Mamy XXI wiek – to fakt. Jak to możliwe, że ludzie, nawet ci, których uważamy za inteligentnych, popełniają masowy gwałt na rozumie? Tworzą mity, a one rozprzestrzeniają się niczym wirus grypy.
Piotr i Aleksandra Stanisławscy z Crazy Nauka, jednego z najpopularniejszych blogów popularnonaukowych w Polsce, chwytają byka za rogi. W książce "Fakt, nie mit" (Wyd. W.A.B., książkę możesz kupić >>>TUTAJ) rozbierają na czynniki pierwsze najpopularniejsze mity związane z nauką. Sprawdzają, jakie kryją się w nich błędy i dlaczego tak wielu ludzi w nie wierzy.
Uwierzcie, ziemia nie jest płaska, a nieszczelnego jelita nie naprawi znachor-spawacz. Dzięki uprzejmości wydawnictwa W.A.B. publikujemy rozdział poświęcony szczepieniom.
SKORO PRZECIWNICY SZCZEPIEŃ NIE CHCĄ SIĘ SZCZEPIĆ, TO MOŻE TRZEBA IM NA TO POZWOLIĆ?
Na pierwszy rzut oka ma to sens. Ale sprawa jest trudna z dwóch powodów.
Po pierwsze, przeciwnicy szczepień zwykle sami są zaszczepieni, a odmawiają tego swoim dzieciom. Tymczasem dzieci nie są własnością rodziców (choć wiele osób nadal zdaje się uważać inaczej) i nie mogą podejmować decyzji, które zagrażają zdrowiu i życiu dziecka. Nieszczepienie niewątpliwie należy do takich działań.
Po drugie, brak szczepień wpływa nie tylko na osoby niezaszczepione. Chodzi tu o tzw. odporność zbiorowiskową lub stadną. Polega ona na tym, że w grupie, w której większość osób jest zaszczepiona, choroby przenoszące się między ludźmi mają znacznie mniejsze szanse na rozprzestrzenienie. Dzięki temu chronione są również te osoby, które nie zostały zaszczepione ze względów zdrowotnych (np. przyjmują leki osłabiające system odpornościowy, co jest konieczne przy przeszczepach czy niektórych chorobach autoimmunologicznych).
Odporność zbiorowiskowa chroni też małe dzieci, których jeszcze nie zaszczepiono na niektóre choroby – na przykład szczepienie przeciwko odrze, śwince i różyczce wykonywane jest ok. 13. miesiąca życia. To okres, w którym zachorowanie skutkuje największym ryzykiem wystąpienia powikłań. Są też osoby, w przypadku których szczepionki okazały się nieskuteczne i nie zapewniły odporności.
Osoby odmawiające szczepień bez wskazań medycznych sprawiają, że procent osób zaszczepionych spada, co osłabia odporność zbiorowiskową. W ten sposób szkodzą nie tylko swoim dzieciom, lecz także innym ludziom.
Organizacje sceptyczne wobec szczepień nie chcą być nazywane "antyszczepionkowymi", bo nie walczą z samymi szczepieniami, tylko postulują zmiany w polskim systemie medycznym.
Faktycznie ostatnio takie organizacje bronią się przed określaniem ich "antyszczepionkowymi". Wynika to z faktu, że – jak pokazują badania – większość Polaków opowiada się za szczepieniami. Skoro więc nieskuteczne (na szczęście) okazało się straszenie szkodliwością szczepionek, ruchy antyszczepionkowe chcą dokonać swego rodzaju rebrandingu i postawić na rzekomy "zdrowy rozsądek", czyli pozostawienie decyzji o szczepieniu w rękach rodziców.
Istnieje jednak wiele wypowiedzi i działań członków tych ruchów, które jednoznacznie wskazują, że faktycznym celem jest odejście od szczepień profilaktycznych. (...)
CZY PODAWANIE MAŁYM DZIECIOM TAK DUŻEJ LICZBY SZCZEPIONEK NIE JEST DLA NICH NIEBEZPIECZNE I NIE PRZECIĄŻA ICH UKŁADU ODPORNOŚCIOWEGO?
