Trwa ładowanie...
fragment
12-05-2010 02:20

Felix Castor 3. Przebierańcy

Felix Castor 3. PrzebierańcyŹródło: Inne
d4i7yg0
d4i7yg0

Odcinek 1

Niezbyt często bywam na pogrzebach, a kiedy już się zjawiam, to zazwyczaj albo pijany w trupa, albo nafaszerowany ziołową bombą ogłuszającą w rodzaju salwinoriny, do tego stopnia, że zaczynam tracić czucie od stóp w górę; przypomina to stopniowe wygaszanie centralnego układu nerwowego. Dziś byłem trzeźwy jak świnia, a to dopiero początek moich zmartwień. Na cmentarzu panował przeraźliwy ziąb – tak mocny, że czułem go nawet przez rosyjski wojskowy szynel (nigdy nie walczyłem, ale szara piechota to stan umysłu). Słońce wciąż tkwiło w zimowej przechowalni, porywisty wschodni wiatr szorował mi twarz ostrym pilnikiem, a poczucie winy atakowało umysł niczym ostry drut, powoli przegryzający się przez bryłę lodu.

– Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz – powiedział ksiądz, a przynajmniej do tego właśnie sprowadzały się jego słowa.

Na październikowym mrozie jego włosy i skóra były jasne jak popiół. Żałobnicy niosący trumnę ruszyli do przodu w chwili, gdy wiatr znów powiał mocniej i osłaniający ją całun wydął się jak żagiel. Czekał go jednak krótki rejs: wystarczyły dwa kroki, by znaleźli się obok równej, prostokątnej dziury w ziemi. Tam pochylili się równo jak jeden mąż i ułożyli trumnę na dwóch parcianych pasach, przytrzymywanych przez czterech rosłych grabarzy. Ci jednocześnie ruszyli naprzód i trumna bezszelestnie zniknęła w ziemi.

d4i7yg0

Spoczywaj w spokoju, Johnie Gittingsie. A przynajmniej śmiertelna część ciebie: co do reszty, będziemy musieli zaczekać i zobaczyć.

Może dlatego właśnie wdowa po Johnie, Carla, stojąca naprzeciw mnie w eleganckiej żałobie, sprawiała wrażenie tak wyczerpanej i spiętej. Jej kostium uzupełniała broszka ozdobiona pękiem czarnych jak noc piór. Gdy tak na nią patrzyłem, przez moment wyobrażałem sobie, że spoglądam na wszystko z wielkiej wysokości, i czerń jej sukni stała się czernią asfaltowanej drogi, na środku której spoczywały szczątki martwego, zabitego przez samochód ptaka.

Ksiądz znów zaczął, wiatr jednak porywał jego słowa i rozdawał na chybił trafił pośród nas tak, że każdemu przypadła zaledwie mizerna cząstka mądrości i pociechy. Zatopiony we własnych myślach, skupionych na śmiertelności i zmartwychwstaniu bez możliwości odkupienia, rozejrzałem się po twarzach innych żałobników. Przypominało to „Who is Who” londyńskich egzorcystów.

Byli tam między innymi Reggie Tang, Therese O’Driscoll i Greg Lockyear, przedstawiciele Kolektywu z Tamizy; Burbon Bryant i jego nowa żona Cath, o rysach ostrych jak brzytwa; Larry Tallowhill i Louise Beddows – Larry sam wyglądał jak chodzący trup, jego białe kości policzkowe prześwitywały przez skórę niczym płomień przez papierową latarnię; Bill Schofield, znany z powodów zarówno skomplikowanych, jak i obscenicznych, jako Jonasz; Ade Underwood, Sita Lovejoy, Michelle Mooney – wszystkie z pięknego Południa (czyli z okolic dzielnicy Elephant & Castle), a pośród „i innych” dziewczyna – niezwykle ładna, niezwykle młoda, o sięgających ramion niemal białych włosach, która przyglądała mi się podczas całej ceremonii. Jej twarz miała w sobie coś znajomego i niepokojącego, ale nie potrafiłem tego określić, i niepewność ta bynajmniej nie poprawiała mi nastroju. Podobnie jak nieobecność jedynej londyńskiej egzorcystki, którą miałem nadzieję ujrzeć na tej imprezie. Ale też Juliet Salazar nigdy nie należała do osób
przesadnie sentymentalnych. Szczerze mówiąc, wątpię, by znalazła w sobie jakikolwiek sentyment, nawet gdyby jej za to zapłacono.

d4i7yg0

Ponieważ byliśmy na cmentarzu, zjawiło się też sporo zmarłych. Zebrali się w grupki wokół nas, w bezpiecznej odległości, wyczuwając zgromadzoną tu moc i to, co mogłaby z nimi zrobić, ale byli tak złaknieni jakichkolwiek wrażeń, że nie mogli się powstrzymać.

