Dziki Zachód - historia odkryć i okrucieństwa

Obraz Dzikiego Zachodu przedstawianego w popkulturze nie może się obejść bez dzielnych szeryfów, bezwzględnych rabusiów i krwiożerczych Indian. Zachodnie tereny Stanów Zjednoczonych w XIX wieku były krajem bezprawia, w którym mało kto dożywał późnej starości i gdzie nigdzie nie można było czuć się bezpiecznym. Wszystko to za sprawą amerykańskich osadników, którzy w poszukiwaniu nowych ziem nie cofali się przed dokonywaniem najbardziej barbarzyńskich zbrodni. Często z inicjatywy nowo powstałego rządu.

Western oparty na faktach
Źródło zdjęć: © Ciało oskalpowanego łowcy bizonów, który natknął się na Apaczów/domena publiczna

/ 11Western oparty na faktach

Obraz
© Ciało oskalpowanego łowcy bizonów, który natknął się na Apaczów/domena publiczna

Hampton Sides w swojej książce "Krew i burza" opowiada imponującą historię podboju Dzikiego Zachodu. Historię odwagi, naukowych odkryć, a zarazem okrucieństwa i niesprawiedliwości. W centrum tej opowieści znajduje się legendarny Kit Carson, który swoją wiedzą i doświadczeniem przyczynił się do dokonania wielu odkryć na Dzikim Zachodzie, przypisywanych Johnowi C. Fremontowi, późniejszemu kandydatowi na prezydenta. Carson - niepiśmienny człowiek gór, traper i żołnierz był przyjacielem wielu Indian, a mimo to zgodził się wykonywać rozkazy, które doprowadziły do upadku dzielnych Nawahów.

/ 11Kit Carson

Obraz
© Prawdopodobnie pierwsza fotografia Kita Carsona/domena publiczna

Christopher Carson był świadkiem narodzin amerykańskiego Dzikiego Zachodu. Jako 36-latek miał za sobą podróż po niemal całych zachodnich pustkowiach, gdzie doświadczył brutalności i żywotności tego regionu. "W swoich ciągłych podróżach poznał wszystkie najważniejsze plemiona indiańskie i wszystkich znaczących ludzi - a przynajmniej się o nich otarł." Żaden biały człowiek nie mógł się pochwalić równie bogatym doświadczeniem, choć aparycja Kita Carsona zupełnie na to nie wskazywała.

Miał niewiele ponad metr sześćdziesiąt wzrostu, proste brązowe włosy do ramion i szaroniebieskie oczy. Przy lewym uchu i na barku można było dostrzec blizny pozostawione przez kule. Lata spędzone w siodle sprawiły, że miał powykrzywiane nogi i chodził jak kaczka. Ci, którzy go znali, wiedzieli o przyzwyczajeniach i przesądach Carsona. Na polowaniu nigdy nie strzelał do zwierzęcia dwa razy. Wierzył w omeny i był bardzo ostrożny, bo bez tego nie przeżyłby na zachodzie. "Siodło, którego zawsze używał jako poduszki, służyło mu też za osłonę głowy. Na nim zostawiał odbezpieczone pistolety. A swój ulubiony karabin trzymał pod kocem, ułożony wzdłuż ciała, gotowy do natychmiastowego użycia. Nigdy też nie siadał i nie kładł się w pełnym świetle padającym od ogniska."

/ 11Morderczy analfabeta

Obraz
© Kit Carson z ulubionym koniem, Apaczem/domena publiczna

Autor książki przedstawił Carsona jako człowieka łączącego w sobie skrajne przeciwieństwa. Mężczyzna nauczył się mówić biegle po hiszpańsku i francusku, dogadywał się w językach Nawahów, Jutów, Komanczów, Czejenów, Arapaho, Wron, Czarnych Stóp, Szoszonów, Pajutów, a także innych plemion. Znał też indiański język migowy, a mimo to był analfabetą.

