George Orwell, dobry lewak
George Orwell stał się ofiarą własnego sukcesu. Jego "Folwark zwierzęcy" i "Rok 1984" to dziś klasyczne pozycje - omawiane w szkołach, ekranizowane, zaliczane do kanonu literatury XX wieku.
Jednak ich olbrzymia popularność przesłoniła inne osiągnięcia pisarza. Tymczasem Orwell był także wybornym publicystą, dociekliwym dziennikarzem, okrutnym recenzentem i przenikliwym komentatorem. Moralistą pełnym paradoksów. Zagorzałym socjalistą atakującym Związek Sowiecki i demaskującym brytyjskich komunistów; zaprzysięgłym wrogiem faszyzmu broniącym innych przed oskarżeniami o faszyzm; członkiem brytyjskiej klasy średniej gardzącym "wydelikaconymi" chłopcami takimi, jak on; krytykiem przemocy z przeszłością na froncie. Przypomina nam o tym zbiór jego pism zatytułowany Gandhi w brzuchu wieloryba wydany niedawno przez Frondę.
Eric Arthur Blair ("George Orwell" to literacki pseudonim) urodził się 25 czerwca 1903 roku w indyjskim Bengalu. Jak sam mówił, jego rodzina wywodziła się z "dolnej wyższej klasy średniej", dzieciństwo słynnego pisarza nie charakteryzowały więc żadne lęki czy gwałtowne wydarzenia. Tym bardziej, że ojciec rodziny, Richard Walmesley Blair, piastował ciepłą posadkę w kolonialnej administracji.
Eric był bardzo utalentowany i niespecjalnie zbuntowany. Jako trzylatek trafił do Wielkiej Brytanii, by tu uczyć się w ekskluzywnej prywatnej szkole St Cyprian's School. Dostał się do niej dzięki stypendium i przychylności dyrektora, gdyż jego rodziny nie było na tak dobrą placówkę stać. To tutaj zwrócił uwagę na charakterystyczne dla brytyjskiego społeczeństwa rozwarstwienie społeczne, o którym dużo będzie pisał w późniejszych latach. "Szybko przekonałem się, że pochodzę z biedniejszego domu niż inne dzieci" - wyznał kiedyś, dodając jednocześnie, iż nienawidził St Cyprian's School. Nic więc dziwnego, że uszczęśliwiły go przenosiny do elitarnego Eton College, gdzie uczył się do 18 roku życia, poznając chociażby Aldousa Huxleya, przyszłego autora Nowego wspaniałego świata .
Wydelikaceni angielscy komuniści
Warto pamiętać, w jakich warunkach kształtował się charakter Orwella, pomaga to bowiem zrozumieć jego krytycyzm wobec brytyjskiej klasy średniej. Wykształcony w elitarnych szkołach autor "Folwarku zwierzęcego" czuł się z nią głęboko związany. Tym bardziej bolała go głupota i krótkowzroczność bogatych Anglików o lewicowych poglądach. Dawał temu wyraz w najciekawszym fragmencie "Gandhiego w brzuchu wieloryba" - eseju "W brzuchu wieloryba". Wychodząc od Zwrotnika Raka Henry'ego Millera (chwali książkę za odwagę i swoistą "przyziemność"), docierał w tym tekście do krytyki brytyjskiej inteligencji i jej komunistycznych sympatii. I nie szczędził ostrych słów zachodnim "pożytecznym idiotom".
Artykuł powstał w 1940 roku. Orwell, weteran wojny domowej w Hiszpanii (opisał ją w reportażu Hołd dla Katalonii ), wiedział już wtedy doskonale jak naprawdę funkcjonował system sowiecki. Przekonał się o tym na własnej skórze zaledwie trzy lata wcześniej, gdy wspierający stronę republikańską Rosjanie postanowili "przeczyścić" szeregi stronników. Pisarz, służący w Robotniczej Partii Zjednoczenia Marksistowskiego (POUM), znalazł się wraz z żoną na czarnej liście NKWD. Obwołany faszystą i poszukiwany przez Gwardię Cywilną musiał uciekać z Hiszpanii, by ratować życie.