Każde dziecko od momentu urodzenia wchodzi w kontakt z milionami drobnoustrojów. Układ odpornościowy intensywnie uczy się tego, które z nich są bezpieczne, a które stanowią zagrożenie.
Problem polega na tym, że niektóre drobnoustroje działają w taki sposób, że nieprzygotowany wcześniej układ odpornościowy nie jest w stanie ich pokonać. Dlatego właśnie wprowadza się szczepienia, które są sposobem na wcześniejsze nauczenie organizmu, jak reagować na niebezpieczne drobnoustroje (specjaliści – mam nadzieję, że wybaczycie nam użycie takiego uproszczenia). Układ odpornościowy ma gigantyczne możliwości i szacuje się, że szczepienia podane w ciągu pierwszych 6 miesięcy życia wykorzystują ok. 0,01% jego potencjału.
Dodatkowo program szczepień jest przygotowany tak, żeby kolejne antygeny wprowadzać stopniowo i to w okresie, gdy dziecko przebywa jeszcze w dość kontrolowanym i bezpiecznym środowisku.
Czy jest sens szczepić się na niegroźne choroby, takie jak ospa wietrzna? W końcu każdy to przeszedł i jakoś żyjemy. Przede wszystkim błędem jest zakładanie, że takie choroby są niegroźne. Faktycznie większość chorych cierpi tylko przez kilkanaście dni, a choroba nie pozostawia trwałych śladów.
Ale spójrzmy na dane naukowe. W jednym na 3800 przypadków pojawia się wtórne zakażenie skóry, które może powodować powstawanie ropni i inne, poważniejsze konsekwencje (np. śmiertelnie groźne martwicze zapalenie powięzi – jeśli masz naprawdę mocny żołądek, wyszukaj sobie zdjęcia).
W jednym na 7700 przypadków pojawia się bakteryjne zapalenie płuc mogące prowadzić m.in. do ropniaka opłucnej i sepsy. U młodzieży i dorosłych w jednym na 4 tys. przypadków występuje zapalenie móżdżku. To małe liczby i niewielkie ryzyko? Nawet jeśli, to dlaczego mielibyśmy narażać dziecko na choćby małe ryzyko takich powikłań?
I jeszcze jedno. Po latach wspominamy przejście ospy wietrznej z pewnym wzruszeniem. Bo mama się opiekowała, bo nie trzeba było chodzić do szkoły. Tak już działa nasz mózg – zapamiętujemy to, co fajne, odrzucając to, co niemiłe i bolesne. Warto więc pamiętać, że przejście ospy wietrznej to naprawdę nic miłego. Nie narażajmy naszych dzieci na cierpienie tylko dlatego, że nasz mózg zmanipulował nieco nasze wspomnienia.
CZY MOŻNA SZCZEPIĆ DZIECKO, KTÓRE JEST CHORE?
Pojęcie "choroba" jest bardzo ogólne. Istnieją choroby, które stanowią przeciwwskazanie do szczepień, choć większość chorób przewlekłych się do nich nie zalicza. Osoby z chorobami przewlekłymi są szczególnie narażone na powikłania chorób zakaźnych i muszą być przed nimi chronione.
Przeciwwskazaniem są ostre choroby infekcyjne przebiegające z wysoką gorączką i złym stanem ogólnym bądź też okresy zaostrzenia chorób chronicznych. Ale to dość wyjątkowe przypadki. Większość łagodnie przebiegających infekcji, takich jak przeziębienia bez wysokiej gorączki czy częste u dzieci infekcje wirusowe układu pokarmowego, nie przeszkadzają w szczepieniu.
Jednak rodzice, mimo tego, że zwykle bardzo dobrze znają swoje dziecko, nie są specjalistami od leczenia. Dlatego w razie wątpliwości nie podejmujmy decyzji samodzielnie. Lepiej zdecydować się na wizytę u lekarza. Niech on oceni, czy dziecko może być zaszczepione.
NIE SZCZEPIĘ SIĘ PRZECIWKO GRYPIE, BO TO NIESKUTECZNE.
