Trwa ładowanie...
wopr
Dawid Góra
14-02-2023 15:44

Gdy własne życie ma mniejszą wartość niż zabawa i przyjemność

- My wyciągamy zwłoki i przekazujemy je policji. Nie będę kłamać – takie sytuacje zostają w tyle głowy. Ale staram się ich nie rozpamiętywać. Długo pracuję w zawodzie, i jakkolwiek to nie zabrzmi, takie przypadki są dla mnie standardowe - mówi Radosław Wiśniewski, ratownik MOPR. Tak wygląda ich praca.

Tak wygląda praca ratowników MOPRTak wygląda praca ratowników MOPRŹródło: East News, fot: Robert Stachnik/REPORTER
d105nq1
d105nq1

Przeczytajcie fragment książki Dawida Góry, dziennikarza Wirtualnej Polski, "WOPR. Życiu na ratunek". Dawid Góra nominowany jest w plebiscycie Lubimy Czytać w kategorii "Debiut". Głosować możecie, klikając w ten link.

Styczeń, 2017 roku, godzina 14.13. Okolice Królewskiego Rogu między jeziorami Darwin i Kisajno. Mazurskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe dostaje zgłoszenie o wędkarzu, który wpadł do wody, jadąc na quadzie.

Adam Soczewka i jego teść, kierownik stacji Harsz-Skłodowo, wsiadają do poduszkowca. Lecą na miejsce. W tym czasie Soczewka zakłada suchy skafander. Będzie trzeba nurkować w lodowatej wodzie. Pogoda fatalna. Szarówka, mgła, grząskie miejsca niezamarzające nawet przy trzaskającym mrozie. Świadomość, że być może teraz ktoś tonie, tylko wzmaga stres.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Bezpieczeństwo nad wodą. Na to szczególnie zwróć uwagę

Nagle ratownicy zauważają, że z szarzyzny wyłania się człowiek. Idzie po zamarzniętej tafli jeziora, ciągnąc za sobą sanki. Podlatują.

d105nq1

- Nie widział pan kogoś w wodzie? Dostaliśmy wezwanie, ale nie możemy znaleźć, w którym to miejscu. Tutaj nic nie widać – Soczewka liczy na pomoc. Choćby niewielką. To ostatnia szansa na to, że ratownicy zadziałają odpowiednio wcześnie, aby wydobyć osobę i podjąć resuscytację.

Mężczyzna zachowuje się, jakby zobaczył ducha. Jest w szoku. Coś mamrocze; ratownicy rozumieją co drugie słowo. - Nie widziałem. Idę ratować kolegę – mówi, po czym nadal stoi w miejscu. Nie wygląda na kogoś, kto spieszy na pomoc.

Ratownicy patrzą po sobie niepewnie.

– Dokąd pan idzie?

d105nq1

Zdezorientowany mężczyzna machinalnie wskazuje kierunek palcem.

- Wsiadaj pan! – krzyczą ratownicy.

Mężczyzna wchodzi do poduszkowca. Ratownicy ruszają we wskazane miejsce. Z szarówki wyłania się quad. Unosi się na wodzie kołami do góry. Wokół roztrzaskany lód.

Decyzja Soczewki nie może być inna: - Skaczę!

Nurkuje z asekuracją. Widoczność fatalna. W wodzie niczego nie dostrzega.

d105nq1

Wynurza się.

– Nie ma go. Schodzę pod lód.

Ratownicy co do zasady nie mogą zapuszczać się daleko pod zamarzniętą pokrywę. Od tego są nurkowie. Teraz jednak trzeba działać szybko.

Soczewka do skafandra przypina linę. Teść trzyma ją, pozostając na poduszkowcu. Odlicza do dziesięciu. Kiedy skończy, niezależnie od wszystkiego, co się wydarzy, ma ciągnąć za linę. To, w razie wypadku, zabezpieczy moprowca przed długim pozostaniem pod wodą.

d105nq1

Ratownik nurkuje. Trzyma się blisko krawędzi płata lodu.

To wystarczy. Szybko zauważa na oko studwudziestokilogramowego mężczyznę unoszącego się w toni zaraz pod lodem. Odpina linę. Inaczej go nie wyciągnie. Mężczyzna zaraz może opaść na dno.

Chwyta za pachy i próbuje przeciągnąć.

Nie da rady. Jest za ciężki.

Ratownik w sekundę podejmuje decyzję. Przepina linę na stary wojskowy pas, który ma na sobie mężczyzna. Lina się napina. Ciało płynie w kierunku nieosłoniętego lodem obszaru jeziora. Ratownik wraca. Prosi o wyjęcie ciała na poduszkowiec. On będzie pomagać z wody.

d105nq1

Siłują się we trzech i nie mogą podjąć mężczyzny. Gruba odzież, którą założył, nasiąknęła wodą. Do stu dwudziestu kilogramów masy ciała doszedł ciężar kilkudziesięciu litrów wody. W ułamku sekundy Soczewka czuje przeraźliwy chłód. I prawdziwą fizyczną bezsilność.