Łatwo więc zrozumieć, że oburzały go komunistyczne sympatie brytyjskich inteligentów. "Co bardziej hałaśliwi komuniści są w efekcie rosyjskimi agentami, udającymi międzynarodowych socjalistów" - pisał przypominając, że stalinowski Związek Sowiecki nie ma nic wspólnego z demokracją czy socjalizmem, zaś czystek i politycznego cynizmu (ZSRR były w tym czasie sprzymierzone z III Rzeszą) nie da się w żaden sposób wytłumaczyć. Zdaniem Orwella poplecznicy Stalina, krytykujący rządy Churchilla i nawołujący do międzynarodowej rewolucji, wiedli na Wyspach "łatwe i bezpieczne życie (...) wydelikaconej i wyemancypowanej klasy średniej". Dowodził, iż angielska klasa średnia "osiągnęła taką pełnię miękkości i łatwości", że stała się "chwalebnie niezdolna do zrozumienia czym to wszystko jest w rzeczywistości".
Na stronach "W brzuchu wieloryba" Orwell zrobił to samo, co Czesław Miłosz w Zniewolonym umyśle - rozłożył osobowość angielskiego inteligentna na czynniki pierwsze i wytłumaczył skąd drzemiąca w nim fascynacja zbrodniczym systemem. Co ciekawe, zdaniem Brytyjczyka wynikała ona z tęsknoty za konserwatywnym, tradycyjnym systemem wartości, który runął w latach 30.
Świadkowie kryzysu finansowego i politycznego poprzedniej dekady przestali wierzyć w ideały swoich dziadków, ale nie oznaczało to wcale, iż nie tęsknili za stałymi, do których mogliby się odwoływać. Partia komunistyczna stała się więc "przedmiotem wiary". "Oto był Kościół, było wojsko, ortodoksja i dyscyplina" - pisał Orwell, przypominając, że przed falą fascynacji komunizmem panowała moda na wstąpienia do Kościoła katolickiego (co w anglikańskiej Wielkiej Brytanii było zjawiskiem niezwykłym). "Wszystkie rodzaje lojalności oraz wszelkie przesądy (...) , mogły teraz powrócić spiętrzoną falą, ukryte pod powierzchownym kamuflażem. Patriotyzm, religia, imperium, potęga militarna - wszystko to można było ująć jednym słowem: Rosja. Ojciec, władza, przywódca, bohater, zbawiciel - tym wszystkim był Stalin. Bóg - Stalin. Diabeł - Hitler. Niebo - Moskwa. Piekło - Berlin. Wszystkie luki zostały wypełnione".
Atak na poetę
Orwell świetnie rozumiał motywacje swoich przyjaciół po piórze, ale nie zamierzał ich usprawiedliwiać. Szczególnie mocno dostało się poecie Wystanowi H. Audenowi tłumaczącemu w wierszu "Hiszpania" czystki w szeregach republikanów frazą o "niezbędnych morderstwach" (ang. "necessary murder"). "Mogła ona wyjść spod pióra jedynie kogoś, dla kogo morderstwo jest co najwyżej słowem" - atakował Orwell przypominając, że dla Hitlera i Stalina zabijanie to niezbędny i konieczny środek prowadzący do celu, a działająca na usługach dyktatorów propaganda łagodziła wymowę tych czynów używając określeń takich jak "likwidacja" czy "eliminacja".
Współczesnego czytelnika "W brzuchu wieloryba" może zaskoczyć wściekłość, z jaką Orwell atakował Audena ("na amoralizm w stylu Audena można sobie pozwolić tylko wtedy, kiedy samemu przebywa się tam, gdzie nie padają strzały") - poetę, który po tym co zobaczył w Hiszpanii odciął się od komunistów i odmówił im dalszego poparcia. Jednak dla Stalina i jego zwolenników Orwell pozostawał bezlitosny.Łatwiej to zrozumieć po przeczytaniu książki do końca i zapoznaniu się z historią listy "kryptokomunistów i poputczików" sporządzonej przez Orwella po II wojnie światowej i przekazanej angielskiemu wywiadowi. Znaleźli się na niej zachodni intelektualiści, dziennikarze i pisarze, których autor "Folwarku zwierzęcego" podejrzewał o komunistyczne sympatie i działanie na korzyść ZSRR, a na szkodę Wielkiej Brytanii.