Faktycznie szczepionka przeciwko grypie to dla jej twórców wyjątkowo twardy orzech do zgryzienia. Dzieje się tak dlatego, że wirus grypy należy do najszybciej zmieniających się (czyli mutujących) drobnoustrojów. Sprawia to, że w kolejnych sezonach grypowych (zaczynających się w Polsce zwykle we wrześniu i kończących w marcu) ludzi atakują na tyle zmienione wirusy, że wcześniejsze szczepionki mogą być nieskuteczne.
Oczywiście gdy sezon grypowy już trwa, jest za późno na opracowywanie szczepionki. Dlatego stosuje się system analizy krążących po świecie szczepów wirusa i na tej podstawie ocenia się, jak przygotować szczepionkę dla danego obszaru. Czasem przewidywania są bardzo trafne (jak w sezonie 2018/2019), czasem nie udaje się dobrze zaplanować szczepionki. Zwykle skuteczność szczepionki waha się pomiędzy 40% a 70% – zależnie od doboru szczepu wirusa, ale też m.in. wieku czy stanu zdrowia szczepionej osoby.
Czy przy takiej skuteczności warto się szczepić? Tak! Przede wszystkim grypa nie jest łagodną chorobą. Często mylimy ją z różnego rodzaju przeziębieniami, ale prawdziwa grypa to choroba, na którą co roku umiera w Polsce od kilku do kilkudziesięciu osób.
Znacznie więcej cierpi na pogrypowe powikłania – od zapalenia zatok po zapalenie mięśnia sercowego i mózgu, które również mogą być śmiertelne w skutkach. Co ważne: nawet jeśli pomimo szczepienia zachorujemy na grypę, to jej przebieg będzie znacznie łagodniejszy niż bez szczepienia.
NIGDY NIE ZASZCZEPIĘ SIĘ NA GRYPĘ, BO MOJA CIOCIA NIGDY NIE CHOROWAŁA, A RAZ SIĘ ZASZCZEPIŁA I TAK SIĘ POCHOROWAŁA, ŻE MAŁO CO NIE UMARŁA.
To bardzo często spotykana wątpliwość. I w dodatku nieuzasadniona. Szczepionki przeciwko grypie (poza jedną, w postaci spreju do nosa, stosowaną u dzieci, jednak niezarejestrowaną i nieużywaną w Polsce) nie zawierają wirusów, które mogłyby wywołać tę chorobę.
W szczepionce znajdują się jedynie fragmenty nieaktywnego wirusa – dość, by nauczyć układ odpornościowy obrony, ale zdecydowanie za mało, by wywołać chorobę. Skąd więc ten częsty zarzut wobec szczepienia przeciw grypie?
Prawdopodobnie to efekt mylenia grypy z innymi chorobami. Nakłada się na to cecha naszej pamięci polegająca na tym, że lepiej zapamiętujemy te zdarzenia, które łączą się z jakimiś emocjami. Jeśli więc ktoś zapamiętał to wyjątkowe dla niego zdarzenie, jakim było szczepienie, a potem (choćby i kilka miesięcy później) zachorował, to w jego pamięci oba zdarzenia się łączą, choć w rzeczywistości ich wystąpienie nie miało związku.
CZY SZCZEPIONKI MOGĄ BYĆ NIEBEZPIECZNE, BO ZAWIERAJĄ DNA I RNA, KTÓRE MOŻE SIĘ WBUDOWAĆ W NASZE KOMÓRKI?
Najkrótsza odpowiedź brzmi – nie. Dłuższa – czy po zjedzeniu ogórka robisz się zielony i podłużny? Nadal nie. Ale po kolei. Szczepionki mogą być podawane na dwa sposoby: doustnie (np. rotawirus) albo w zastrzyku (odra, grypa). Jeśli trafiają do naszego żołądka, to mamy do czynienia z takim samym przypadkiem, jak przy jedzeniu sałaty, szynki czy pieczarek. W każdym z tych produktów jest pełno DNA – zawiera je każda komórka, z której składa się jedzenie. A przecież nie robimy się od tego zieloni, nie rosną nam zakręcone ogonki ani eleganckie pieczarkowe kapelusze.
Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, bo kwasy nukleinowe (czyli DNA i RNA) są trawione w naszym układzie pokarmowym. Enzymy zwane nukleazami tną je na najdrobniejsze fragmenty, które potem organizm wykorzystuje do budowy własnych kwasów nukleinowych.
Dzieje się tak i w przypadku szynki, i szczepionki.
A co ze wstrzykniętym DNA i RNA? One również są rozkładane przez nukleazy, tyle że te obecne w krwioobiegu. Dodatkowo niszczą je komórki układu odpornościowego – makrofagi.
Ale co się może stać, jeśli jakiegoś kawałka nie zniszczą? Nadal nic. Po pierwsze DNA i RNA wcale tak łatwo nie wbudowują się w jakiekolwiek komórki. W laboratorium potrzeba do tego zaawansowanych technik, w organizmie taki proces praktycznie nie zachodzi. Dodatkowo fragmenty kwasów nukleinowych umieszczane w szczepionkach nie są przypadkowe. Dobiera się je tak, żeby nie kodowały toksyn ani nie umożliwiały namnażania się drobnoustrojów.
CZY SZCZEPIONKI ZAWIERAJĄ ABORTOWANE PŁODY?
Najlepsze są te kłamstwa, które zwierają ziarno prawdy. I tak jest właśnie w tym przypadku.
Co jest prawdą? Trzy szczepionki (przeciw różyczce, ospie wietrznej i WZW A) są opracowywane na bazie namnażanych w laboratorium komórek, które wywodzą się z ludzkich komórek zarodkowych.
Komórki te zostały pobrane w latach 60. XX wieku z dwóch płodów pochodzących z aborcji dokonanej z przyczyn pozamedycznych, w wyniku wyroku sądu. Zanim płód został spalony, pobrano z niego komórki, które następnie namnożono w laboratorium. Przypomina to więc pobranie narządów od zmarłej osoby.
Jak widać, twierdzenie, że szczepionki "zwierają abortowane płody", jest bardzo odległe od faktycznego stanu.
Co jednak z katolikami, którzy mogą mieć w tej sprawie wątpliwości natury moralnej? Sprawą zajęło się Centrum Bioetyki Katolickiej przy Episkopacie USA, które wydało następującą opinię:
"[…] komórki pochodzące z zabitych przed urodzeniem dzieci były "środkiem", na którym przed 40 laty przygotowano linie komórkowe używane do szczepionek. Od tego czasu namnażają się one w sposób niezależny i nie zawierają już komórek abortowanego dziecka".
CZY TO PRAWDA, ŻE PRZECHOROWANIE NIEKTÓRYCH CHORÓB JEST KORZYSTNE I WZMACNIA UKŁAD ODPORNOŚCIOWY?
Z takim twierdzeniem dotyczącym odry można się często spotkać na stronach antyszczepionkowych. Nie sposób nazwać tego inaczej niż wyjątkowo perfidnym kłamstwem. Nie, przechorowanie odry nie jest korzystne i nie wzmacnia układu odpornościowego. Jest dokładnie odwrotnie. Odra powoduje coś, co można nazwać "resetem" naszego systemu obrony. Badania pokazały, że choroba uszkadza komórki odpowiedzialne za "pamięć immunologiczną".
W efekcie nasz organizm "zapomina" dużą część tego, co dotyczy obrony przed patogenami. Kiedyś sądzono, że nadrobienie tych strat trwa tylko trzy miesiące, ale okazało się, że powrót do stanu sprzed choroby trwa owszem trzy, ale lata!
Oznacza to, że w tym okresie człowiek jest bardzo podatny na różne choroby, a naprawdę groźna może okazać się nawet pozornie błaha infekcja. No i najważniejsze – szczepionka w żadnym wypadku nie powoduje takich powikłań, jakie wywołuje choroba. To kolejny, bardzo poważny argument przemawiający za szczepieniami.
Za konsultację tego rozdziału dziękuję lekarce Annie Rahnamie.