Kiedy tylko pickup wtoczył się na krawężnik, siedzący na chodniku geekowie zrozumieli, że będą kłopoty. „Pieprzeni falowcy” krzyknął przez okno jeden z kowbojów. Z samochodu wyleciała butelka po piwie i roztrzaskała się o ziemię. Geekowie, którzy wyszli z klubu, by porozmawiać z dala od zgiełku muzyki, już dobrze to znali. W Boise w 1988 bycie przyłapanym publicznie bez paska z szeroką klamrą i kowbojskiego kapelusza było poważnym wykroczeniem.
Jeden z nich zrobił coś, czego kowboje się nie spodziewali: wstał. Max Butler był wysoki i szeroki w ramionach, a imponujące wrażenie, jakie robiła jego sylwetka, potęgowała jeszcze fryzura, irokez z kolców, który dodawał mu prawie dziesięć centymetrów wzrostu. „Falowiec?”, zapytał spokojnie, udając, że nie zna popularnego w Boise slangowego określenia fanów muzyki nowofalowej i innych dziwaków. „A co to jest?”. Dwaj kowboje pogrozili mu, zaklęli i ruszyli z piskiem opon i furkotem chlapaczy.
Odkąd spotkali się w ogólniaku, Max stał się nieoficjalnym ochroniarzem grupy kumpli, komputerowych nerdów z Meridian w stanie Idaho, „sypialni”, którą wtedy oddzielało od Boise trzynastokilometrowe pstrokate pasmo pól uprawnych. Sto lat wcześniej ojcowie miasta nadali mu nazwę Meridian [Południk], ze względu na jego umiejscowienie dokładnie na Południku Boise, jednej z trzydziestu siedmiu niewidzialnych linii biegnących z północy na południe, które tworzą osie Y w systemie pomiarów amerykańskiej ziemi. Ale to była prawdopodobnie jedyna niezwykła rzecz związana z miastem, w którym wszystkie dziewczyny należały do szkolnej drużyny rodeo.
Rodzice Maksa pobrali się w młodym wieku i przenieśli się do Idaho z Phoenix, gdy był niemowlakiem. W pewien sposób Max łączył w sobie ich najlepsze cechy: Robert Butler był weteranem wojny w Wietnamie i entuzjastą nowych technologii, który prowadził sklep komputerowy w Boise. Natalie Skorupsky była córką ukraińskich imigrantów - humanistką i osobą miłującą pokój, lubiła się relaksować oglądając Weather Channel i filmy przyrodnicze. Max przejął od matki system wartości - unikał czerwonego mięsa, papierosów, alkoholu i narkotyków, jeśli nie liczyć niefortunnego eksperymentu z żuciem tytoniu. Ojciec zaraził go wielką pasją do komputerów. Chłopak dorastał w otoczeniu egzotycznych maszyn - od gigantycznych komputerów biznesowych, które zajmowały dwa biurka po pierwsze „przenośne” kompaktowe komputery IBM wielkości walizki. Mógł się nimi bawić do woli. Kiedy miał osiem lat, zaczął programować w BASIC-u.
Rozwód rodziców wytrącił Maksa z równowagi. Miał wtedy czternaście lat. Ojciec został w Boise, a on z matką i młodszą siostrą Lisą zamieszkali w Meridian. W wyniku tych wydarzeń nastolatek całkiem się załamał i ograniczył do dwóch trybów funkcjonowania: relaksu i napadów szału. Kiedy jego maniakalna strona brała górę, świat był zbyt wolny, aby za nim nadążyć. Jego mózg poruszał się z prędkością światła i koncentrował się niczym promień lasera na zadaniu, które miał wykonać. Kiedy dostał prawo jazdy, prowadził swojego Nissana nie zdejmując nogi z pedału gazu. Pędził od jednego znaku stop do następnego, z laboratoryjnymi goglami na nosie, niczym szalony naukowiec przeprowadzający eksperyment z zakresu fizyki newtonowskiej.
Max chronił swych przyjaciół, a oni próbowali chronić Maksa przed nim samym. Jego najlepszy kumpel, genialny dzieciak Tim Spencer, uważał, że świat Maksa jest ekscytujący, ale nieustannie powstrzymywał żywiołowość przyjaciela. Pewnego dnia wynurzył się ze swego domu i zobaczył go nad skomplikowanym geometrycznym wzorem płonącym na trawniku. Max znalazł w pobliżu kanister z benzyną. „Max, to jest nasz dom!”, wykrzyknął Tim. Max wybełkotał przeprosiny, kiedy obaj zadeptywali płomień.
*
To właśnie ta impulsywna strona Maksa sprawiła, że przyjaciele postanowili nie mówić mu o kluczu.
Geekowie z Meridian znaleźli pęk kluczy w niezamkniętym biurku na zapleczu laboratorium chemicznego. Przez pewien czas tylko je oglądali, wysuwając szufladę, kiedy instruktora z laboratorium nie było w pobliżu, i sprawdzali, czy ciągle jeszcze tam są. W końcu ukradli je, przeszmuglowali z laboratorium i zaczęli dyskretnie testować na różnych zamkach na kampusie Meridian High. W ten sposób odkryli, że jeden z nich był głównym kluczem do szkoły: otwierał frontowe drzwi i wszystkie pozostałe.
Zrobili cztery kopie, po jednej dla każdego z nich: Tima, Setha, Luke’a i Johna. Dokładnie wytarty z odcisków palców pęk kluczy powrócił w mrok biurka w laboratorium chemicznym. Wszyscy zgodnie zdecydowali, że Max nie może się o tym dowiedzieć. Główny klucz do szkoły to talizman, z którym należy się obchodzić bardzo ostrożnie, a nie marnować na głupoty. Przysięgli więc, że zachowają go na wielki dowcip w ostatniej klasie. Wślizną się do szkoły i przejmą szkolny radiowęzeł puszczając muzykę w każdej klasie. Aż do tej chwili cztery klucze pozostaną w ukryciu – brzemię niesione w milczeniu przez każdego z nich.
