Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:11

Ewangelia według Marii, matki Jezusa

Ewangelia według Marii, matki JezusaŹródło: Inne
dmj1gqp
dmj1gqp

Prolog

[...] Rzeczywiście, wrzaski najemników wkrótce ucichły. Nie znaleźli tego, kogo szukali. Często tak się zdarzało. Prawdę mówiąc, zazwyczaj. Ta bezsilność czasami doprowadzała ich do szału i zachowywali się jak dzikie zwierzęta. Wtedy mordowali i niszczyli bez opamiętania i bez litości. Jednak tej nocy po prostu odeszli z wioski, znużeni i senni, i wrócili do obozu legii, oddalonego o dwie mile od Nazaretu.
Gdy działo się coś takiego, każdy dom zamykał się na cztery spusty. Wszyscy w wąskim gronie rodzinnym lizali rany, ocierali łzy, koili lęk. O świcie zdążą wymienić się opowieściami, wysłuchać, co przeżyli sąsiedzi.
Miriam musiała długo czekać na chwilę, kiedy mogła niepostrzeżenie wymknąć się z łóżka. Hannah i Joachim, wciąż roztrzęsieni, zasnęli późną nocą.
Kiedy wreszcie usłyszała, że oddychają wolno i regularnie za cienką drewnianą ścianką, dzielącą izby, wstała. Otulona grubym szalem, weszła po schodach na taras, tym razem uważając, by żaden stopień nie skrzypnął.
Rogal księżyca, przesłonięty lekką mgiełką, rzucał na świat zimny blask. Miriam szła pewnym krokiem. Mogłaby pokonać tę drogę nawet w całkowitych ciemnościach.
Jej palce niemal odruchowo znalazły deszczułkę, która zamykała kryjówkę. Ledwie zdążyła odskoczyć, gdy pchana od dołu klapa z bali gwałtownie się podniosła i chłopak już przed nią stał.
– To ja! Nie bój się! – szepnęła.
Wcale się nie bał. Złorzeczył, otrząsając się jak kocur, który chce oczyścić sierść ze słomy i wełny wyściełających dno kryjówki.
– Nie hałasuj! – skarciła go szeptem. – Obudzisz moich rodziców...
– Nie mogłaś przyjść wcześniej? Tam można się udusić i nie ma jak otworzyć tej przeklętej skrzyni!
Miriam cmoknęła.
– Specjalnie mnie zamknęłaś, co? – mruknął chłopak. – Zrobiłaś to celowo!
– Po prostu się śpieszyłam.
Chłopak mruknął jeszcze coś pod nosem. Żeby go udobruchać, Miriam pokazała mu mechanizm otwierający pokrywę od wewnątrz. Wystarczyło wcisnąć deszczułkę.
– To nic trudnego.
– Jeżeli się wie, jak to działa.
– Nie narzekaj. Najemnicy cię nie znaleźli. Za beczkami byłbyś bez szans.
Chłopak już się uspokoił. Miriam widziała blask jego oczu w ciemnościach. Może się nawet uśmiechał.
– Jak się nazywasz? – zapytał.
– Miriam. Mój ojciec to cieśla Joachim.
– Jak na dziewczynę w tym wieku, jesteś odważna – przyznał. – Wszystko słyszałem, nieźle poradziłaś sobie z żołnierzami. – Chłopak znowu energicznie otarł policzki i kark, bo wciąż drapały go źdźbła słomy. – Chyba powinienem ci podziękować. Na imię mi Barabasz.
Miriam roześmiała się mimowolnie. Wszystko przez to imię, które właściwie nie było imieniem, bo znaczyło tylko „syn ojca”. No i przez ten poważny ton chłopaka, i z zadowolenia, że powiedział jej komplement.
Barabasz usiadł na pniakach.
– Nie ma się z czego śmiać – mruknął.
– To przez twoje imię.
– Może jesteś dzielna, ale jeszcze głupia jak dzieciak.
Ta złośliwość nie spodobała się Miriam, choć nie ugodziła jej zbyt mocno. Wiedziała, jacy są chłopcy. Ten chciał zwrócić na siebie uwagę. Bez potrzeby. Nie musiał się wysilać, żeby wzbudzić zainteresowanie. Silny a łagodny, gwałtowny a uczciwy – te rzucające się w oczy cechy tworzyły korzystne połączenie, ale on nie w pełni sobie to uświadamiał. Niestety, chłopcy jego pokroju zawsze uważali dziewczęta za dziecinne, podczas gdy w sobie szybko dostrzegali mężczyzn.
Choć interesujący, ten chłopak ściągnął żołnierzy do ich domu i do całej wsi.
– Dlaczego Rzymianie cię szukali? – zapytała.
– To nie Rzymianie! To barbarzyńcy. Nawet nie wiadomo, gdzie Herod ich kupuje! W Galii albo Tracji, a może u Gotów. Herod nie potrafi utrzymać prawdziwych legionów. Opiera się na niewolnikach i najemnikach.
Z odrazą splunął przez murek. Miriam milczała, czekając, aż odpowie na jej pytanie.
