Rozdział 9
Umm Husajn, żona ma'allima Kirszy, miała prawdziwe, poważne zmartwienie. Oto ma'allim Kirsza zarzucił swój ulubiony zwyczaj zapraszania przyjaciół, amatorów haszyszu, na taras, gdzie przesiadywali od północy do wschodu słońca, a zaczął spędzać wieczory daleko od domu. Niewątpliwie musiała być w tym jakaś ważna przyczyna. Nawiedzały ją więc smutne wspomnienia i powracał ból, który zatruwał jej życie. No bo cóż go skłaniało do spędzania nocy poza domem? Na pewno ta dawna, zgubna choroba? Pewno rozpustnik powie, że to po prostu chęć zmiany albo poszukiwanie lepszego miejsca na zimę. Ale gdzieżby ona wierzyła w podobnie kłamliwe usprawiedliwienia? Wiedziała, o co chodzi, tak jak i wszyscy w zaułku. Dlatego postanowiła podjąć zdecydowane kroki bez względu na następstwa. Mimo swoich pięćdziesięciu lat była silna i nie brakowało jej odwagi. Należała do tych kobiet w zaułku, które jak piekarka Husnijja i Umm Hamida były znane z hardości i nieustępliwości. Wszyscy wiedzieli o awanturach, jakie urządzała mężowi z
powodu jego nienormalnego sposobu życia. Słynęła też z wielkiego, grubego, zadartego nosa. Była kobietą płodną, urodziła sześć córek i jednego syna, którym był Husajn Kirsza. Wszystkie córki wyszły za mąż i miały burzliwe, pełne niekończących się nieszczęść pożycie małżeńskie. Tragedia najmłodszej była w swoim czasie na ustach wszystkich mieszkańców zaułka. W pierwszym roku małżeństwa znikła nagle, znaleziono ją w domu pewnego robotnika w Bulaku i ostatecznie oboje skończyli w więzieniu. Nieszczęście dziewczyny pogrążyło rodzinę w wielkim smutku, ale nie było to jedyne nieszczęście. Starej tragedii Kirszy też nie było widać końca. Umm Husajn wiedziała, co się kryje za nowym zwyczajem męża. Wypytała Amm Kamila, potem chłopca Sunkura, i tak dowiedziała się o młodzieńcu, który zaczął bywać ostatnio w kawiarni i którego ma'allim witał bardzo gorąco i sam mu podawał kawę! Zaczęła obserwować z ukrycia bywalców kawiarni, aż w końcu zobaczyła młodzieńca siedzącego po prawej stronie męża, widziała też, jak ma’allim
mu usługuje. Opanowało ją szaleństwo, otworzyły się stare rany. Po piekielnie męczącej nocy wstała w bardzo złym humorze. Nie miała jeszcze sprecyzowanego poglądu na sprawę i choć wrzało w niej, nie bardzo wiedziała, jakie podjąć kroki. Dawniej wiele razy wszczynała kłótnie, które do niczego nie prowadziły. Nie wahałaby się rozpocząć nowej, gdyby nie obawa przed plotkami.
Husajn Kirsza właśnie miał wychodzić do pracy, kiedy zwróciła się do niego wzburzona:
– Słyszałeś, synku, że ojciec szykuje nam nowy skandal?
Husajn natychmiast zrozumiał, o co chodzi. W jego małych oczach zapłonął gniew. Co za życie, ani jednego dnia bez kłopotów i awantur. I bez tych skandali miał powody do złości. Drażniło go wszystko dookoła i to właśnie pchnęło go do angielskiego wojska. Ale nowe życie wzmogło jeszcze jego gniew. Miał dość rodziny, domu i całego zaułka. Matka dolała teraz oliwy do ognia.
– No to co?! Czego chcesz ode mnie? – krzyknął. – Co ja na to poradzę? Już raz się wtrąciłem i co, o mało się nie pobiliśmy. Czy mam prowadzić ojca za rączkę?
Prawdę mówiąc, tego, co robił ojciec, nie uważał za grzech, ale gniewała go atmosfera skandalu, którą wywoływał, mierziły kłótnie, awantury i przekleństwa w domu. Sam „grzech” wcale go nie obchodził, co więcej, kiedy po raz pierwszy dowiedział się o nim, wzruszył ramionami i powiedział obojętnie: „Jest mężczyzną, a mężczyźnie wszystko wolno". Ale kiedy stwierdził, że rodzina stała się przedmiotem plotek i pośmiewiskiem, wpadł w gniew. Jego stosunki z ojcem były zawsze napięte, tak jak to zwykle bywa przy zderzeniu się dwóch natur podobnych; obaj byli gruboskórni, złośliwi i zapalczywi. Potem przyszedł ten skandal i rozdźwięki pogłębiły się, aż stali się prawie wrogami. Czasami kłócili się, czasami żyli zgodnie, ale ich gniew nigdy nie wygasał.