Radykalizm pisarza świetnie obrazuje też jego podejście do powstania warszawskiego. W sierpniu 1944 roku, w odpowiedzi na krytykę, jaka spadła na zrywających się do boju Polaków pisał na łamach "Tribune": "Chciałem zaprotestować przeciwko tchórzliwemu nastawieniu do powstania w Warszawie brytyjskiej prasy (...). Generalnie zostało stworzone wrażenie, że Polacy zasługują na klęskę, nawet jeżeli robią dokładnie to, do czego nawołują ich alianckie rozgłośnie w ostatnich latach (...). To jest moje przesłanie skierowane do lewicowych dziennikarzy i generalnie do całej inteligencji. Pamiętajcie, że każdy z was zapłaci za swoją nieszczerość i tchórzostwo. Nawet nie myślcie, że przez lata będziecie służalczo lizać buty sowieckiego reżimu (lub jakiegokolwiek innego reżimu) i nagle znowu powrócicie do duchowej godności. Raz się skurwisz - kurwą zostaniesz".
Faszyzm - puste słowo
Nie mniej krytyczny był Orwell wobec faszystów, tutaj jednak sprawa była o wiele prostsza - w Anglii nie działała popularna partia faszystowska przekonująca obywateli, że interesy III Rzeszy są najważniejsze. Stąd też ataki na narodowych socjalistów, choć niepozbawione pasji, są bardziej wyważone. Owszem, dla autora "Roku 1984" faszyzm był istotą europejskiego bandytyzmu i ucieleśnieniem wszystkiego, co złe w polityce międzynarodowej, ale jednocześnie było to zło oczywiste, nazwane i odkryte, nie podszywające się, tak jak komunizm, pod dobro i nie szastające hasłami o braterstwie czy równości.
Orwell, wyzywający komunistów od kurew, potrafił stanąć w obronie oskarżanych o faszystowskie sympatie. Nawet, jeżeli rzucający te oskarżenia mieli do nich solidne podstawy. Najbardziej zaskakującym tekstem zamieszczonym w "Gandhim w brzuchu wieloryba" jest artykuł "W obronie P. G. Wodehouse'a". Pisarz bronił w nim nieco już dziś zapomnianego angielskiego prozaika, który w 1940 roku został pojmany przez nazistów podbijających Belgię. Trzymany w niemieckiej niewoli Wodehouse, zgodził się wystąpić w kilku pogadankach radiowych w zamian za obietnicę wcześniejszego zwolnienia. Sprawa wzbudziła w Wielkiej Brytanii wielkie kontrowersje, a nieszczęsny prozaik był atakowany za sprzymierzanie się z wrogiem.
Tymczasem Orwell odrzucał te oskarżenia, uznając, że jedynym grzechem Wodehouse'a była zbytnia lekkomyślność. "Do udziału w audycji mogła go skłonić otrzymana obietnica wcześniejszego zwolnienia (...), nie potrafił sobie jednak uświadomić, iż to, co uczynił, godziło w interesy brytyjskie". Dlaczego? Światopogląd Wodehouse'a pozostał bowiem światopoglądem ucznia z ekskluzywnej szkoły (tej samej, która wychowała "wydelikaconą klasę średnią"), który nie mógłby dopuścić się zdrady. Nie ze względu na niesamowitą odwagę, ale dlatego, że w kodeksie dżentelmena nielojalność to niewybaczalny grzech. Orwell zrzuca więc przewinienie Woodhouse'a na zwykłą "ignorancję polityczną", zapominając jak ostro potraktował Audena.