Carson dał się zapamiętać jako lojalny, uczciwy i bezinteresowny bohater, który uratował wiele żyć bez oczekiwania na wdzięczność czy zapłatę. Jednocześnie był urodzonym mordercą. "Brutalnym nawet jak na owe czasy i świat, w którym żył." Z natury spokojny i przyjacielsko usposobiony człowiek traktował zemstę jako najwyższą świętość. Był niestrudzony w pogoni za wrogiem i bezlitosny w wyrównywaniu rachunków. Nie był chętny do opowiadania o swych licznych potyczkach. Ale kiedy już to robił, to mówił na przykład o "ładnej walce", do której w rzeczywistości lepiej pasuje określenie "masakra".

/ 11Życie z Indianami

Obraz
© Masowy grób Indiańskich ofiar masakry nad Wounded Knee, 29.12.1890/domena publiczna

Oceniając po latach życie Kita Carsona, wielu nazwałoby go "zabójcą Indian", choć trzeba przyznać, że jego działania nie były motywowane rasistowskimi uprzedzeniami i nienawiścią. Nie był ulepiony z tej samej gliny co generał Custer, Philip Sheridan (autor słów "dobry Indianin, to martwy Indianin") czy prezydent Andrew Jackson, wspierający ustawę o przesiedleniu Indian. "To prawda, zabijał Indian, ale także przyjaźnił się z nimi, kochał ich, wyprawiał im pogrzeby, a nawet się z nimi żenił. Więcej życia przeżył po indiańsku niż na sposób białego człowieka."

Carson był przekonany, że większość jego indiańskich ofiar padło w uczciwej walce. Nie był zwolennikiem masakrowania bezbronnych i jeżeli dochodziło do rozlewu krwi z jego udziałem, to był świadomy zagrożenia dla własnego życia. "To prawdziwy cud, że wyszedł z nich wszystkich żywy. Sam nie potrafił zliczyć sytuacji, kiedy śmierć prawie go dopadła."

/ 11Miłosny pojedynek

Obraz
© Josephina, trzecia i ostatnia żona Kita Carsona z córką/domena publiczna

Latem 1835 roku 25-letni Kit Carson wziął udział w dorocznym traperskim rendezvous. Oprócz białych ludzi gór w tych słynnych zgromadzeniach brali udział Indianie, dla których była to okazja do handlu, uprawiania hazardu i picia. Traperska impreza trwała nawet kilka tygodni i często zdarzało się, że samotni mężczyźni stawali na ślubnym kobiercu z Indiankami.

Tego lata Carsonowi wpadła w oko młoda Indianka z plemienia Arapaho - Śpiewająca Trawa. 25-latek, który miał już wtedy duży bagaż życiowych doświadczeń i nieraz zdarzało mu się cudem uniknąć śmierci, postanowił się ożenić i założyć rodzinę. Pech chciał, że w dziewczynie zauroczył się również kanadyjski traper Joseph Chouinard, nazywany Osiłkiem z Gór. W tej sytuacji musiało dojść do rozlewu krwi. Rewolwerowy pojedynek zostawił na policzku i uchu Kita trwały ślad. Kanadyjczyk nie miał tyle szczęścia.

/ 11Przewodnik i celebryta

Obraz
© John C. Fremont/domena publiczna

W 1842 roku w życiu Kita Carsona pojawił się John C. Fremont. Topograf, który miał za zadanie nanieść na mapę i opisać fragment Szlaku Oregońskiego, biegnącego aż do Przełęczy Południowej leżącej w dzisiejszym stanie Wyoming. 32-letni Carson zgodził się zostać przewodnikiem Fremonta, co wiązało się z dużym niebezpieczeństwem. Szlak ten był bardzo zdradliwy i niepewny, zarówno jeśli chodzi o częstotliwość występowania źródeł wody, jak i obecność Indian.

