Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 11:03

Firewall

FirewallŹródło: Inne
d4i7yg0
d4i7yg0

- Mam na imię Nick. Czy ma pani coś dla mnie?
- Owszem, czekam na ciebie ľ powiedziała nawet nie mrugnąwszy okiem. ľ Czy masz przy sobie komórkę albo pager?
- Tak, mam komórkę ľ odpowiedziałem, kiwnąwszy głową. Miałem w dupie to, co powiedział Wal. Zabrałem komórkę, bo później miałem zadzwonić do kliniki.
- Czy mogę prosić, abyś ją wyłączył?
- Jest wyłączona ľ odpowiedziałem. Byłoby głupotą marnować baterie wcześniej, kiedy jeszcze siedziałem na motorze.
Nachylając zręcznie kask, aby nie wypadł mi z niego pistolet, sięgnąłem prawą ręką do kieszeni, wyjąłem telefon i pokazałem jej wyświetlacz.
Podziękowała mi grzecznie, a wtedy drzwi się zamknęły i usłyszałem zgrzyt odpinanego łańcucha. Drzwi rozwarły się, ale zamiast zostać na miejscu i mnie wpuścić, gospodyni odwróciła się i poszła w głąb mieszkania, mówiąc:
- Czy zechciałbyś zamknąć za sobą drzwi, Nick?
Przekroczyłem próg i poczułem zapach pasty do podłóg. Poszedłem za nią korytarzem, starając się zapamiętać rozkład mieszkania. Dwuskrzydłowe drzwi po obu stronach korytarza były zamknięte, ale te w odległym końcu korytarza były uchylone. Drewniana jasna podłoga, drzwi i ściany pomalowane na biało. Nie zauważyłem żadnych mebli ani obrazów; nie było nawet wieszaków na płaszcze. Skierowałem teraz swoją uwagę na kobietę Lebiedia. Pomyślałem, że wtedy w Finlandii wydawała się taka wysoka, bo była w szpilkach. Miała chyba około metr siedemdziesiąt, a na nogach kowbojskie buty ze ściętym szpicem, których obcasy stukały rytmicznie. Szła jak supermodelka po wybiegu. Jej nogi opinały dżinsy od Armaniego, którego metka na tylnej kieszeni poruszała się w górę i w dół w takt jej ruchów. Nie mogłem oderwać od niej oczu.

Wsunąłem pistolet do prawej kieszeni kurtki, a telefon przełożyłem do lewej, przez cały czas patrząc na nią. Pomyślałem, że Armani powinien jej za to płacić. Już się niemal zdecydowałem, że chyba kupię sobie jedną parę.
Drzwi po prawej stronie były otwarte i zerknąłem do kuchni, gdzie było równie sterylnie jak w korytarzu: surowe białe taborety przy barku, żadnego czajnika, żadnych listów. Wyglądało to tak, jakby nikt tutaj nie mieszkał.
Wszedłem teraz za gospodynią do salonu. Była to duża biała przestrzeń z trzema białymi krzesłami pośrodku. Muślinowe zasłony czyniły światło dnia przyćmionym i zamglonym.
Jedynymi przedmiotami oprócz krzeseł były cztery bardzo duże torby od Harveya Nicholsa, sprawiające wrażenie, jak gdyby miały zaraz pęknąć na spojeniach i czarna torba od Waterstone’a ujawniająca kształty znajdujących się w środku książek. Przeszedłem do odległego rogu pomieszczenia i oparłem się o ścianę. Przez podwójne szyby okien dobiegał słaby pomruk pojazdów.
Kobieta Lebiedia pochyliła się nad jedną z toreb i wyciągnęła dużą jasną kopertę.
- Mam na imię Liv. Walentyn przesyła ci pozdrowienia - powiedziała podając mi kopertę - i oczywiście wyrazy wdzięczności. To dla ciebie. Sto tysięcy dolarów. Zdumiewające! To wystarczy na dach, likwidowało dług w klinice i po zdeponowaniu w banku, zostawało jeszcze na cztery miesiące leczenia.
Liv wyciągnęła wypielęgnowaną rękę, która zdradzała, że nie była już nastolatką. Skórę na twarzy miała krystalicznie czystą i nie potrzebowała żadnego makijażu. Musiała mieć koło trzydziestki. Włosy spadały jej do ramion, a część ich podzielona nad lewym okiem ginęła za uchem.
Było widać, że dzisiaj polerowała paznokcie, by nadać im połysk. Nie nosiła żadnych pierścionków, bransoletek, kolczyków ani naszyjników. Jedyną biżuterią, jaką miała, był dyskretny złoty zegarek na czarnym skórzanym pasku.

