Etgar Keret: Gdybym żył poza Izraelem w moich tekstach byłoby mniej lęku
"Gdybym mieszkał poza Izraelem, w moich tekstach prawdopodobnie nie byłoby tyle przemocy i paranoicznego lęku" - mówi Etgar Keret o swoim nowym tomie opowiadań "Nagle pukanie do drzwi", który właśnie ukazał się po polsku.
"Gdybym mieszkał poza Izraelem, w moich tekstach prawdopodobnie nie byłoby tyle przemocy i paranoicznego lęku" - mówi Etgar Keret o swoim nowym tomie opowiadań Nagle pukanie do drzwi, który właśnie ukazał się po polsku.
PAP: Nagle pukanie do drzwi to Pana pierwsza książka po długiej przerwie. Czym się Pan zajmował w ostatnich latach?
Etgar Keret: Przez pewien czas koncentrowałem się na projektach filmowych. Piszę od 25 lat, więc film, z jego odrębnym od literatury językiem i dynamiką, był dla mnie czymś nowym, ożywczym. Nauczyłem się wielu nowych rzeczy. Poza tym w ostatnich latach wiele się w moim życiu zmieniło - ożeniłem się, mam syna. Do pisania zawsze inspirowało mnie życie, przez lata taką sztandarową postacią moich opowiadań był wielkomiejski samotnik. Potrzebowałem czasu, aby przystosować się do nowej sytuacji, także literacko. W nowym zbiorze opowiadań pojawia się nowy bohater - dziecko.
PAP: Jest Pan w Polsce chyba najbardziej popularnym izraelskim pisarzem, który pisze o współczesności tego kraju, i wielu polskich czytelników postrzega izraelską rzeczywistość przez pryzmat Pana książek. Nie jest to optymistyczny obraz. Już w pierwszym, tytułowym opowiadaniu nowego zbioru "Nagle pukanie do drzwi" narrator trafia pod muszkę pistoletu, w kolejnych przewija się motyw zagrożenia, przemocy.
E.K.: Myślę, że teraz jest najgorszy moment, najtrudniejszy od pół wieku czas w stosunkach pomiędzy Izraelczykami a Palestyńczykami, nawet nie dlatego, żeby ostatnio doszło do jakiejś szczególnej eskalacji tego konfliktu. To tak jak z parą małżeńską, która przeżywa kryzys, walczy ze sobą, ale przychodzi czas, że dzieje się jeszcze gorzej - małżonkowie nie znoszą się tak bardzo, że nie są już w stanie w ogóle się ze sobą komunikować. W ostatniej dekadzie fundamentalistyczne islamskie ruchy, takie jak Hamas, bardzo się umocniły, dialog pomiędzy Izraelczykami i Palestyńczykami stał się prawie niemożliwy, bo Hamas przemawia językiem siły. Prawdopodobieństwo pokoju jest dziś znacznie mniejsze niż dekadę temu. Patrząc szerzej na sytuację w całym regionie, trudno być optymistą - w wielu krajach ruchy fundamentalistyczne mają coraz więcej władzy, kontrolują coraz większą część rzeczywistości. Bliski Wschód się radykalizuje. To jest bardzo zły czas. Kilka lat temu patrzyłem na przyszłość Izraela o wiele bardziej
optymistycznie.
PAP: Stosuje Pan do opisania stosunków izraelsko-palestyńskich metaforę małżeństwa. W małżeństwie możliwy jest rozwód.
E.K.: Rozwód oznacza, że jedno z małżonków opuszcza wspólny dom - w Izraelu jest to niemożliwe, mówimy o bardzo małym obszarze. Przed traktatem z Oslo można było się łudzić, że Palestyńczyków zadowoli autonomia na wydzielonym obszarze, teraz już widać, że ich to nie satysfakcjonuje. Od wygrania wyborów przez Hamas w 2006 r. izraelska ulica, jeśli chodzi o poglądy polityczne, skręciła w prawo, co wiąże się z faktem, że lewica, która była rzecznikiem negocjacji z Palestyńczykami, straciła partnera do rozmów. Hamas nie zgadza się na istnienie Izraela, teraz ani w przyszłości.
PAP: Jednak wybory w Autonomii Palestyńskiej w 2006 roku były demokratyczne.