"Spędziłem w górach trochę czasu - odpowiedział Carson. - Mogę zaprowadzić was wszędzie, gdzie będziecie chcieli." Pierwsza wyprawa Fremonta rozpoczęła się w czerwcu 1842 roku i wzięło w niej udział 25 osób, wyposażonych w nowinkę techniczną - gumowe pontony. Carson okazał się być doskonałym przewodnikiem, dzięki czemu po pięciu miesiącach spędzonych w siodle ludzie Fremonta osiągnęli zamierzony cel i wrócili szczęśliwie do domu. Po powrocie do Waszyngtonu Fremont czym prędzej spisał wspomnienia z wyprawy, które zostały przedrukowane przez gazety w całym kraju. Barwna relacja topografa napełniła Amerykanów dumą narodową, a sam Fremont stał się prawdziwym celebrytą. Nie osiadł jednak na laurach, gdyż w kolejnym roku miał wyruszyć w drugą wyprawę Szlakiem Oregońskim.

/ 11Amerykański Magellan

Obraz
© Sierra Nevada/fot. J.Pang/CC BY-SA 2.0

Druga wyprawa Fremonta zakończyła się jeszcze większym sukcesem, choć tym razem nie obyło się bez trudności. Po dotarciu do Oregonu "niecierpliwy badacz zboczył z zaplanowanej trasy wyprawy, przekroczył granicę z Meksykiem i wszedł na terytorium znane jako Alta California. Wydaje się, że Frémont nie przejmował się tym, że jego nielegalne wtargnięcie na obce terytorium mogło skończyć się nie tylko aresztem dla całej grupy, ale i konfliktem dyplomatycznym, za który Waszyngton będzie musiał przepraszać."

Pobyt w Sierra Nevada był dla członków wyprawy wyjątkowo nieprzyjemny. Po zejściu z gór mężczyźni mieli odmrożenia, byli wycieńczeni i głodni (po jakimś czasie musieli się żywić psim mięsem). Na szczęście był z nimi Kit Carson, bez którego ludzie Fremonta mogliby skończyć jak Grupa Donnerów. Osadników, którzy kilka lat później znaleźli się w podobnej sytuacji i zamiast psów musieli jeść ciała zmarłych z wycieńczenia towarzyszy. Ostatecznie Fremont wrócił do Waszyngtonu w sierpniu 1844 roku, gdzie "powitano go jak ducha, miał bowiem wrócić rok wcześniej i mówiono, że zginął." Po spisaniu relacji z wyprawy rząd wydrukował aż 10 tysięcy egzemplarzy książki z jego wspomnieniami, a "gazety znowu przedrukowywały fragmenty relacji i nazywały Frémonta amerykańskim Magellanem. Jego nazwisko zaczęło pojawiać się na giełdzie kandydatów na prezydenta USA."

/ 11Za wszelką cenę

Obraz
© John C. Fremont na plakacie z okresu kampanii wyborczej/domena publiczna

Dwie pierwsze wyprawy Fremonta były przez niego nazywane "naukowymi", choć trzeba pamiętać o niejawnych motywach kierujących poczynaniami topografa. "Na pewno głównym celem tych ekspedycji było przyspieszenie amerykańskiego osadnictwa, zasianie ziarna pod ekspansję Stanów Zjednoczonych i ugruntowanie ich hegemonii na półkuli zachodniej."

Jego trzecia wyprawa była już jawnie polityczna i miała niewiele wspólnego z odkryciami naukowymi. Oficjalnie Fremont miał "spenetrować i nanieść na mapę wschodnie zbocza południowej części Gór Skalistych", jednak o wiele bardziej interesowało go zdobycie meksykańskiej prowincji Alta California. Bez względu na cenę i z uwzględnieniem możliwości rozpętania wojny.

/ 11Prawie jak Alamo

Obraz
© ''Upadek Alamo''/domena publiczna

Widok prawie 60 uzbrojonych Amerykanów przekraczających granicę zaniepokoił Meksykanów, którzy zażądali, by Frémont i jego ludzie natychmiast opuścili Kalifornię. Topograf nie posłuchał i przeniósł się na niewielki szczyt Gavilan Peak, gdzie założył prowizoryczny fort. "Przygotowując się do obrony w stylu Alamo, nakazał swoim ludziom wzniesienie wysokiego masztu, na który wciągnięto flagę USA."

