Istnieje przesąd, że jeśli ktoś w tłusty czwartek nie zje ani jednego pączka, nie będzie się mu wiodło. Polakom to chyba jednak nie grozi – co roku tego dnia, przeciętny Kowalski zjada 2,5 pączka na głowę, a wszyscy Polacy w tym czasie pochłaniają ich prawie 100 mln.
Według Andrzeja Bliklego, współwłaściciela znanej warszawskiej cukierni, są dwie szkoły wytwarzania idealnego pączka. Jedna zakłada, że powinien być on tak kulisty, że jak się go położy na stole i w niego dmuchnie, to będzie się toczył.
– Ale ja takiego pączka jeszcze nie widziałem. Według naszej tradycji, pączek powinien mieć lekko zapadnięte boki, brązową skórkę i nie mieć tzw. obrączki, czyli obwódki niedosmażonego ciasta – powiedział Andrzej Blikle.
Historia pączka sięga czasów rzymskich. Ostatnie dni karnawału w starożytnym Rzymie były czasem zabawy i obfitego jedzenia i picia. Spożywano wówczas tłuste potrawy, a w szczególności pączki. W Polsce zwyczaj smażenia tego specjału pojawił się w XIX w.
Przeciętny pączek waży ok. 40 gramów i ma ok. 200 kalorii. Żeby później je spalić, Blikle radzi, żeby z cukierni do domu wrócić piechotą.
Barbara Ogrodowska w książce Polskie Tradycje Świąteczne pisze, że tłusty czwartek był wstępem do hucznych zabaw, które odbywały się w ostatnie dni karnawału. Przed zbliżającym się Wielkim Postem starano się najeść do syta dobrych rzeczy, wytańczyć, wybawić, wyśmiać i wykrzyczeć.
Według Ogrodowskiej, tańczono do upadłego w domach i w karczmach. Na ulice wsi i miasteczek wychodziły korowody przebierańców. „Po ulicach biegali mężczyźni poprzebierani za kobiety, czarne, rogate diabły i inne cudacznie przyodziane postacie, zaczepiając przechodniów, porywając ich do tańca, ściskając i całując, a przy okazji czerniąc im twarze i ubrania sadzą” – pisze Ogrodowska.
Ostatnie dni karnawału, w zależności od regionu, nazywano w Polsce mięsopustem (pożegnaniem z mięsem), zapustami lub ostatkami.