Umm Husajn nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie chciała być powodem nowej fali wrogości między ojcem i synem. Zostawiła więc Husajna, który wyszedł z domu, klnąc i ciskając gromy. Dzień spędziła w jak najpodlejszym nastroju. Nie miała jednak zamiaru się poddać. Postanowiła dać mężowi nauczkę, nawet gdyby miało ją to narazić na złośliwe plotki. Przedtem jednak chciała go ostrzec, poczekała więc do północy, kiedy bywalcy kawiarni się rozeszli, a mąż zabierał się do jej zamknięcia. Zawołała go przez okno. Mężczyzna spojrzał w górę:
– Czego chcesz, Umm Husajn?
– Wejdź na górę – powiedziała. – Mam ważną sprawę.
Ma'allim dał znak młodzieńcowi, żeby na niego poczekał, ciężko wszedł na schody i, dysząc, stanął na progu mieszkania.
– Czego chcesz? Nie mogłaś poczekać do jutra rana?
Stał nieruchomo na progu, jakby się bał zbezcześcić świętość obcego domu.
Umm Husajn patrzyła na niego oczami zaczerwienionymi od bezsenności i gniewu. Nie chciała jednak zaskakiwać go awanturą i powiedziała, opanowując wzburzenie:
– Wejdź, proszę.
– Mów, czego chcesz?
„Dlaczego zwleka jeżeli rzeczywiście ma mi coś do powiedzenia” – myślał Kirsza.
„Co za niecierpliwy człowiek? Całe noce spędza spokojnie poza domem, nie nudząc się, a nie może wytrzymać dwóch minut rozmowy" – myślała Umm Husajn. To jest jej mąż przed Bogiem i ludźmi, ojciec jej dzieci. Dziwne, ale mimo całego zła, jakie jej wyrządził, nie może go nienawidzić ani traktować obojętnie. Był jej mężem i panem, pragnęła mieć go wyłącznie dla siebie i walczyła o niego, ilekroć grzech wyciągał po niego rękę. Była dumna z niego, z jego powagi i pozycji w zaułku i władzy nad innymi ma'allimami. Gdyby nie ta jedna godna potępienia wada, nie znalazłaby mu równego w całym świecie. Oto teraz znowu odpowiada na wezwanie szatana i gdyby mógł się uwolnić od rozmowy z nią, umknąłby do niego natychmiast.
– Najpierw wejdź – powiedziała z gniewem. – Dlaczego stoisz na progu jak obcy?
Sapiąc z gniewu, ma'allim przekroczył próg i wszedł na korytarz.
– O co ci chodzi? – spytał ochrypłym głosem. – Odpocznij chwilę, to nie potrwa długo – powiedziała zamykając drzwi.
Spojrzał na nią podejrzliwie. „Czego chce ta kobieta? Znowu mi wchodzi w drogę”.
– Mów wreszcie, po co tracimy tyle czasu! – krzyknął.
– Spieszysz się, ma'allimie?
– Nie udawaj, że nie wiesz.
– A do czego ci tak śpieszno?
Jego podejrzenia spotęgowały się, a serce wypełniła wściekłość. Za jakie grzechy ma znosić tę kobietę? Żywił do niej uczucia niejasne i mieszane. Czasami ją kochał, czasami jej nienawidził. Ale zawsze kiedy go wzywała namiętność, nienawiść zwyciężała. Ogromniała jeszcze, kiedy dochodziło do awantury. W głębi ducha pragnął bardzo, żeby jego żona była kobietą rozsądną i aby pozostawiła go w spokoju. Oczywiście sobie nie miał nic nigdy do zarzucenia i dziwił się bardzo, że jego żona bez powodu sprzeciwia się jego poczynaniom. Czyż nie miał prawa robić, co mu się podoba? Jej obowiązkiem jest być mu posłuszną, bo zaspokajał wszystkie jej potrzeby i dał jej dobrobyt. Nie myślał poważnie o pozbyciu się jej, bo stała się już jedną z jego życiowych potrzeb, jak sen, haszysz, dom. Gdyby chciał, nikt by mu w tym nie przeszkodził. Wypełniała jakąś lukę w jego życiu, dbała o niego i w końcu nie miał nic przeciwko temu, żeby była jego żoną. Mimo to w gniewie zadawał sobie często pytanie: „Jak długo jeszcze ma znosić tę
kobietę ?”
– Nie bądź głupia! – krzyknął groźnie. – Powiedz mi, o co chodzi, albo pozwól mi odejść.
– Nic innego nie masz mi do powiedzenia?
– No tak, teraz wiem, że to ty nie masz mi nic do powiedzenia; lepiej połóż się spać, jak wszystkie rozsądne kobiety.
– Dlaczego ty się nie położysz spać, jak wszyscy rozumni mężczyźni?