- Wychodź! – woła go teść z poduszkowca.

- Nie mogę podnieść rąk.

- Nie wygłupiaj się. Wyłaź!

- Ale naprawdę nie mogę!

d105nq1

Po kilku minutach w wodzie, ratownik zaczął wpadać w ostrą hipotermię. Słyszał, że w takich wypadkach nie sposób wykonać nawet prostego gestu. Teraz czuje to na własnym ciele.

Nie boi się utonięcia. Bez przesady. Ale nie ma pojęcia, jak wejść do poduszkowca. Resztkami sił zarzuca rękę na burtę. Raz, drugi, trzeci. Udaje się dopiero za piątym. Palcami stóp wyczuwa pokaźną krę. Odpycha się od niej najmocniej, jak potrafi. Udało się. Wykończony wpada na pokład.

Dzwoni telefon. Teść prosi Soczewkę, żeby odebrał. Ten nie ma siły zacisnąć ręki na smartfonie. Potem usłyszy, że trudno było go zrozumieć, bełkotał. Dopiero po trzech minutach wszystko wróciło do normy.

Mężczyznę po kilku próbach wyciągnęli na łódkę. Resuscytacja nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Zmarł.

- Zdawałem sobie sprawę, że szanse na uratowanie go są nikłe. Ale trzeba było podjąć próbę. Jedno, czego byłem pewny w stu procentach, to że zrobiliśmy dosłownie wszystko, co się dało – tłumaczy Soczewka, która wtedy miał trzydzieści sześć lat.

Cała sytuacja i to, jak ubranie mężczyzny nasiąknęło wodą, przypomina mu o niezwykle istotnym aspekcie przebywania zimą nad akwenami.

- W sklepach można kupić wędkarski kombinezon asekuracyjny. Kosztuje jakieś osiemset, może tysiąc zł. Tyle że ten kombinezon może ułatwić co najwyżej znalezienie zwłok w niego obleczonych. Woda wlewa się do kombinezonu! To prawda, że utrzymuje na wodzie, ale co z tego, skoro jedna noga waży jakieś trzydzieści kilogramów. Najpierw trzeba wylać wodę, a dopiero potem można próbować wydostać się z przerębla. Poprosiliśmy kiedyś jednego instruktora, żeby zbadał tę sprawę. Potrzebował piętnastu minut, aby bezpiecznie wyjść w takim kombinezonie. Oczywiście, jeśli wpadnie się do przerębla, to takie ubranie utrzyma człowieka na powierzchni. Ale jeśli pomoc nie przyjdzie odpowiednio wcześnie, po prostu zamarznie – ostrzega ratownik MOPR.

Podkreśla przy tym, że za taką samą sumę można kupić suchy skafander, który nie wpuszcza wody. Zapewnia też większy komfort termiczny. Pod spód wystarczy założyć ciepłą bluzę i kurtkę.

- Instruktor potem pisał do firm produkujących kombinezony lodowe, ale żadna nie odpisała. – Moprowiec pamięta to doskonale. - Podstawą są kolce lodowe. Ale oczywiście wcześniej trzeba być pewnym, że lód nas utrzyma. Niezależnie od tego, w czym i z czym na niego wejdziemy.

Przypadek

9 lutego 2017 roku. Sześć stopni poniżej zera. Dwóch mężczyzn jedzie toyotą RAV4 po zamarzniętym jeziorze Dargin na Mazurach. Planują wydrążyć przerębel i łowić ryby. Głośny trzask wyrywa ich z rozmowy o wędkowaniu. Orientują się, że pod kołami samochodu pęka lód. Przód pojazdu powoli zaczyna się zapadać.

Natychmiast otwierają drzwi i wyskakują z auta. Mają szczęście. Tył samochodu wciąż jest na powierzchni. Lód tylko częściowo załamał się pod ciężarem dużego terenowego wozu. Dzwonią na numer alarmowy MOPR. Proszą o wyciągnięcie samochodu z wody. Dokładnie opisują położenie pojazdu. Uśmiechy, głęboka ulga.

12 lutego 2018 roku. Jeden stopień poniżej zera. Ok. godziny 11.00 dzwoni telefon alarmowy MOPR. Dyżurny dostaje informację o starszym mężczyźnie, który na jeziorze Kisajno wpadł pod lód. Wcześniej razem z kolegą jeździł po cienkiej tafli - jeden na quadzie, drugi na sankach przywiązanych do niewielkiego pojazdu.

