Hanka Ordonówna: to dla niej hrabia popełnił mezalians. Mimo jej zdrad został przy niej do końca
Choć miała przeciętny talent i urodę, a na scenie czuła tremę, swoim urokiem rzuciła na kolana międzywojenną Polskę. Mężczyźni za nią szaleli, a kobiety czesały się i ubierały tak jak ona. To dla niej hrabia Michał Tyszkiewicz popełnił mezalians, którego rodzina nigdy mu nie wybaczyła. A Hanka kochała mocno, odważnie, całym sercem – ale tylko na chwilę.
5 czerwca ma premierę książka Katarzyny Drogi "Hanka. Pierwsza powieść o Ordonównie”. To porywająca opowieść o córce kolejarza, która została polską Gretą Garbo. I o tym, że szczęście nie uśmiecha się tylko raz. Katarzyna Droga zabiera czytelnika we wspaniałą podróż w szalone lata dwudzieste, w świat szarmanckich mężczyzn i kobiet równie pięknych, co bezwzględnych.
Poniżej prezentujemy fragment książki.
Wiadomość o zakończeniu wojny i zwycięstwie nad Hitlerem zastała Hankę Ordonównę w sanatorium. Zdrowie jej ulegało poprawie, więc Michał przyjechał po żonę podniecony, przejęty.
– Cokolwiek będzie, koniec wojny, Haniu! Nie wiem, jak świat się z tego otrząśnie, ale koniec, koniec śmierci, nalotów i bitew. Hitler strzelił sobie w łeb, Niemcy podpisali akt kapitulacji. Sześć lat, całe sześć lat trwał ten koszmar!
Sześć lat, a więcej niż stulecie. Sześć lat temu była pierwszą gwiazdą Rzeczypospolitej. Pułkownik Wieniawa całował jej dłonie, mknęła po tętniącej życiem Warszawie limuzyną, za występ płacono jej krocie, ba, miała na wyłączność teksty Tuwima. Teraz Warszawa była kupą gruzów, Wieniawa popełnił samobójstwo w Nowym Jorku, Tuwim tułał się gdzieś po Europie. Kiedyś utożsamiała się ze swoim miastem, teraz też: czuła się kupą gruzów. Sześć lat zmieniło ją w nielubianą, schorowaną kobietę na obczyźnie. (...)
Hanka nie wiedziała, co myśleć o tym dalekim kraju, ale wysyłała paczki znajomym. Odnalazła ciotkę Elę, schorowaną, postarzałą, mieszkającą w domu starców w Łodzi. Wysyłała jej paczki, lecz wkrótce przyszedł list z prośbą, by nie kontaktować się z panią Elżbietą Bieńkowską. Irena Komarnicka wytłumaczyła jej to ze smutkiem w oczach: obecnie w Polsce kuzyni za zachodnią granicą oznaczali kłopoty. Hanka przestała więc pisać, ale przez znajomych dopytywała o los ciotki, a przez księdza Kantaka udało się jej zorganizować przeniesienie do lepszego zakładu, pod opiekę sióstr szarytek w Krakowie. Odzywali się znajomi z różnych stron świata. Ze Stanów Zjednoczonych napisała do niej aktorka Tosia Ochrymowiczowa, zupełnie dobrze urządzili się z mężem w Nowym Jorku. Jakże inne było tam życie niż w zawalonej gruzami, biednej Polsce. (...)
Mijał kolejny powojenny rok i jeśli coś się zmieniało, to na gorsze. Zimna wojna i stalinizm prawie całkiem odcięły kraj od emigracji. Hanka mało teraz śpiewała, ale coraz więcej malowała, polubiła sztalugi i magię farb. Zaczęła też pisać. Obiecała kiedyś dać światu świadectwo cierpienia polskich dzieci na Syberii. Ta książka pewnie nigdy nie ukaże się w Polsce – rozmyślała – ale niechże powstanie. Spisywała tragiczne losy dzieciaków i swoje przygody w wędrówce ze zsyłki, wreszcie wydała "Tułacze dzieci" pod pseudonimem Weronika Hort. Bardzo była z siebie dumna. Książka nieco zmniejszyła niechęć środowiska, które powoli zapomniało o skandalu. Mimo to Hanka, wzmocniona sukcesem, z nową wiarą w swoje siły, zaczęła namawiać Michała na wyjazd do Ameryki. (...)
Michał, pełen wątpliwości co do jej sił, zgodził się, by nagrała płytę, zgodził się nawet sfinansować przedsięwzięcie. (...) Ożywiła się, w końcu miała powód wyjść z domu, ubrać się elegancko w granatowy kostium i taki kapelusz w modnym kroju, białe rękawiczki, ciemne czółenka. Z nadzieją zaczęła patrzeć w nadchodzące lata pięćdziesiąte, mimo że nagranie kosztowało ją wiele wysiłku. Ostatnie piosenki musiała nagrywać na siedząco. Poczuła się gorzej w studio i Michał prawie zaniósł ją do auta. "Ostatni raz" – powiedział w domu, zły na nią i na siebie, że się na to zgadza. Uśmiechnęła się do niego. Jeszcze wszystko może być, jeszcze sprzeda tysiące płyt, a w Ameryce to się liczy. I lekarze są tam lepsi, nauka rozwija się teraz jak szalona. Michał z pewnością znajdzie pracę w Nowym Jorku. Choćby jako dziennikarz, zna języki, ma pióro. Życie tam łatwiejsze, z pewnością.
Wysłała płytę i niecierpliwie czekała na odpowiedź. Najpierw zapadła niepokojąca cisza, długo nie było listów od Ochrymowiczów, więc Hanka wysłała zapytanie. Znów cisza, aż pewnego dnia Michał zastał ją w sypialni we łzach. Na pościeli leżała koperta, zmięty papier, złe wieści.
– Tosia pisze, że wszystko na nic – cicho odpowiedziała na jego pytanie. – Inny rynek, słaba jakość płyty. Przestarzały repertuar! Nie chcą słuchać staroci. Michał, jakbym była eksponatem z muzeum…jak skorupa. (...)
Stała pośrodku sceny w czarnej sukni. Ze wzruszeniem patrzyła na widownię, to miłe sercu nagromadzenie głów w półmroku, skupienie. Słowa Wyspiańskiego płynęły gładko. Hanka, jak to ona, używała melorecytacji, wyciągała ręce do widowni. Blask reflektora podkreślił bladość jej cery. Nagle przebiegło jej przez głowę przeczucie, nie, raczej pewność, że ostatni raz stoi przed widownią, czuje tę teatralną wspólnotę. Uniosła głowę i w natchnieniu proroctwa powtórzyła kilka razy: "Ja już gotowa". Za kulisami wtuliła się z płaczem w ramiona Michała. Czekał z przygotowanym bromem, przed teatrem stał samochód. (...)
Oboje wiedzieli, że to ich ostatnie wspólne chwile. Za rok obchodziliby dwudziestolecie małżeństwa. Michał parzył na jej twarz wychudłą, bladą, na przezroczystą skórę dłoni, na której wciąż połyskiwał jego zaręczynowy pierścionek z rubinem. Tyle chciał jej powiedzieć. Kochał ją, wciąż kochał, mimo wszystkich rozstań i powrotów, mimo jej zdrad i mimo własnych zwątpień. Miał żal do siebie, że pozwolił jej tak się zamęczać. Po co były te koncerty dla wojska, te piosenki i taniec, wszystko ponad siły. Rankiem lekarz powiedział mu, że pacjentka nie przeżyje następnego krwotoku. Michał poczuł tępy ból w piersi, ale teraz, kiedy siedział przy jej łóżku, starał się uśmiechać. I ona błysnęła słynnym, rozbrajającym uśmiechem Ordonki, jakiego nie miał nikt inny na świecie.
– Michał, na nagrobku napisz mi ten psalm: Tyś jest ucieczką moją; od uciśnieni, zachowasz mię, i piosenkami radosnego wybawienia uraczysz mię – poprosiła, a on skinął głową, że obiecuje.