Dzieci polskich, rosyjskich i ukraińskich robotnic przymusowych z Hanoweru zabierane były natychmiast po urodzeniu matkom i umierały po kilku dniach, najczęściej wskutek chorób, głodu i braku opieki - twierdzą autorzy publikacji _Groby pozbawione nazwisk_.
Omówienie wydanej w ubiegłym roku książki ukazało się w najnowszym numerze czasopisma „Przeżyć”, wydawanego przez Federalny Związek ds. Informacji i Pomocy Poszkodowanym przez Nazizm.
Grupa niemieckich historyków - Janet Anschuetz, Stephanus Fischer, Irmtraud Heike i Cordula Waechtler - zbadała historię utworzonej w 1943 roku przez hitlerowskie władze placówki dla zagranicznych położnic w Godshorn. Określają ją mianem placówki służącej zabijaniu rasowo niepełnowartościowych dzieci, szacując liczbę ofiar na 400 w Hanowerze i 50 tysięcy w całej Dolnej Saksonii. Wskaźnik umieralności polskich dzieci w Godshorn sięgał 100 procent - twierdzą autorzy.
Impulsem dla podjęcia badań były sygnały od przyjeżdżających od lat 90. zeszłego wieku do Hanoweru Polek, poszukujących śladów po swych zmarłych w latach 1943-1945 dzieciach. Historycy oparli się głównie nadokumentach cmentarza w Seelforst, gdzie do maja 1945 roku chowano ofiary wojny, w tym zmarłe dzieci.
Hanower był w czasie II wojny światowej ośrodkiem przemysłu zbrojeniowego. W blisko 500 obozach rozlokowanych w mieście i jego okolicach przetrzymywano 60 tys. robotników przymusowych, w tym wiele kobiet. Ciężarne Polki odsyłano początkowo do kraju. Ze względu na koszty władze III Rzeszy zrezygnowały z tej praktyki, tworząc od 1943 roku na miejscu domy dla położnic. Z powodu systematycznego i zamierzonego głodzenia dzieci nazywano je ośrodkami masowego zabijania - czytamy w publikacji.
Pierwszy potwierdzony przypadek śmierci zanotowano już pięć dni po otwarciu placówki w Godshorn.Urodzony w lipcu synek polskiej robotnicy Julii Sa. zmarł 28 sierpnia 1943 r. na serce, jak napisano w akcie zgonu.
Z oficjalnych danych urzędu stanu cywilnego w Langenhagen wynika, że w Godshorn przyszło na świat 453 dzieci obcych rasowo.
Były burmistrz miasta ocenia wskaźnik śmiertelności na 75 procent. W dokumentach potwierdzona jest śmierć 267 dzieci, czyli 59 procent. Autorzy twierdzą, że w rzeczywistości wskaźnik śmiertelności bliski był 100 procent.
Najczęstszymi przyczynami śmierci były biegunka, czyraki oraz niedożywienie.
Odpowiedzialni za śmierć dzieci przymusowych robotnic uniknęli kary - piszą krytycznie niemieccy historycy. Do książki dołączono listę nazwisk zidentyfikowanych zmarłych dzieci oraz wspomnienia kilku robotnic przymusowych.
Anschuetz zapewniła, że rozpoczęte w 1998 roku badania poświęcone losom robotników przymusowych w Hanowerze będą kontynuowane.
– Zabiegamy o środki finansowe, bo przyznane wcześniej fundusze kończą się w przyszłym roku – wyjaśniła.
Dzięki zaangażowaniu grupy historyków anonimowe dawniej miejsce pochówku dzieci na cmentarzu Seelhorst zaznaczone jest obecnie wiatraczkami, ustawionymi przez uczniów z okolicznych szkół.
Jeden z autorów, Fischer oprowadza po cmentarzu klasy szkolne. W książce historyk opisuje zdziwienie 12-letniej uczennicy, która zareagowała na jego wyjaśnienia pytaniem: „Naprawdę tak było? To nie jest zmyślona historia? Jeśli tak, to znaczy że wojna była naprawdę - to straszne!”