Ciekawie i zaskakująco aktualnie brzmią próby zdefiniowania przez Orwella, czym tak naprawdę jest faszyzm - a przynajmniej co słowo to oznacza w debacie publicznej. W jednym z felietonów z serii "As I Please" wymieniał, że* faszystami nazywa się zarówno konserwatystów, jak i socjalistów. Komunistów i trockistów. Katolików i nacjonalistów. Pacyfistów i militarystów.* Jego zdaniem słowo "faszyzm" niemal zupełnie pozbawione zostało znaczenia: "Słyszałem już, jak stosowano je w odniesieniu do farmerów, sklepikarzy, Kredytu Społecznego, kar cielesnych, polowań na lisa, walk byków, Komitetu 1922, Komitetu 1941, Kiplinga, Gandhiego, Czang Kaj-szeka, homoseksualizmu, pogadanek radiowych Priestleya, schronisk młodzieżowych, astrologii, kobiet, psów i nie wiem czego jeszcze".
Jak więc najłatwiej zdefiniować faszyzm? Instynktownie, tak jak definiował je "niemal każdy Anglik", jako "znęcanie się nad słabszymi". Ta definicja pozwalała Orwellowi nie tylko piętnować narodowy socjalizm, ale i uchwycić jego sedno. Dzięki niej łatwo zrozumieć jego rozczarowanie cynicznymi europejskimi politykami, którzy obłaskawiali Hitlera, zamiast pomóc słabszym. Bo właśnie pomaganie słabszym było, w ujęciu Orwella, tym, co powinni robić przyzwoici ludzie.
Socjalista pełną gębą
Wydaje się, że George Orwell poświęcał w swoich pismach więcej uwagi komunizmowi niż faszyzmowi, dlatego, że sam uważał się za człowieka lewicy. Tym bardziej bolała go intelektualna miałkość lewicujących intelektualistów i ich zafascynowanie komunizmem. On sam wierzył w socjalizm demokratyczny. I choć dostrzegał, iż w kapitalistycznej Wielkiej Brytanii żyje się o wiele lepiej niż w Związku Sowieckim, wcale nie uważał tego za wielkie osiągnięcie.
Jeszcze w latach 30. przekonał się, jak naprawdę bytuje angielski proletariat. Zbierając materiały do reportażu Droga na molo w Wigan przeprowadził się do tego robotniczego miasta i wynajął łóżko w "odrażającym pensjonacie". Tekst ten niedawno przypomniało polskim czytelnikom wydawnictwo Timof i Cisi Wspólnicy, publikując z okazji Polskiego Dnia Darmowego Komiksu krótką komiksową adaptację "Drogi..." autorstwa Joe Sacco . Orwell odkrywał tu przerażający świat nędzy i głodu. Największym zdumieniem napawał go fakt, iż epoka industrialna, która zapewniła kapitalistom bogactwo, wigańskim górnikom nie przyniosła żadnej odmiany losu. Wciąż żyli w ciasnych "domach-ruinach" o "cieknących ścianach" i pozbawionych kanalizacji. "Można przebyć, jak przypuszczam, dosłownie setki mil ulic zamieszkanych przez górników, z których każdy wraca codziennie z kopalni czarny jak
Murzyn, i nie znaleźć po drodze ani jednego domku, w którym ktoś taki mógłby się wykąpać". A przecież ci czarni od sadzy górnicy to szczęściarze, którzy mieli prace - los bezrobotnych był jeszcze gorszy.
Sacco kończył swoją miniaturę następującym cytatem:* "Powinnością socjalisty jest ponowne wydobycie go (socjalizmu - przyp. T.P.) na światło dzienne"*. To konieczne, gdyż już w latach 30. ustrój ten leżał na deskach, pokonany przez kapitalizm. Problem jednak w tym, że, jak twierdził Orwell, "klasę robotniczą zraziły do siebie burżujsko-socjalistyczne 'oszołomy'". Na zabawnej liście takich "psujów" umieszczał między innymi "wegetarian, nudystów, 'osoby noszące sandały', kwakrów, maniaków seksualnych, pacyfistów i zwolenników feminizmu".
