"Dziewczynka z zapalniczką". Długo wyczekiwana książka Mariusza Czubaja trafiła do księgarń
Rudolf Heinz, profiler i główny bohater cyklu "Polski psychopata", przechodzi załamanie nerwowe. Z letargu wyrwie go nietypowa prośba pewnego gangstera. Dzięki uprzejmości wydawnictwa W.A.B. prezentujemy fragment książki.
Dziewczynka uśmiechnęła się przez sen. Chichot brzmiał przyjaźnie, nie miał nic ze złośliwego śmiechu gnoma, którego widziała w telewizyjnej bajce. Uśmiechnęła się raz jeszcze. A potem coś wydobyło ją ze snu. Delikatnie wyciągało z głębi, aż znalazła się na powierzchni.
Była noc, środek upalnego lata. Dziewczynka na zmia nę wsłuchiwała się w swój oddech i w ciszę za uchylonym oknem. Powietrze stało w miejscu. Położyła się na boku i przytuliła do pluszowego misia z oderwanym uchem. Zamknęła oczy i wtedy usłyszała cichy chichot kolejny raz. A może było to pochlipywanie. Może ktoś płakał?
Głos dobiegał z dołu. Głos kobiety.
Usiadła i spojrzała na podświetlany zegar z różowym cyferblatem i kucykiem. Nie umiała jeszcze odczytywać godzin, wiedziała tylko, że gdy obie wskazówki są razem najwyżej, na dwunastej, wtedy jest południe albo północ. Wskazówki były prawie złączone w najwyższym punkcie.Tym razem usłyszała na dole męski głos. Wstała i najciszej jak potrafiła otworzyła drzwi. Z pokoju brata dobiegało chrapanie. Tata mówił, że armaty mogłyby walić, a on by spał. Powoli, jakby się skradała albo polowała na dzikie zwierzę, zsuwała się w dół, opierając ramieniem o zimną, chropowatą ścianę.
Ostatni stopień schodów skrzypnął, ale odgłos został zagłuszony przez inny dźwięk. To z pewnością nie był płacz.
Głosy dobiegały z sypialni.
Drzwi były uchylone. Na stoliku przy łóżku paliła się lampka. Oświetlała pomieszczenie łagodnym, żółtym światłem, które tak bardzo lubiła, gdy kotłowała się z rodzicami na gigantycznym łóżku. Wstrzymała oddech. Wpatrywała się w olbrzymie stopy i owłosione nogi ojca. Leżał na kołdrze w łososiowym kolorze, ozdobionej delikatnymi wzorkami. Na mężczyźnie, zgięta wpół, leżała kobieta. Ręka ojca głaskała jej plecy. Dwie głowy przylegały do siebie.
Kiedyś widziała mamę i tatę, gdy tak się obejmowali i tulili. A potem usłyszała od nich, że dzieci mają swoje zabawy, a dorośli swoje. I że to bardzo brzydko podglądać dorosłych. I że ma tego nigdy więcej nie robić. Kobieta wyprostowała się i zaczęła poruszać. Jakby tańczyła. Najpierw powoli, a potem coraz szybciej. Naprężyła się i odgarnęła blond włosy z pleców. Sprężyny łóżka jęczały, ojciec mruczał, a oddech kobiety stał się głębszy.
Dziewczynka zamrugała oczami. Z jej ust wydobył się krzyk. To nie była mama. Mamy już dawno w domu nie ma. Tęskniła za nią i nie rozumiała, dlaczego musiała udać się w daleką podróż. Kobieta wygięła się w łuk, jęknęła i na chwilę znieruchomiała. To nie była jej matka, ale nie dlatego dziewczynka krzyknęła.
Rysunek. Przeraził ją rysunek, który zobaczyła na plecach. Ojciec poderwał się gwałtownie, a blondynka odwróciła głowę. Patrzyły teraz na siebie. Dziewczynka znała tę twarz. Pobiegła na górę i nakryła głowę kołdrą. Nie wiedziała, kiedy zasnęła.
Ktoś zdjął kołdrę z jej głowy. Ojciec pocałował ją w czoło, a potem szerzej otworzył okno. Śpiew ptaków wdarł się do pokoju.
– Wstawaj, śpiochu. Bo prześpisz piękną sobotę. Pogłaskał ją po policzku.
– Wydaje mi się… Zdaje się, że coś złego śniło ci się w nocy. Ale to tylko sen. Mnie też się czasem to zdarza.
Uśmiechnął się. Podniósł dwa puzzle z podłogi i położył obok innych na stoliku.
– Zejdź na śniadanie. Dziś będzie na słodko. To, co lubisz najbardziej. Z nutellą. Umieram z głodu i młody też.
Wyszedł i usłyszała kroki na schodach. Z dołu doleciał głos brata. Dziewczynka od dłuższego czasu nie spała. Może gdyby przyjrzał się jej uważnie, zauważyłby to. Jej oczy nie były zaspane. Patrzyła przed siebie lodowatym spojrzeniem.