To przerażony towarzysz zabawy wezwał MOPR. Wcześniej sam wpadł do wody, ale udało mu się wydostać. Ratownicy uruchamiają poduszkowiec. Błyskawicznie docierają w okolice Ptasiego Rogu. Spod lodu wydobywają nieruchome ciało. Resuscytacja, transport na brzeg. Przekazują mężczyznę ratownikom medycznym.

Lekarz stwierdza zgon. Zmarły to ten sam mężczyzna, sześćdziesięciodziewięciolatek, który rok i trzy dni wcześniej z kolegą wezwał MOPR do tonącego samochodu.

30 maja prokuratura rejonowa w Giżycku oskarża młodszego mężczyznę o nieumyślne spowodowanie śmierci. Według ustaleń sześćdziesięcioczterolatek wjechał na lód quadem, gdy warunki atmosferyczne nie wskazywały na wystarczającą grubość lodu.

W procesie oskarżony nie przyznaje się do winy i odmawia składania wyjaśnień. Dostaje nieprawomocnie rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Do tego grzywnę w wysokości ośmiu tysięcy złotych.

"Nie mogę tego zrozumieć"

- W zimie rzadko mamy kontakt z rodzinami zmarłych. Najczęściej do wypadków dochodzi podczas aktywności w grupie znajomych. My wyciągamy zwłoki i przekazujemy je policji. Nie będę kłamać – takie sytuacje zostają w tyle głowy. Ale staram się ich nie rozpamiętywać. Długo pracuję w zawodzie, i jakkolwiek to nie zabrzmi, takie przypadki są dla mnie standardowe. Nie chciałbym, aby praca i to, co w niej widzę, miała wpływ na moją rodzinę. Szczególnie że przypadki śmiertelne nie są rzadkością – nie ukrywa Radosław Wiśniewski, ratownik MOPR.

Podkreśla, że interwencje ratowników zimą i latem różnią właściwie wyłącznie warunki pogodowe pracy. Przyczyny wypadków śmiertelnych są podobne.

- Nonszalancja, głupota, chęć zaimponowania innym. Po co wchodzić np. na Morskie Oko w dziesięć osób? To chyba jasne, że lód może się załamać. Na Mazurach podobnych przypadków jest sporo. Niestety nie wszystkich udaje się uratować – przyznaje Wiśnia.

MOPR od dawna uczula, że jedyny bezpieczny lód to ten na lodowisku. W jeziorze, a tym bardziej w rzece występują prądy, nad którymi lód zawsze jest cieńszy. Przyrasta też wolniej, a więc trudniej ocenić, czy jest wystarczająco gruby, aby utrzymać człowieka.

- Odradzam wchodzenie na zamarznięte jeziora i rzeki. Kiedy już jednak podejmiemy decyzję, że idziemy na lód, poinformujmy rodzinę czy znajomych, gdzie się wybieramy, o której tam mamy być i kiedy zamierzamy wrócić – tłumaczy ratownik. - Ubierzmy się też odpowiednio. Są specjalne skafandry, które nie nasiąkają szybko wodą. Pamiętajmy też o kolcach lodowych (wiesza się je na szyi, a podczas akcji wyjmuje z zacisków i wbijając w lód, podciąga na powierzchnię). Kiedy wpadniemy do przerębla bez sprzętu, nie mamy szans wygrać walki z wodą, lodem i temperaturą. Kolce pomagają w wyjściu na powierzchnię. No chyba że nasze życie cenimy niżej od przyjemności i zabawy.

Albo od wartości materialnej. Wiśniewski nie może zapomnieć sytuacji sprzed dziesięciu lat. Wydarzyła się na jeziorze Seksty.

Około trzydziestoletni fotograf szukał pleneru do sesji.

- Przejechał samochodem po lodzie na środek jeziora. Było wcześnie rano. Udało mu się dotrzeć do miejsca docelowego. Powrót zaplanował tą samą trasą. Niestety kiedy wracał, lód się pod nim załamał. Szczęśliwie udało mu się wyjść z samochodu. Najciekawsze jest jednak to, że po chwili wrócił do auta, bo… zapomniał wziąć aparatu. Zostawił go na przednim siedzeniu. Miał tyle szczęścia, że zdążył wyjść z aparatem, zanim samochód zanurzył się głębiej. Nie jestem w stanie tego zrozumieć - nie dowierza do dziś Wiśniewski i dodaje: - Przepraszam, ale nie ma tak wartościowej rzeczy, po którą wróciłbym do tonącego samochodu w środku zimy.

Książka "WOPR. Życiu na ratunek" Dawida Góry nominowana jest w kategorii "Debiut" w plebiscycie Książka Roku 2022 organizowanego przez Lubimy Czytać.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d105nq1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d105nq1