„Łatwo i przyjemnie jest gawędzić o naszych przodkach, gdy nikt nie wie, o kogo chodzi” - fragmenty książki François Reynaerta.
Wszyscy Francuzi powiedzą: „naszymi” przodkami są Galowie. No dobrze. Ale od jak dawna? Czy na przykład Ludwik XIV albo Ludwik IX Święty też uważali, że pochodzą od tych pradawnych amatorów piwa zbożowego? Oczywiście, że nie! Gdy mowa o pochodzeniu, to w systemie monarchicznym liczy się wyłącznie osobisty rodowód władcy. Tak więc dla Kapetyngów jedyną godną uznania genealogią (zresztą fałszywą) jest ta, która wywodzi ich ród od Chlodwiga. On to, jako pierwszy barbarzyński król, który przyjął katolicki chrzest, otrzymał boskie namaszczenie.
Wraz z rewolucją francuską fundamentem władzy staje się naród. Trochę jakby przez analogię próbuje się wówczas znaleźć dla niego wspólnego przodka. I tak oto dokonuje się ekshumacji słynnych Galów, którzy wówczas byli znani tylko kilku erudytom. Czy to oznacza, że Galia i Galowie w ogóle nie istnieli? Rzecz jasna istnieli, ale nie w tym „postasteriksowskim” kształcie, w jakim ich sobie wyobrażamy. Przed podbojem dokonanym przez Juliusza Cezara nie istniał jeden kraj zamieszkany przez Galów, a jedynie wielki obszar cywilizacyjny: świat celtycki obejmujący różne ludy niezachowujące politycznej jedności, ale dzielące ze sobą te same umiejętności, tych samych bogów, należące do tej samej rodziny językowej. Rozciągał się on od Szkocji aż po Dunaj.
„Galowie” to nazwa nadana przez Rzymian tym Celtom, którzy byli ich sąsiadami. Dziś więc słusznie byłoby pisać o „przodkach Celtach”.
François Reynaert
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.