Barabasz zerknął na cienie okolicznych domostw, jakby chciał się upewnić, że nikt ich nie widzi ani nie słyszy. W bladej poświacie księżyca jego twarz wyda-wała się piękna, profil szlachetny. Kędzierzawa broda okalała policzki i brodę. To była broda młodego chłopca i w dziennym świetle na pewno nie postarzała go zbytnio.
Nagle wyprostował rękę. W jego dłoni, w blasku księżyca zalśnił złoty emblemat – był to orzeł o rozpostartych skrzydłach, z głową zwróconą na bok, z potężnym i groźnym dziobem. Rzymski orzeł, znany tu każdemu dziecku. Takiego orła noszono na drzewcach sztandarów, pod którymi maszerowali legioniści. – Ukradłem go z jednego z ich magazynów. Resztę puściliśmy z dymem, zanim ci leniwi najemnicy zdążyli się obudzić – wyjaśnił szeptem Barabasz, śmiejąc się szyderczo. – Zdążyliśmy jeszcze zabrać kilka korców zboża. Bierzemy, co nam się sprawiedliwie należy. Miriam z zainteresowaniem patrzyła na orła. Nigdy nie widziała tego symbolu z tak bliska. Prawdę mówiąc, nigdy nie widziała tyle złota naraz.
Barabasz zacisnął rękę i schował emblemat do kieszeni tuniki.
– To wiele warte – mruknął.
– Co z tym zrobisz?
– Znam człowieka, który to przetopi i dobrze wykorzysta złoto. Stanie się użyteczne – dodał. Miriam cofnęła się o krok. Miotały nią sprzeczne uczucia. Ten chłopak się jej podobał. Dostrzegała w nim prostotę, szczerość i pasję, która ją fascynowała. Był też odważny, bo inaczej nie podjąłby walki z najemnikami Heroda. Ale nie wiedziała, czy postępował słusznie i sprawiedliwie. Zbyt słabo znała prawdy tego świata, sprawiedliwość i niesprawiedliwość, by go trafnie osądzić.
Poruszenie i sympatia kazały jej podzielać entuzjazm Barabasza, jego gniew na przemoc i poniżenie, których co dnia padali ofiarą w królestwie Heroda, i to już od wczesnego dzieciństwa. Ale w uszach brzmiał jej także rozważny, spokojny głos ojca, który jednoznacznie potępiał wszelką przemoc.
Odrobinę wyzywającym tonem, oznajmiła:
– Więc jesteś złodziejem.
Oburzony Barabasz poderwał się z miejsca.
– Co to, to nie! To ci od Heroda nazywają nas złodziejami! Ale my wszystko, co zabieramy Rzymianom, najemnikom i tym, którzy chowają się za królewskimi sztandarami, rozdajemy najuboższym współbraciom. Ludowi! – Gniew brzmiał w jego słowach. Podkreślając je gestem, dodał: – Nie jesteśmy złodziejami, tylko buntownikami. Nie jestem sam. Zapewniam. Należę do buntowników. Dziś wieczorem żołdacy ścigali nie tylko mnie. W ataku na składy wzięło udział trzydziestu, może czterdziestu ludzi.
Domyślała się tego, zanim padło wyjaśnienie.
Buntownicy! Owszem, tak o nich mówiono. A najczęściej mówiono źle. Jej ojciec i inni cieśle z Nazaretu często się na nich oburzali. Uważali, że są nieodpowiedzialni i groźni i że rodzice powinni trzymać ich pod kluczem w domu. Takie drażnienie się z najemnikami Heroda, i to nie wiadomo w imię czego, mogło w końcu doprowadzić do rzezi w okolicznych wsiach. Bunt! Bunt słabych, bezradnych, których król Rzymu bez trudu wybije do nogi, kiedy tylko mu się spodoba.
Och, były powody do buntu! Królestwo Izraela tonęło we krwi i łzach, okryte hańbą. Herod był najokrutniejszym, najbardziej niesprawiedliwym pośród władców. Stary, niemal stojący nad grobem, był już nie tylko okrutny, ale i szalony. Czasem prześcigał w podłości samych Rzymian, choć byli to pozbawieni duszy poganie.
Co się zaś tyczy faryzeuszy i saduceuszy, którzy strzegli Świątyni w Jeruzalem i jej bogactw, byli nie lepsi. Pokornie zginali karki przed królem, powolni jego kaprysom. Myśleli wyłącznie o tym, by zachować namiastkę władzy i stanowić prawa, które pozwalały im bogacić się, zamiast strzec sprawiedliwości.