– O tej porze? Jak ja mogę spać o tej porze? – ma'allim aż klasnął w dłonie ze zdziwienia i gniewu.
– A po co Bóg stworzył noc?
– A czy ja kiedy spałem w nocy? Chory jestem czy co?
– Żałuj za grzechy, ma'allimie, Bóg przebaczy pokornemu grzesznikowi, jeszcze nie jest za późno.
Powiedziała to celowo, żeby go doprowadzić do furii. I dopięła swego. Ma'allim już był pewny, w czym rzecz, ale ciągle udawał, że nie wie, o co chodzi.
– Dlaczego człowiek, który nie śpi w nocy, musi się kajać przed Bogiem?
– Kajaj się za to, co robisz po nocach.
– Chcesz, żebym skończył z tym, co jest moim życiem?
– Twoim życiem!
– Tak, haszysz to jest moje życie!
– A ten drugi haszysz?
Oczy Umm Husajn sypały iskry, a ręce swędziały, żeby uderzyć tę ciemną twarz.
– Palę tylko jeden gatunek – odpowiedział drwiąco.
– Ty tylko mnie spalasz. Dlaczego nie spędzasz nocy jak zwykle, na tarasie?
– A dlaczego nie mogę spać tam, gdzie mi się podoba? Na tarasie, na posterunku policji w Al-Dżamalijja, w zarządzie miejskim. Co ci do tego?
– Ale dlaczego zmieniłeś miejsce nocnych libacji?
Ma'allim wzniósł oczy do nieba i krzyknął: – Boże, bądź moim świadkiem. Chroniłeś mnie dotychczas przed sądami, bo przydzieliłeś mi stały sąd w domu, ale dowiedz się – ma'allim opuścił głowę – że dom nasz stał się podejrzany i szpiedzy krążą wokół niego.
– Ciekawe, czy przypadkiem ten rozpustny młodzieniec nie jest jednym z tych szpiegów, którzy wypędzają cię z gniazda?
Och, to już była zbyt jasna aluzja. Twarz mu zbladła, stała się prawie szara.
– Który młodzieniec?
– Ten rozpustnik, któremu sam podajesz herbatę, jakbyś był kelnerem, jak Sunkur.
– A co w tym złego? Szef może obsługiwać klientów jak kelner.
– To dlaczego na przykład nie usługujesz Amm Kamilowi? – zapytała głosem drżącym z wściekłości. – Dlaczego nie usługujesz nikomu poza tym rozpustnikiem?
– Rozsądek nakazuje lepiej obsługiwać nowych klientów.
– Można tak powiedzieć, ale to, co ty z nim robisz, jest skandaliczne i rozpustne.
– Powstrzymaj język, ty wariatko – ma'allim pogroził jej pięścią.
– Wszyscy ludzie z wiekiem mądrzeją, ale ty...
Ma'aillim klął przez zęby, ale ona nie zwracała uwagi.
– Wszyscy ludzie z wiekiem mądrzeją, tylko ty im jesteś starszy, tym masz mniej rozsądku.
– Zwariowałaś, kobieto, na życie Al-Husajna, zwariowałaś, oby Bóg ci za to zapłacił.
– Tacy ludzie jak ty zasługują na tortury – krzyknęła. – Skończmy wreszcie z tymi skandalami, skończmy z tymi poniżającymi nas plotkami.
– Bóg ci za wszystko zapłaci. Bóg ci zapłaci.
– Dziś słyszą mnie tylko te cztery ściany – krzyczała z rozpaczą – ale jutro usłyszą mnie wszyscy! .
– Grozisz mi?
– Tak, grożę tobie i twoim przyjaciołom. Jeszcze zobaczysz, do czego jestem zdolna.
– Wydaje mi się, że najpierw ci rozwalę ten szalony łeb.
– He, he, na Boga, haszysz i rozpusta nie zniszczyły ci sił? Przecież ty nawet ręki nie możesz już podnieść do góry. Jesteś skończony... skończony!
– Jestem skończony przez ciebie. Kto niszczy mężczyzn, jeśli nie kobiety!
– Jestem najbardziej godną pożałowania kobietą ze wszystkich.
– A to dlaczego? Urodziłaś sześć córek i syna... nie licząc poronień.
– Jak ci nie wstyd mówić tu o dzieciach? Nawet one nie powstrzymują cię od tarzania się w rozpuście.
Ma'allim uderzył pięścią w ścianę, wstał i skierował się do drzwi.
– Wariatka, szalona – powtarzał.
– Co, straciłeś już cierpliwość? – krzyknęła. – A może ci żal tego, który tam tak długo czeka? Zobaczysz, jeszcze spotka cię kara za tę rozpustę, ty bezwstydniku!
Ma'allim trzasnął – drzwiami, aż zadzwoniło. Umm Husajn zacisnęła pięści i postanowiła się zemścić.