Słabość socjalizmu była dla Orwella tym boleśniejsza, że uważał, iż to jedyny "realny przeciwnik" dla faszyzmu. Tymczasem proletariusze, nie potrafiąc się zorganizować, musieli żyć w świecie urządzonym przez kapitalistów ("ciałem był wprawdzie obecny w schronisku, ale duszą przebywał gdzieś w czystym eterze klas średnich" - czytamy o włóczędze wypowiadającym się ze zrozumieniem o marnowaniu jedzenia).
O tym, jak wyglądał ten świat można się przekonać nie tylko z "Drogi na molo w Wigan", ale i z dwóch reportaży opublikowanych w "Gandhim w brzuchu wieloryba". Pierwszy z nich, "Schronisko dla włóczęgów" to zapis jednego dnia z życia bezdomnego kloszarda. Drugi zaś, "Pod kluczem", skupia się na warunkach panujących w tymczasowych aresztach (by go napisać, Orwell upił się i zaczepił policjantów; cały projekt zakończył się tylko częściowym powodzeniem, gdyż jego celem była odsiadka w więzieniu; niestety sąd uznał, że jednodniowy areszt to wystarczająca kara).
To przygnębiające świadectwa nędzy i beznadziei. Portret ludzi żyjących z dnia na dzień, tułających się od schroniska do schroniska, popadających w długi. Pozostawieni sami sobie, pozbawieni opieki państwa, nie potrafią odzyskać kontroli nad własnymi życiami. Co ciekawe, Orwell zwracał uwagę, iż taki system jest na rękę kapitalistom. "Nie boję się więzienia, tylko utraty pracy"cytował nieszczęśników, z którymi dzielił celę i konstatował, iż takie myślenie "dowodzi, jak bardzo prawo traci swoją moc w porównaniu z kapitalistą".
Solidarność po hekatombie
Jaka jest więc recepta George'a Orwella? Solidarność. Międzyklasowa i międzynarodowa.
Biedniejszym może być trochę lepiej, jeżeli bogaci zgodzą się, by im było trochę gorzej. Jeżeli wychylą się z bezpiecznej bańki swojej klasy i dostrzegą otaczające ich ubóstwo. Orwell nawoływał do tego w felietonach i pogadankach radiowych. Wytykał, że choć rządowa propaganda powtarzała, iż "wszyscy jadą na jednym wózku", lepiej usytuowanym wciąż żyło się o wiele wygodniej. Zwracał uwagę na problem zaopatrzenia. Zgryźliwie pisał: "nieprzestrzeganie zasady racjonowania żywności (...) stawia w sytuacji uprzywilejowanej osoby dysponujące znaczną ilością gotówki i wolnego czasu", mając na myśli oczywiście klasę wyższą, której poziom życia nie zmienił się nawet pomimo szalejącej na kontynencie wojny.
Ale na tym nie poprzestawał. Weteranowi hiszpańskiej wojny domowej oczywista wydawała się także solidarność pomiędzy narodami. Dlatego w tekście ze stycznia 1946 roku atakował tych Brytyjczyków, którzy byli przeciwnikami pomocy dla zrujnowanych państw europejskich (w tym pokonanych Niemiec). Korzystał przy tym z argumentów, mogących trafić do "racjonalnych" głów nawołujących, by Wielka Brytania "raczej sama się wyżywiła, zamiast dokarmiać niemieckie dzieci". "W 1918 roku 'realiści' również opowiadali się za utrzymaniem blokady żywnościowej po zawieszeniu broni. Utrzymaliśmy tę blokadę, a dzieci, które wtedy głodowały, bombardowały nas z powietrza w 1940 roku. (...) Podobny efekt przyniesie zapewne zwiększanie naszych własnych przydziałów żywnościowych (...) podczas gdy Europa będzie wciąż cierpiała głód". Tekst kończy radą, by w angielskich gazetach publikować jak najwięcej zdjęć głodnych dzieci z Węgier, Austrii, Grecji czy Niemiec. "By do naszej świadomości dotarło, co czynimy".
I jest to rada, której dobrze by było posłuchać i dzisiaj, 70 lat po jej opublikowaniu. Tak jak warto pamiętać, że autor "Folwarku zwierzęcego" i "Roku 1984" opublikował coś więcej, niż tylko te dwie powieści.
Tomasz Pstrągowski