Z drugiej jednak strony ozdoby były jej tak potrzebne jak Wenus z Milo aksamitny kołnierz i diamentowa tiara. Zaczynałem rozumieć, dlaczego Wal wolał Finlandię niż Rosję.
Nie zamierzałem otwierać koperty w jej obecności, bo nie chciałem pokazać, że brak mi zaufania. Owszem, nie miałem go, ale nie chciałem, aby ona o tym wiedziała.
Nie miałem czasu, aby wcześniej zdobyć o niej więcej informacji. Po raz pierwszy dowiedziałem się o jej istnieniu w dniu, kiedy Wal przyjechał do Finlandii, czyli trzy dni wcześniej, zanim ujrzałem ją w windzie. Działania wywiadowcze nie polegają na podziwianiu kogoś, lecz na zbieraniu informacji. Teraz jednak mogłem sobie na to pozwolić. Nigdy dotąd nie widziałem kobiety z tak doskonale symetryczną twarzą - mocną szczęką, pełnymi wargami i oczami, które sprawiały wrażenie, że wszystko widzą, ale tego nie zdradzają. Jej posągowa sylwetka wyglądała tak, jakby została ukształtowana bardziej przez kajakarstwo albo wspinaczkę niż lekcje rytmiki.
Czułem przez bąbelki folii, że w kopercie znajdują się paczki banknotów, i to właśnie spowodowało, że wróciłem do rzeczywistości. Położyłem kask na podłodze, rozpiąłem kurtkę i wsadziłem kopertę do środka.
Liv odwróciła się, podeszła do krzesła i usiadła obok swoich zakupów. Stałem nadal pod ścianą, ale zaprosiła mnie ruchem ręki, by usiąść obok niej, ja jednak wolałem stać, by móc zareagować w razie, gdyby Liv miała gdzieś ukrytych kilku kolesiów o kwadratowych łbach, a samo spotkanie okazało się niezbyt przyjazne.
Zaczynałem zazdrościć Lebiediowi. Pieniądze i władza zawsze przyciągają piękne kobiety. Moja skrzynka pocztowa pełna była ostatnio zawiadomień, które wywołałyby raczej odwrotny skutek. Siedząca Liv patrzyła na mnie w ten sam sposób, jak robił to Mr Spoke stojąc na mostku USS Enterprise, gdy mniemał, że sytuacja nie jest normalna. To było takie samo spojrzenie, jakim zaszczyciła mnie w hotelu: przenikliwe, badawcze; jak gdyby usiłowała naprawić coś w mojej głowie, ale jej się to nie udawało. Poczułem się nieswojo, więc schyliłem się, aby podnieść kask.
Usiadła wygodniej i skrzyżowała długie nogi.
ľ Nick, mam dla ciebie propozycję od Walentina.
Pozostawiłem kask tam, gdzie leżał, ale nie powiedziałem nic. Nauczyłem się już, że mamy dwoje uszu, lecz tylko jedne usta. Jej spojrzenie było chłodne. ľ Czy to cię interesuje? ľ zapytała. Pewnie, że tak. Nie zamierzałem spędzić całego dnia na owijaniu w bawełnę, ale ona nie wyglądała na kogoś, kto składa taką propozycję ot, tak sobie. No cóż, w takim razie trzeba w to wejść.
― A czego chce ode mnie? - zapytałem.
― To jest proste zadanie, ale trzeba je przeprowadzić delikatnie. Walentyn potrzebuje kogoś, a chce abyś tym kimś był ty, kto pomógłby innej osobie wejść do pewnego domu w Finlandii. Ta inna osoba to kryptograf albo wykwalifikowany haker, jeśli wolisz. W tym domu znajdują się komputery, a ten haker musi do nich dotrzeć i zapisać ich zawartość na dysk laptopa. Zanim mnie o to zapytasz, wyjaśnię, że chodzi tu jedynie o jakieś informacje o konkurencji, które Walentyn bardzo chce mieć.

d4i7yg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i7yg0

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj