– Kapitanie – zawołał Van Gelder. – Proszę się obudzić.
– Co jest? Co się dzieje?
– Challenger zwiększył prędkość do prawie dwunastu węzłów.
– Jaki kurs?
– Na południe.
– Wchodzi jeszcze dalej pod lodowiec? To bez sensu.
– Challenger przyśpiesza. Prędkość piętnaście węzłów.
– On chyba zwariował. Musi przecież wiedzieć, że w ten sposób nas nie zgubi. Dodatkowy hałas tylko nam ułatwia pościg. Sternik, zwiększyć szybkość. Nie tracić kontaktu!
Sternik potwierdził rozkaz. Voortrekker przyśpieszył. Van Gelder poczuł, jak okręt przechyla się w skrętach, dzięki którym omijał podwodne przeszkody.
– Pierwszy oficerze – powiedział nawigator – czas nawrotu przeciwnika przy tak zwiększonej szybkości znacznie się skrócił.
Van Gelder wiedział, że kalkulacja punktu zwrotnego Challengera opiera się na założeniu, iż będzie uciekał spod lodowca z możliwie maksymalną prędkością. A teraz, im szybciej Challenger zagłębiał się pod lodowiec, tym dłużej będzie musiał spod niego uciekać, gdyż odległość do pokonania zwiększy się. “To skomplikowane, ale od tego właśnie są nawigatorzy”.
Van Gelder zobaczył, że ter Horst przygląda się poprawionym szacunkom nawigatora na swoim ekranie.
– Niechcący zmusza mnie do działania, Gunther. Musimy go zniszczyć już teraz.
– Zgadzam się, kapitanie. – Gdyby płynęli dalej za Challengerem z tą szybkością, oba okręty uwięzłyby pod lodem. Van Gelder przypomniał sobie wcześniejsze wywody ter Horsta o setkach wybuchów termonuklearnych, o nadciśnieniu, o miażdżeniu kadłubów.
– Fuller chyba sfiksował albo wpadł w panikę, albo też nienawidzi mnie tak bardzo, że chce nawet popełnić samobójstwo, aby tylko mieć pewność, że ja też zginę.
– Wciąż jeszcze możemy zawrócić, kapitanie, i pozostawić go swojemu losowi.
– O, nie. Zamierzam skończyć z nim raz na zawsze. – Ter Horst rzucił ponownie spojrzeniem na wyświetlacz czasu pozostałego do nawrotu. Zielone cyfry nieubłaganie zbliżały się do zera. – Mamy jeszcze trochę czasu.. Przygotować wyrzutnie numer dwa, cztery i sześć we wszystkich aspektach. Otworzyć pokrywy zewnętrzne. Ustawić wszystkie Sea Liony na maksymalną siłę rażenia. Salwa wachlarzem, pokrywającym wielokierunkowe namiary na Challengera.
– Gotowe.
– Ustawić wszystkie torpedy na pasywny sonar, gdyby zawiodło sterowanie przewodowe.
– Ustawione!
– Wyrzutnia numer dwa, wystrzał.
– Torpeda pracuje normalnie.
– Wyrzutnia numer cztery, wystrzał.
– Torpeda pracuje normalnie.
– Wyrzutnia numer sześć, wystrzał.
– Torpeda pracuje normalnie.
Technicy sterowali torpedy w kierunku Challengera. Ponieważ były małe i łatwo dawało się nimi manewrować, mogły płynąć z maksymalną szybkością siedemdziesięciu pięciu węzłów. Challenger był bezradny. Przewody zahaczyły o głazy oraz występy lodowe i rozerwały się. Van Gelder natychmiast o tym zameldował.
– To nie ma znaczenia, Gunther. Mamy go na widelcu.
– Tak jest.
Ter Horst westchnął.
– Po wszystkim, co dotąd było, to wydaje się teraz takie łatwe... Nigdy nie sądziłem, że doznam aż tak wielkiego zawodu, gdy faktycznie powinienem czuć ogromną radość. Mój najgodniejszy przeciwnik zaraz zginie. My uciekniemy, a bomby wodorowe spadną na lodowiec. Co mogę zrobić na bis po tym występie?
– Kapitanie, wszystkie trzy torpedy zbliżają się do jednego punktu. Chyba złapały ten sam, autentyczny kontakt. Trzy torpedy w zasięgu śmiertelnego rażenia Challengera... Na razie brak odpowiedzi.
– To oczywiste. Całkowicie go zaskoczyliśmy. Nawet nie ma w wyrzutniach tych swoich Mark 88, żeby się bronić.
Van Gelder przyjrzał się mapie taktycznej.
– Trafienia nastąpią lada moment.
Ter Horst kazał wyłączyć głośniki sonaru.
Wodą pod lodowcem wstrząsnęły trzy potężne eksplozje. Ich echa i odbicia skumulowały się w ciągłym, potężnym grzmocie. Siła wybuchów zmiotła kawałki lodu tak daleko, że ich fragmenty posypały się na kopułę dziobową i kiosk Voortrekkera. Głazy odrywały się od lodowca lub też toczyły się po dnie morskim. Lodowiec zaskrzypiał boleśnie, wibrując pękał i kruszył się nad okrętem.
W kadłub uderzyły kolejne odłamki lodu. Hałas był tak potężny, że Van Gelder bardziej go czuł niż słyszał. Jego mózg zalewały fale natarczywych bodźców. Całe wyposażenie w centrali ogarnęły wibracje. Voortrekker kołysał się i podrywał jakby do skoku. Sternik daremnie starał się zniwelować te fatalne turbulencje.