Galilea, leżąca daleko na północ od Jerozolimy, była rozdarta i zrujnowana podatkami płynącymi do skarbca Heroda, jego synów i wszystkich, którzy okrywali się hańbą, służąc im. Tak, Jhwh, jak uczynił już kilka razy od zawarcia przymierza z Abrahamem, odwrócił się od Swego ludu i od Swojego królestwa. Czyż jednak wolno było temu ludowi przemocą odpowiadać na przemoc? Czy to rozważne, gdy słaby stara się za wszelką cenę rozsierdzić silnego, ściągając na siebie i innych groźbę rzezi?
– Ojciec mówi, że jesteście głupcami. Przez was wszystkich nas wybiją – powiedziała Miriam, starając się uczynić to tonem wyrzutu.
Barabasz znów zaśmiał się szyderczo.
– Wiem. Wielu tak uważa. Grzmią i narzekają, jakbyśmy byli sprawcami ich nieszczęść. Najzwyczajniej się boją, i tyle. Wolą spokojnie siedzieć na tyłku i czekać. Ale na co? Tego nikt nie wie. Może na Mesjasza? – Barabasz machnął ręką, jakby chciał rozproszyć sylaby tego imienia pośród nocy. – W królestwie roi się od mesjaszy, którzy są bezsilnymi wariatami. Nie trzeba studiować u rabinów, żeby zrozumieć, że po Herodzie i Rzymianach nie można spodziewać się niczego dobrego. Twój ojciec nie ma racji. Herod nie czekał na nasz bunt, żeby zabijać, gwałcić i rabować. On i jego synowie tylko tym się zajmują i z tego żyją. Są bogaci i potężni, bo żerują na naszej biedzie! Ja nie należę do tych, którzy zamierzają czekać. Nikt nie przyjdzie wywlec mnie z mojej nory.
I zamilkł, ciężko dysząc i dławiąc się gniewem. Ponieważ Miriam milczała, dodał ostrzejszym tonem:
– Jeśli nie będziemy się im przeciwstawiać, to kto to zrobi? Twój ojciec i wszyscy starzy są w błędzie. Zresztą oni i tak wkrótce powymierają. I będą umierali jako niewolnicy. A ja umrę jak Żyd z wielkiego ludu Izraela. Moja śmierć będzie lepsza.
– Ojciec nie jest ani niewolnikiem, ani tchórzem. Jest nie mniej odważny niż ty...
– Ale czemu służy jego odwaga? Temu, żeby płaszczył się jak nędznik przed najemnikami, którzy znaleźli jego córkę, ukrywającą się na tarasie?
– Znaleźli mnie, bo musiałam cię ratować! Zniszczyli wszystko w naszym domu i w domach sąsiadów. Spalili drewniane wyroby, nad którymi pracował ojciec, połamali meble. A wszystko dlatego, że udajesz bohatera!
– Och, zamilcz wreszcie! Mówisz jak dziecko, już ci powiedziałem. A to nie są sprawy dla dzieci!
Starali się mówić szeptem, ale kłótnia sprawiła, że zapomnieli o ostrożności. Miriam nie przejmowała się jego zniewagami. Odwróciła się w stronę schodów i nasłuchiwała, żeby się upewnić, że z domu nie dobiegają żadne odgłosy. Kiedy ojciec wstawał, łóżko skrzypiało tak, że rozpoznałaby ten dźwięk pośród wielu innych.
Uspokojona, znów zwróciła oczy na Barabasza. Zszedł z pniaków. Przechylony przez mur, szukał drogi, którą mógłby stąd zejść.
– Co robisz? – zapytała.
– Odchodzę. Chybabyś nie chciała, żebym przemaszerował przez wspaniały dom twojego ojca? Wolę stąd iść tak, jak przyszedłem.
– Barabaszu, zaczekaj!
Oboje się mylili i oboje mieli rację, Miriam zdawała sobie z tego sprawę. Barabasz także. I to wprawiło ich w gniew.
Podeszła dość blisko, by położyć rękę na jego ramieniu. Zadrżał, jakby go ukłuła.
– Gdzie mieszkasz? – zapytała.
– Nie tu.
Ta maniera unikania prostych odpowiedzi na proste pytania była irytująca. To pewnie złodziejski nawyk.
– Wiem, że tu nie mieszkasz, bo musiałabym cię znać.
– W Sefforis...
Było to spore miasto, o półtorej godziny drogi na północ. Trzeba było przejść przez gęsty las, aby tam dotrzeć, a nocą nikt by się na to nie ważył.
– Nie bądź głupi. Teraz i tak nie możesz tam wrócić – powiedziała łagodnie.
Zdjęła wełniany szal i wcisnęła mu go w ręce.
– Możesz spać w kryjówce... Zostaw otwartą klapę, nie będzie ci duszno. Pod tym szalem nie powinieneś zmarznąć.
W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami, unikając jej spojrzenia. Ale przyjął szal i nie myślał już, jak zejść po murze z tarasu.
– Jutro – powtórzyła lekko rozbawionym głosem Miriam – kiedy tylko będę mogła, przyniosę ci mleko i chleb. Ale kiedy się rozwidni, lepiej zamknij klapę. Czasami ojciec przychodzi tu wczesnym rankiem.

