Trwa ładowanie...
fragment
04-11-2011 19:59

Etiopia

EtiopiaŹródło: "__wlasne
d1dwzve
d1dwzve

Był listonoszem w Amsterdamie,

jechał na prochach, miał abbę w programie,

oglądał porno w dni wolne od pracy.

Kumple, pijacy-radykałowie:

d1dwzve

– Marycha – mówią – zawróciła nam w głowie,

kanał, rozumiesz, leżymy na cacy.

W kraju stagnacja i buractwo,

aferałowie, sprzedajne lewactwo,

w ogóle dno. A tam – też wesoło:

widziałeś tych gównokratów z Brukseli?

Wolność i wolność, niech szlag ich strzeli,

a spróbuj dostać normalne zioło!

Ale na Wschodzie jest jeszcze kraina,

może ostatnia dziś, jedna jedyna,

w której nie zgasła jutrzenka swobody!

Tam lud okowy zrzuca: bez kitu!

d1dwzve

Spróbuj zbudować kanały zbytu,

zawieź im dłoń wyciągniętą do zgody.

Tam sama radość i życia uroki,

Cerkiew Moskiewska odczynia uroki

i cześć oddaje Jah. Pod kontrolą

związków tam branża tekstylna rozkwita

i reszta usług, porządek i kwita!

Piosnki w kołchozie na miedzy świergolą.

Tam piołunówkę się pije na katar.

Demonów kobiecokształtny awatar,

noc kryjąc czarną w głębokim gardle,

każdą tam spełni twoją zachciankę.

d1dwzve

Miej, bracie, rozum: przywieź afgankę! –

przekonywali go kumple zajadle.

Wyruszył zatem na szlak bez hałasu.

Na skrzydłach linii lotniczych Donbasu,

co na śniadanie serwują pół wora,

wyzbywszy się całego majątku,

marząc o innym, obłędnym porządku,

ze strefy Schengen znikł jak kamfora.

Zstąpił na ziemię w mieście Doniecku,

z języków obcych mówiąc tylko po grecku,

którą to mową ponoć każdy tu włada.

Tubylcy dwaj powitali go w raju:

d1dwzve

kierowca forda wraz z kumplem na haju.

Na niebie gwiazd odchodziła parada.

Kierowca rzecze: – Czuj się jak w domu.

Dobrze jest, ziomku. Komu jak komu,

tobie załatwi się skun, nie ma sprawy.

Jedziemy, bracie, do Stachanowa,

tam raj na ziemi: gospodarka planowa,

na cały Amsterdam starczy trawy!

Świat leżał zmierzchem jak lodem skuty.

Była zima. Zaczynał się luty.

Księżyc jak puszczyk dopędzał ich w biegu.

Pełgał żar niespokojnym blaskiem,

d1dwzve

ciągnął huragan ku hałdom donbaskim,

dusze w głębokim tonęły śniegu.

Na kilometrze czterdziestym piątym

wicher ogarnął ich kołomątem

i mrok jak torf ze złóż plejstoceńskich.

– Johann, kaput! – kierowca rzecze –

pomódl się lepiej do swoich, człowiecze,

wszystkich świętych amsterdamskich i męskich!

Mróz ściął paliwo i w ustach słowa.

Śmierć od morza szła, od Azowa,

nad nimi krążył zaś demon smutku.

Żeby się rozgrzać, wytrąbił z dziurki

dezodorant, próbował z komórki

gdzieś się dodzwonić, ale bez skutku:

„Abonent czasowo niedostępny.

Życie to proces w ogóle podstępny

jak wir na rzece. Dla nieboszczyka

śmierć to nie strata. Po prostu się zmienia

operatora i ustawienia:

dźwięk połączenia pomału zanika”.

d1dwzve
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1dwzve