Przed okrętem wyłonił się nowy problem. Uwięziony pod lodem żar detonacji atomowych rozchodził się na boki, zmieniając siłę wyporu Voortrekkera. Ter Horst wydał rozkazy. Szef wachty walczył, aby utrzymać okręt na równym kilu. Mimo wysiłków jego i sternika, Voortrekker okazał się zbyt ciężki w podgrzanej wybuchami wodzie.
– Dowódca wachty – ryknął ter Horst. – Alarm kolizyjny.
Van Gelder prawie nie słyszał alarmu w powodzi decybeli z zewnątrz zalewających centralę. Trzymał się mocno, gdy okręt uderzył w dno, wzbijając kłęby mułu i ocierając się o skały. Straszliwy hałas na zewnątrz niemal nie ustawał. Marynarze potrząsali głowami, chcąc pozbyć się dzwonienia w uszach. Na ekranach Van Geldera pojawiły się meldunki o uszkodzeniach, nadchodziły zresztą także przez interkom i wewnętrzny telefon. Trzeba było dokonać kilku napraw, na szczęście nic poważnego. Paru marynarzy odniosło rany, ale życiu żadnego z nich nie groziło niebezpieczeństwo.
Hałas zmniejszył się na tyle, że krzyk stał się znowu dosłyszalny.
– Wyrzutnie numer osiem, wypuścić sondę – gromkim głosem wydał rozkaz ter Horst.
– Tak jest. – Van Gelder powtórzył polecenie.
– Sonda działa normalnie!
Urządzenie płynęło powoli przed okrętem. Hałas z zewnątrz z wolna zamierał, jednak ekrany sonarów w centrali pokazywały jedynie nic nie znaczący śnieg.
– Sam będę sterował sondą – zapowiedział ter Horst. – Musimy mieć absolutną pewność, że Challenger został zniszczony.
Van Gelder w mig zrozumiał, że to tylko wymówka. Ter Horst, co było dla niego charakterystyczne, chciał swoje oczy napaść szczątkami Challengera. Nie było możliwości, żeby okręt Fullera przeżył te detonacje.
Obraz z sondy transmitował kabel światłowodowy. Dane z aktywnego sonaru były zniekształcone przez echo zakłóceń po eksplozjach, a ścieżka sygnałów okazała się bardzo chaotyczna z powodu unoszących się w wodzie licznych odprysków lodu oraz chmur pęcherzyków powietrza. Gdy próbnik zbliżył się do miejsca detonacji, ter Horst przełączył kamery z trybu skanowania laserowego na telewizję działającą w warunkach niedoświetlenia. Van Gelder zdziwił się, ale po chwili zrozumiał.
– Spójrz na to – powiedział ter Horst. – Ta czerwono-żółta poświata w tle, blisko lodowca. To musi być stygnąca plazma z eksplodujących głowic. – Ter Horst był zachwycony, Poświata wolno bladła, więc ter Horst znowu włączył laserowy skaner. Próbował także uzyskać jakieś dane z sonaru sondy.
Van Geldera zdumiały dane i obrazy, jakie pojawiły się na ekranach.
Energia termiczna bardzo zakłóciła propagację dźwięku, obrazy z miejsca detonacji były nieostre, pomarszczone. Energia kinetyczna eksplozji odłupała ogromne bryły lodu, które stanęły w poprzek między dnem a lodowcem, blokując dostęp do miejsca, gdzie znajdował się wrak Challengera.
– Nie powstrzyma mnie to – powiedział ter Horst. – Muszę zobaczyć ścierwo Challengera.
Z dna wzbiło się tyle mułu, że obraz był niemal bezużyteczny. Po chwili światłowód zahaczył o coś i pękł. Zastępcze łącze dźwiękowe okazało się zupełnie nieprzydatne.
– Wypuścić szybko drugą sondę! – Ter Horst lekko operował joystickiem, szukając przerw między wielkimi bryłami odłupanego lodu. W końcu wprowadził sondę przez szczelinę, włączając jej sonary i kamery na maksymalną moc. Poruszał się po omacku, używając sygnałów, jakie sonda mogła uzyskać z najbliższej odległości.
Van Gelder zobaczył ogromny krater wybity w lodowcu przez Sea Liona. Bliźniaczy krater znajdował się w morskim dnie. Mijały kolejne minuty.
– Aha! – Ter Horst zauważył jakieś szczątki. Nałożył na siebie obrazy z kamery i aktywnego sonaru, po czym zlecił komputerowi ich połączenie. – Co o tym sądzisz, Gunther?
Van Gelder przyglądał się zamglonemu obrazowi.
– Gdybym nie wiedział, co się stało, uznałbym, że to fragment kadłuba miniłodzi.
– Oczywiście. Została wbita do hangaru Challengera, a potem wyrzucona na zewnątrz, gdy rozpadł się cały okręt.
Ter Horst szukał dalszych elementów wraku. Kilkakrotnie przemieszczał sondę w przód i w tył nad miejscem eksplozji. Wzbierała w nim frustracja.
– Gdzież on jest? Powinno tam być znacznie więcej szczątków!
– Torpedy w wodzie! – wrzasnął szef sonarów. – Dwie, trzy, cztery torpedy od naszej rufy. Idą wachlarzem, są blisko i zbliżają się szybko. To amerykańskie nuklearne Mark 88!
Ter Horst zbladł.
– Co takiego?
– Kapitanie – powiedział szybko Van Gelder. – Musimy uciekać.