Ostatecznie ludzie Fremonta nie podzielili heroicznego (a zarazem tragicznego) losu obrońców Alamo. Za namową Carsona i po przewróceniu się masztu z flagą, co odczytano jako zły omen, Amerykanie wymknęli się z fortu i podążyli w kierunku bezpiecznej północy.

10 / 11Perfekcyjna rzeź

Obraz
© Indianie z plemienia Klamatów/domena publiczna

Po opuszczeniu Kalifornii Fremont wdał się w nowy konflikt, tym razem z udziałem Indian z plemienia Klamatów. "Indianie bez żadnego powodu wydali nam wojnę - opowiadał później. - Uważałem, że powinni być za to ukarani najszybciej, jak się da." Dowódca wyprawy wydał rozkaz odnalezienia wioski Klamatów i rozprawienia się z agresorami. Idąc wzdłuż rzeki, Amerykanie dotarli do osady. "Stało tam przeszło pięćdziesiąt budynków i buzowało w niej życie - ujadały psy, kobiety wyplatały maty z trzciny zebranej na brzegach jeziora, a mężczyźni sunęli po jego powierzchni w swoich dłubankach."

Indianie przewyższali liczebnością ludzi Fremonta, jednak oddział jedenastu Amerykanów pod wodzą Kita Carsona wyszedł z ataku bez szwanku. Większość wojowników była na łowach, a mężczyźni pozostawieni w wiosce mieli tylko łuki i strzały. "W ciągu kilku minut zginęło dwudziestu jeden Indian." Pozostali uciekli na wzgórza, gdzie czekali na nich pozostali Amerykanie. "Kilku chłopców uciekło z rzezi wpław, kryjąc się pod powierzchnią jeziora i oddychając przez puste w środku trzcinowe patyki. Była to, jak powiedziałby Carson, perfekcyjna rzeź - prawdziwa amerykańska masakra."

11 / 11Krew i burza

Obraz
© wyd. Czarne

Zarówno Carson jak i Fremont uważali, że wzięcie odwetu na Indianach z wioski Dokdokwas było słuszne i zostanie na długo zapamiętane. "Jak długo Klamatowie będą żyli na wybrzeżu jeziora - mówił Frémont - tak długo będą sobie opowiadać o tym, co tu się zdarzyło." I faktycznie, historia masakry była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Indianie nie odbudowali spalonej wioski i dzisiaj nie ma już po niej żadnego śladu. Pamięć o poległych jest jednak nadal żywa i wciąż wzbudza wiele kontrowersji.

Współczesny historyk David Roberts w książce "Nowszy świat" udowadniał, że Fremont i Carson kierowani żądzą zemsty wzięli odwet na Indianach z niewłaściwego plemienia. Wiele dowodów wskazuje bowiem na to, że trzech Amerykanów zostało zabitych przez Modoków. Sąsiedniego plemienia żyjącego na pograniczu Oregonu i Kalifornii, które było kulturowo bliskie Klamatom, a zarazem wrogo nastawione do Indian z Dokdokwas. "Frémont i jego ludzie beznamiętnie zabijali wszystkich Indian, na których się natknęli, aż stracili zapał do zemsty. Nawet Frémont miał już dość." W swoim pamiętniku zanotował: "Dotrzymałem złożonej samemu sobie obietnicy i porządnie ukarałem tych ludzi za ich zdradę. Wreszcie mogłem zająć się zadaniem, którego wykonanie ci ludzie opóźnili."

W tekście wykorzystano fragmenty książki Hamtpona Sidesa "Krew i burza. Historia z Dzikiego Zachodu" (wyd. Czarne, 2016).

Wybrane dla Ciebie
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]