E.K.: Demokracja nie jest najlepszym systemem dla ludzi, dla których jest ona obca. Fundamentaliści z rozmachem wykorzystują procedury demokratyczne, aby osiągnąć własne, bynajmniej nie demokratyczne cele. To nie jest uczciwa walka, ponieważ demokracja z założenia musi szanować religię, ale fundamentaliści wcale nie muszą szanować reguł demokracji. Oni uważają, że zasady powinny pochodzić od Boga, a nie być ustalane przez ludzi. W Izraelu są zresztą aż dwie wielkie antydemokratyczne siły - poza arabskimi fundamentalistami mamy przecież także społeczność żydowskich ortodoksów, którzy mają nieproporcjonalnie duży wpływ na życie polityczne.
PAP: Podobno przed polską ambasadą w Izraelu ustawiają się kolejki. Czy to prawda, że wiele osób stara się o polską wizę?
E.K.: Tak jest. Myślę, że życie w kraju otoczonym przez tak wielu wrogów jak Izrael jest bardzo trudne ze względów psychologicznych. Wielu Izraelczykom posiadanie wizy jednego z krajów europejskich daje psychiczny komfort - jeżeli rzeczy pójdą w złą stronę, będą mieli jakieś schronienie. Ale znakomita większość Izraelczyków nie ma szans na uzyskanie innego obywatelstwa.
PAP: To poczucie zagrożenia wynika zapewne nie tylko z sytuacji politycznej Izraela, ale także z doświadczenia Holokaustu. Czy Pana rodzina także ucierpiała w Zagładzie?
E.K.: Moja matka przeszła przez warszawskie getto, gdzie straciła całą rodzinę, ona sama znalazła się w getcie w jakiejś mniejszej miejscowości, której nazwy teraz nie pamiętam, potem udało jej się uciec i znaleźć schronienie. Najpierw pomogła jej polska niania, a przez jakiś czas ukrywała się w domu publicznym, gdzie prostytutki zaopiekowały się 10-letnią żydowską dziewczynką. Po wojnie trafiła do polskiego sierocińca, a potem - do Izraela.
PAP: Dla wielu Izraelczyków Polska jest krajem skażonym Zagładą, a Polacy - jej współsprawcami. Czy dla Pana matki również?
E.K.: Moja matka, podobnie jak wielu Izraelczyków, ma wobec Polaków i Polski mieszane uczucia. Podczas okupacji spotkała na swojej drodze wielu ludzi, którzy jej pomogli, ale spotkała też polskich szabrowników. Było różnie, a wojna wydobywała z ludzi najgorsze rzeczy. Polacy byli ofiarami wojny, ale w tym samym czasie wielu z nich było sprawcami zła.
PAP: Co Pan pomyślał, gdy prezydent Barak Obama użył sformułowania "polskie obozy śmierci"?
E.K.: To, co powiedział Obama, było bardzo głupie i świadczy o jego ignorancji. Myślę jednak, że tak gwałtowna reakcja Polaków na ten lapsus odsłania pewnego rodzaju poczucie winy, świadomość, że Polacy nie mają do końca czystego sumienia, a przywykli myśleć o sobie jako o narodzie, który podczas okupacji chronił Żydów, ale nieszczęśliwie sam był ofiarą okupanta i nic nie mógł zrobić. Myślę, że prawda jest bardziej złożona. Trzeba też powiedzieć, że Polacy wiele ostatnio zrobili, aby poznać i rozliczyć się z mrocznymi stronami swojej historii, pod tym względem w Polsce jest dużo lepiej niż na przykład w Austrii. Źle się dzieje, że wielu Izraelczyków widzi Polskę przez pryzmat Zagłady, to częściowo efekt obowiązkowych szkolnych wycieczek do Auschwitz. Powinniśmy więcej mówić o tysiącu lat, gdy Żydzi tutaj żyli, gdy współegzystowali z Polakami.
PAP: Wracając do Pana twórczości, chciałam zapytać o opowiadanie zamykające tom "Nagle pukanie do drzwi". Mały chłopczyk zadaje w nim kilku osobom pytanie: "Jakie jesteś zwierzę?" i otrzymuje odpowiedzi charakteryzujące rozmówcę. Jak Pan by odpowiedział na takie pytanie?
E.K.: "Jakie jesteś zwierzę" to fraza z rozmów z moim synkiem i zostało już między nami ustalone, że jestem królikiem. Mam wystające zęby, lubię zieleninę i w razie zagrożenia potrafię być bardzo szybki.
Tom opowiadań "Nagle pukanie do drzwi" ukazał się nakładem wydawnictwa W.A.B.