Trudno było nie zerkać na ową żałosną zbieraninę, choć patrząc na duchy, często zachęcamy je, by podeszły bliżej, zupełnie jakby nasza uwaga działała jak przyciągający je magnes. Były ich tu dziesiątki, może nawet setki, stłoczonych tak ciasno, że nakładały się na siebie, ich głowy przenikały przez kończyny i torsy innych, byle tylko lepiej się nam przyjrzeć, a może też obejrzeć nowego. Najnowsze duchy wciąż nosiły na sobie ślady śmierci: wychudzone ciała, nogi i ręce wyginające się pod osobliwymi kątami, a w jednym przypadku wielką ranę na piersi, niemal na pewno stanowiącą pozostałość po kuli. Mieszkańcy o dłuższym stażu albo nauczyli się dosyć, by ukryć pamiątki po śmierci, albo też dosyć zapomnieli, i bardziej przypominali siebie samych za życia. Inni powoli dogasali i rozpływali się, tak że co paskudniejsze szczegóły całkiem zniknęły.

Ksiądz najwyraźniej nie dostrzegał licznie zgromadzonych słuchaczy. Może i dobrze, bo biorąc pod uwagę jego wiek i mizerną kondycję, mógłby nie znieść wstrząsu. Jednakże ludzie uprawiający mój zawód nic nie mogą poradzić na swój szósty zmysł, nie da się go włączać i wyłączać wedle woli. W pewnym momencie mowy pogrzebowej Burbon Bryant sięgnął do kieszeni i wysunął z niej książeczkę zapałek, którą zawsze tam nosi – to jego narzędzie, służące do poskramiania mieszkańców niewidzialnych królestw, tak jak moim jest prosty metalowy flet („Clarke’s Original” w tonacji D). Położyłem mu dłoń na ramieniu i pokręciłem głową.

d4i7yg0

– Nie teraz – wycedziłem z naciskiem samym kącikiem ust.

– Wypalę tylko parę sztuk, Fix – wymamrotał. – Reszta ucieknie jak spłoszone gołębie.

– Jeśli to zrobisz, złamię ci szczękę – odparłem pogodnie. Burbon obdarzył mnie zaskoczonym, urażonym spojrzeniem, właściwie odczytał wyraz mojej twarzy i schował zapałki.

Czemu nie upiłem się przed przyjściem? Sądząc po zebranych wokół twarzach, nie byłbym jedyny. Egzorcyści często sięgają po wódkę, by uciszyć swój zmysł śmierci, wielu z nich używa też speedów, kiedy chcą go wyostrzyć. Ale ja starannie dobieram chwile, kiedy sięgam po sztuczne wsparcie: dziś miałbym wrażenie, że próbuję się ukryć przed czymś, czemu się wstydzę stawić czoło, a nie jedynie stępiam nieprzyjemne bodźce. Kiepski precedens.

d4i7yg0

Starałem się jak najmocniej zdekoncentrować, patrząc poprzez zbiorowisko zmarłych w stronę wysokiego, cmentarnego ogrodzenia z kutego żelaza, zwieńczonego wybitnie niechrześcijańskim drutem kolczastym. Nawet tam jednak nie znalazłem wytchnienia: demonstranci z Tchnienia Życia napierali na pręty niczym turyści w zoo, wykrzykując wyzwiska pod naszym adresem. Na szczęście staliśmy dość daleko, by nie dało się ich zrozumieć. Życiowcy, jak nazywamy ich lekceważąco, to radykalni obrońcy praw zmarłych. Dla nich my, duchołapy, jesteśmy tym samym, co dla wiernych katolików lekarze aborcjoniści. Zawsze pojawiają się na pogrzebach egzorcystów, jeśli tylko zwęszą okazję. Najpewniej ksiądz bądź jeden z grabarzy potajemnie z nimi sympatyzował i przekazał informację.

Ceremonia powoli dobiegała końca. Carla rzuciła garść ziemi na trumnę męża, parę osób ustawiło się w kolejce, by uczynić to samo. Potem grabarze zaczęli na dobre machać łopatami. Teraz, gdy pokłoniliśmy się już rytualnie obrzędowi orania ziemi, mogliśmy się rozejść, odczekawszy przyzwoitą chwilę. Carla tuż przed pogrzebem odwołała planowaną stypę w swoim domu w Mill Hill, nie podając zbyt jasnych powodów, a sam pogrzeb, który ozdobione czarną obwódką zaproszenia zapowiadały na trzecią, został bez wyjaśnienia przesunięty na wpół do drugiej. Może dlatego Juliet się nie zjawiła.

W chwili, gdy już sobie gratulowałem, że łatwo mi się upiekło, krzyk od strony bramy głównej sprawił, że odwróciłem się w tamtą stronę.

d4i7yg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i7yg0

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj