Dziewczyny z Portofino

Obraz
Źródło zdjęć: © Inne

Którejś nocy matka wtoczyła się do pokoju dzieciaków i stanęła nad łóżkiem Mani.
– Moja lalunia! – wybełkotała. – Ciebie jedną teraz mam, księżniczkę! Co ty byś mała, chciała, co? Powiedz no tylko mamuni, a wszystko ci dam, wszystko!

W mroku pokoju wyglądała trochę tak jak dawniej, na zdjęciu, które Mania nosiła w tornistrze. Matka była na nim szczupła, uczesana w wysoki kok, a za rękę trzymała chudego kilkulatka. Obok niej ojciec z zaczesanymi do tyłu włosami huśtał na wyciągniętych w górę rękach gołą dziewczynkę w chustce z zawiązanymi rogami. Za nimi błyszczała Wisła.
– No, co ty byś chciała, córa, co? Może kieckę jaką albo cukierków?

Mania zastanowiła się. Lalek nie lubiła, a cukierki mogła zdobyć sama. Znów sprzedawała butelki, chociaż kobieta w punkcie skupu wydziwiała, że poda tych alkoholików, jej rodziców, na milicję, to odbiorą im wreszcie prawa rodzicielskie, a ona będzie miała wikt i opierunek w porządnym domu dziecka. Dopiero kiedy Mania nakłamała, że zbiera butelki z całej klatki, przestała się czepiać.

– Mów mamuni, póki pyta!... Co byś ty, lala, chciała?! – Matka chwiejnie zbliżyła do niej twarz.
Z bliska widać było wyraźnie, że jest duża i opuchnięta. Jakby kobieta ze zdjęcia była jej siostrą, w dodatku niezbyt podobną. Jak z innego ojca albo matki.
– Komunię – pisnęła Mania.
– Że co? – chuchnęła nieprzetrawioną wódką.
– Komunię. Komunię bym chciała... mamuniu.

Matka odwróciła się i wyszła z pokoju. Mania była pewna, że nie zapamięta ani słowa z tej rozmowy, ale następnego dnia musiała pojechać na bazar Różyckiego, bo kiedy wróciła, rzuciła na polówkę komunijną sukienkę.
– Masz, mała! Żebyś wiedziała, że jak mamunia obieca, to dotrzyma. I żeby te małe damulki z przeciwka zesrały się z zazdrości!

Sukienka była za szeroka w ramionach i pasie, miała za duże rękawy i była za długa. Tu i ówdzie Mania podpięła ją szpilkami, gdzieniegdzie zafastrygowała, a potem wywiesiła na balkon, żeby wywietrzyć zapach papierosów i kapusty.

– I przyjęcie ci wyprawimy, jak trzeba. – Matka stanęła w drzwiach balkonu i pokazała w uśmiechu puste miejsca po zębach. – Zaprosiliśmy już z tatuniem kilku znajomych. I niespodziankę ci szykujemy, a co!

Kiedy Mania powiedziała o sukience, Hanka wzruszyła tylko ramionami. Dobrze wiedziała, w czym sama pójdzie do komunii. Jej suknia miała być długa do ziemi, z bufiastymi rękawami, marszczonym stanikiem, wcięciem w pasie i kordonkową narzutką z białymi pomponami, taką, jak miała kuzynka ze wsi. Obmyśliła to już dawno – tyle że ojciec nie zgadzał się na komunię.
– Mówią, żeś w mieście na wiarę diabła przeszedł! – popłakiwała matka. – A może ty już w Boga nie wierzysz, co?
– Wierzę, nie wierzę, co za różnica! – wzruszał ramionami. – W centrali wszyscy ateiści, to jak powiem, że córkę wysyłam do komunii? [...]

Każdej niedzieli spotykały się za blokami i szły do kościoła – Beata, Hanka i Mania. W ciągu trzech lat, które minęły od wyprawy na hałdę, osiedle bardzo się zmieniło. Tam gdzie dawniej wypiętrzały się góry ziemi przetykanej kawałami niepotrzebnych blach i drutów, wyrosło kilkanaście cztero- i dziesięciopiętrowców.

O ile mniejsze bloki stały blisko siebie, o tyle wieżowce tkwiły odwrócone od siebie w obrażonym półobrocie. Zabierały światło drzewom i usianym napisami „Szanuj zieleń” trawnikom, które wiosną zamieniały się w bajora, a latem żółkły od słońca. Ścieżki wydeptane przez mieszkańców bronowano i zasypywano garściami nasion, ale odradzały się, zanim trawa wzeszła. [...]

Agnieszka nie chodziła do kościoła, bo ojciec był ateistą i nie pozwolił jej się zapisać na religię. Matka Hanki twierdziła, że nie wierzyć to grzech, ale mówić o tym głośno to grzech śmiertelny. Nie powiedziały tego Agnieszce, tak jak nie przyznawały, że zazdroszczą jej wysypiania się i Teleranków w zimowe niedziele.

Ale już wiosną cieszyły się, że chodzą do kaplicy. Na dworze było jasno, powietrze pachniało, a w przerwach między blokami zalegały plamy słońca, do których ścigały się, a potem tłoczyły jedna przez drugą, wystawiając w górę twarze. Wdychały zapachy smażonych jajek i gotowanych parówek, słuchały klaśnięć trzepaczek – osiedlowych tam-tamów zapowiadających wiosnę.

W kościele było ciemno i duszno. Zapach naftaliny mieszał się z wonią kadzidła, płomienie grubych świec chwiały się sennie, a ludzie to siadali, to wstawali, kaszląc, chrząkając, przyglądając się sobie jawnie lub ukradkiem. Beacie w ścisku robiło się niedobrze i musiała wychodzić na zewnątrz. Szybko wracała, bo ksiądz, który zastąpił na religii siostrę Józefatę, krążył wokół baraku, a potem odpytywał z treści kazania i nie chciał słuchać usprawiedliwień.

Starała się wytrzymać przynajmniej na kazaniu, ale i tak niewiele umiała z tego zapamiętać, bo biblijne frazy mieszały się z aluzjami politycznymi, którymi ksiądz sypał z ambony ku radości jej ojca. Łatwo mu się było cieszyć – przychodził tu najwyżej raz na miesiąc, a nie kilka razy w tygodniu, jak one. Przepowiadały po drodze rachunek sumienia, odpytywały się z formułek i przewinień, a gdy której brakowało grzechów, pożyczały sobie lżejsze, takie jak: „opuściłam poranną modlitwę” czy „nadużyłam imienia...”.

Beacie pociły się ręce, gdy czekała na swoją kolejkę do konfesjonału. „W imię Ojca i Syna...” – powtarzała, „Ostatni raz u spowiedzi byłam...”, „Zgrzeszyłam następującymi...”. Wypowiadała te zdania po kilkadziesiąt razy, ale kiedy przychodziła jej kolej, w głowie miała pustkę. To miejsce przerażało ją, dławił cudzy oddech po drugiej stronie krat. Klękała na twardej desce, zamykała oczy i suchymi ustami recytowała gotowe formuły. Przepraszała za obrażanie, za nadużywanie, że nie była tyle i tyle razy. Była winna, grzeszna, brudna. Och, jak bardzo brudna...

Wybaczano jej. Głos zza krat wstawiał się za nią i wyznaczał pokutę. Na odgłos pukania wstawała, całowała stułę, szła pod ołtarz, znów klękała i „odmawiała” – po trzy, sześć, w cięższych przypadkach po dziesięć razy. Modliła się płynnie, bez zacinania i przestanków. To były cudze słowa, kto inny je wymyślił, kto inny uświęcił, ona tylko powtarzała. Czuła, że tego od niej chcą.

Od ołtarza odchodziła lekka jak balon, ale do domu szła nastroszona i czujna. Szczerze mówiąc, wolała drogę do kościoła niż powrotną. Wtedy mogły kłócić się, wyzywać i śmiać; po spowiedzi była czysta, bała się do kogokolwiek odezwać, żeby znów nie nagrzeszyć.

Wybrane dla Ciebie
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]