką, ale nie jestem też prawdziwą Rumunką. Pochodzę z miejsca pomiędzy” - deklaruje Müller .
Jako pisarka w swoich książkach przedstawia stan ducha ludzi wykorzenionych. Jej stosunek do słowa ‘ojczyzna’ jest dość ambiwalentny.
„To słowo było zbyt często nadużywane, aż stało się podejrzane. O ojczyźnie pochwalne hymny śpiewali narodowi socjaliści i socjaliści. Nie płynęło z niego ani prawdziwe ciepło, ani bliskość. Nie kojarzy mi się z domem, jest czymś zupełnie innym” - powiedziała Müller .
Müller pokazuje w swoich książkach obraz świata widziany oczami pokolenia ludzi ukształtowanych przez XX-wieczne dyktatury.
„Stalinizm ani nazizm - to nie są zamknięte tematy. Wciąż jest mnóstwo ludzi, którzy ciągną za sobą ten czas, którzy przeżyli, przenoszą to na rodziny, bo tamte czasy naznaczyły ich na trwałe i zniszczyły, nawet jeśli kłamią o tym, co robili. Ale to wpłynie na ich dzieci albo wnuki, kiedy zainteresują się tym, co robili przodkowie” - uważa noblistka.
Polskie przekłady książek Müller publikuje Wydawnictwo Czarne. Dotychczas ukazały się: Człowiek jest tylko bażantem na tym świecie , Głód i jedwab , Lis już wtedy był myśliwym , Sercątko , Dziś wolałabym siebie nie spotkać , Król kłania się i zabija , Niziny . W przygotowaniu jest następna powieść Huśtawka oddechu.