Nikomu nie podobało się trzymanie tego w sekrecie przed Maksem, ale widzieli, że był on już na prostej drodze do konfliktu ze szkolną administracją. Drwił z programu zajęć, a kiedy nauczyciel nudził na temat historii lub pisał równania na tablicy, Max siedział w ławce przeglądając komputerowe wydruki z osiąganego dzięki modemowym połączeniom Internetu sprzed narodzin WWW i systemów bulletin board. Jego ulubioną lekturą był internetowy hakerski newsletter „Phrack”, produkt sceny hakerskiej końca lat osiemdziesiątych. W jego prostej, surowej wersji Max mógł śledzić wyczyny redaktorów takich jak Taran King i Knight Lightning i autorów jak Phone Phanatic, Crimson Death i Sir Hackalot.
Pierwsze pokolenie dorastające w erze domowych komputerów próbowało władzy, którą w miało w zasięgu ręki, a „Phrack” był dawką wywrotowej elektronicznej informacji ze świata wykraczającego daleko poza granice sennego Meridian. Typowy numer magazynu wypełniały samouczki na temat sieci, takich jak Telenet i Tymnet, opartych na komutacji pakietów, przewodniki po komputerach (takich jak COS-MOS) używanych w firmach telefonicznych i szczegółowe analizy systemów operacyjnych dużej skali, na których pracowały wielkie i małe komputery w dobrze wyposażonych klimatyzowanych pomieszczeniach na całym świecie.
„Phrack” śledził również pilnie najnowsze doniesienia z frontu walki między hakerami i ich przeciwnikami w stanowej i federalnej policji, która właśnie zaczynała doceniać wyzwania rzucane przez hakerów prowadzących swą działalność dla rozrywki. W lipcu 1989 absolwent Cornell Robert T. Morris Jr. został oskarżony na podstawie świeżo przyjętego federalnego prawa dotyczącego przestępstw komputerowych, po tym jak puścił w obieg pierwszego internetowego robaka - wirusa, który zaatakował sześć tysięcy komputerów, zapychając łącza i powodując zawieszenie się systemu. W tym samym roku w Kalifornii młody Kevin Mitnick został po raz drugi aresztowany za działalność hakerską i skazany na rok więzienia - wówczas był to zaskakująco surowy wyrok.
Max stał się „Lordem Maksem” systemu bulletin board w Boise i zagłębił się w arkanach sztuki dzwonienia za darmo - tradycji hakerskiej sięgającej lat siedemdziesiątych. Kiedy przy pomocy modemu Commodore 64 wyszukiwał kodów darmowych długodystansowych połączeń, miał pierwsze starcie z władzami federalnymi: agent Secret Service z biura w Boise odwiedził go w szkole i przedstawił dowody nielegalnych połączeń. Ponieważ Max był nieletni, nie został oskarżony. Agent ostrzegł go jednak, by zmienił swoje postępowanie, zanim wpadnie w poważne kłopoty.
Chłopak zarzekał się, że rozumie swój błąd.
Potem wydarzyło się coś, co było nie do pomyślenia. Max zauważył dziwny kształt na kółku do kluczy Johna i spytał, co to jest. Ten wyznał mu całą prawdę.
Obaj weszli do szkoły tej samej nocy i wpadli w szał. Jeden z nich, a może obaj nagryzmolili hasła na ścianach, rozpylili pianę z gaśnicy po korytarzach i splądrowali zamkniętą szafę w laboratorium chemicznym. Max zgarnął cały asortyment chemikaliów i ułożył je na tylnym siedzeniu swego samochodu.
Telefon Setha zadzwonił nazajutrz wczesnym rankiem. To był Max; zostawił koledze prezent na podwórku przed domem. Na trawniku leżały butelki z chemikaliami. Seth spanikował, pozbierał je i zaniósł za dom, gdzie złapał za łopatę i zaczął kopać dół.
Wtedy matka przyłapała go na zakopywaniu dowodów.
– Wiesz, że muszę o tym powiadomić szkołę, tak? – powiedziała.
Seth został zaprowadzony do biura dyrektora i dokładnie przepytany, odmówił jednak wydania wspólnika. Jeden po drugim wszyscy geekowie ze szkoły w Meridian byli ściągani przez umundurowaną straż szkolną na przesłuchanie, niektórzy z nich w kajdankach. Kiedy przyszła kolej na Johna, puścił farbę. Wezwano policję, która znalazła alarmującą żółtą plamę po jodynie na tylnym siedzeniu samochodu Maksa.
Kradzież chemikaliów została potraktowana bardzo poważnie. Wyrzucono Maksa ze szkoły i postawiono przed sądem dla nieletnich. Przyznał się do celowego uszkodzenia własności, włamania pierwszego stopnia i kradzieży. Spędził też dwa tygodnie w szpitalu na obserwacji psychiatrycznej, gdzie został zdiagnozowany jako chory na psychozę dwubiegunową. Ostatecznie sprawa skończyła się nadzorem sądowym. Matka wysłała go do Boise, by zamieszkał z ojcem i uczęszczał do Bishop Kelly, jedynego katolickiego liceum w całym stanie.
Pierwszy wyrok był mały, ale gwałtowność i złośliwość, które do niego doprowadziły, tkwiły głęboko w osobowości Maksa. A jego przeznaczeniem było posiadać znacznie więcej głównych kluczy.