O świcie drobny, zimny deszcz przeniknął do domostw wilgocią. Miriam starała się, jak mogła, żeby uszczknąć ze spiżarni matki dzbanuszek mleka i skibkę chleba. Pobiegła na taras niezauważona przez domowników.
Kryjówka była zamknięta. Drewniane bale lśniły, zroszone przez deszcz. Upewniła się, czy nikt jej nie widzi, i przesunęła deseczkę. Uniosła klapę i natychmiast zauważyła, że wewnątrz nikogo nie ma. Barabasz odszedł.
Nie tak dawno, bo wełna była jeszcze ciepła. Zostawił szal. Starannie złożony. Tak starannie, że Miriam uśmiechnęła się. Zupełnie, jakby to miał być znak. A może podziękowanie.
Miriam nie była zaskoczona zniknięciem Barabasza, tym, że nie czekał. To pasowało do opinii, jaką sobie o nim wyrobiła. Nie potrafił usiedzieć w miejscu. Był ponury, nie wiedział, co znaczy spokój. A w dodatku padał deszcz, no i zachodziła obawa, że ktoś w Nazarecie go zauważy. Widząc go tu, każdy domyśliłby się, że jest jednym z poszukiwanych przez zbirów Heroda. Kto wie, czy nie znalazłby się ktoś, kto zechciałby się zemścić za strach i zniszczenia?
Jednak, zamykając klapę, Miriam poczuła żal. Chciałaby zobaczyć jeszcze kiedyś Barabasza. Znowu z nim porozmawiać. Ujrzeć jego twarz w świetle dnia.
Szanse na to, że ich drogi się spotkają, były nikłe. Z pewnością teraz Barabasz będzie się starał unikać Nazaretu.
Odwróciła się, żeby wejść do domu i zadrżała. Chłód, deszcz, strach, gniew – wszystkie te doznania dały o sobie znać w tej samej chwili. Jej spojrzenie, choć przywykła do tego makabrycznego widoku, zatrzymało się na trzech drewnianych krzyżach, które wznosiły się nad wsią.
Sześć miesięcy temu najemnicy Heroda powiesili tu schwytanych w okolicy „złodziei”. Dziś ciała skazańców przemieniły się w brunatne, wysuszone, na pół zjedzone przez ptaki kukły. Oto, co czekało Barabasza, gdyby się dał złapać. Oto, co uzasadniało jego bunt.

dmj1gqp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dmj1gqp

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj