Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 09:57

Dwanaście

DwanaścieŹródło: Inne
d3bpb9k
d3bpb9k

Mistrz obudził się we wtorek poświąteczny grubo po południu. Spałby jeszcze dłużej, ale obudził go łomot. Półprzytomny dowlókł się do drzwi, otworzył i zamarł, w jednej chwili przypomniawszy sobie zarys wydarzeń poprzedniego dnia.
W drzwiach stał Mango Głowacki.
Wściekły i ubrany nieelegancko.
– No i jaka jest sytuacja? – głupkowato zapytał mistrz.
– Daj kawy! – zażądał Mango.

Mistrz poszedł do kuchni i, przygotowując kawę, nasłuchiwał odgłosów z pokoju. Nie, nie było żadnego demolowania, gość włączył radio, pozmieniał programy, wszędzie była ta sama piosenka i ci sami radośni prowadzący, wreszcie gość wyłączył radio i włączył płytę, którą poprzedniego dnia mistrz pozostawił w odtwarzaczu, po iluś sekundach słuchania grobowego głosu Iana Curtisa, (muzyka ta jest wszak w sam raz na Wielkanoc!), gość płytę wyłączył, ponownie włączył radio, ponownie odezwała się ta sama wokalistka, która ma różne nazwiska, ale jest zawsze tą samą wokalistką i śpiewa tę samą piosenkę w różnych programach radia, małych sklepach spożywczych, supermarketach i na stokach narciarskich.

– Skoro nie demoluje, to nie jest wściekły. Być może jest po prostu smutny. Nie chce się ze mną bić, chce mi powiedzieć kilka gorzkich słów. Chce zerwać znajomość, chce dać zakaz przychodzenia do Biura. On się z tego podniesie, zwiąże się z następną Marzenką, uszczęśliwi ją, zasypie kwiatami. Ja już się nie podniosę. To tak jakbym utracił znienacka pracę... Odszedł Doktor, odeszła kobieta, odeszła suka. Gdyby on, mój dobroczyńca, odszedł, to straciłbym ostatni punkt oparcia. I wszak nie chodzi tu o wódkę, tu nigdy o wódkę nie chodziło, tu chodziło o uzasadnienie, o sens, o kręgosłup, o życie chodziło, może to nazbyt patetyczne, ale gdyby on teraz odszedł, to cały świat w zasadzie uległby redukcji...
Tak oto kombinował mistrz, parząc kawę. Przeżegnał się niezdarnie i wszedł do pokoju, a tam Mango stał w oknie i obserwował człowieka przy łososiowej ścianie kościoła.
– A co ten, kurwa, tak stoi? Jakaś taka znajoma sylwetka, kto to jest? Co tak stoi?
– On stoi tak od dawna. I nawet nie żebrze. Po prostu stoi.
– No to go trzeba pogonić!
– Pewnie trzeba... – (w tym momencie mistrz zauważył leżące na podłodze spodnie!)
– Pewnie trzeba... – powtórzył, podkradł się do spodni, Mango nadal stał odwrócony do okna, mistrz chwycił spodnie i wetknął pod tapczan. A jeżeli to na nic, a jeżeli i tak widział? To i tak już pewnie koniec, to są już tylko takie żałosne usiłowania. Nawet jeżeli nie zauważył, to i tak wie. Bo po co by przychodził?
– I gdzie ta kawa? – bezceremonialnie zapytał Mango Głowacki.
– Już, już... – mistrz podreptał do kuchni, to końcówka kawy, następnym razem trzeba będzie te fusy z maszynki zaparzyć, o ile jeszcze będzie jakiś następny raz!

Mango siorbnął elegancko, popatrzył w oczy mistrza i powiedział ponuro i boleśnie:
– Coś ty jej zrobił?
Mistrzem zatrzęsło: aha, z tej beczki! To już po mnie!
– Co niby zrobiłem i komu?
– Jej – zimno oświadczył Mango. – Jej, sukinsynu...
– Nic nie zrobiłem! – zaparł się mistrz.
– No, ja myślę, że nic, ale ona zadzwoniła i pyta mnie o twój numer telefonu, ja jej mówię, że jesteś takim aż popierdoleńcem, że nie masz telefonu, a ona mi mówi – w takim razie idź natychmiast do niego i powiedz mu, że ma coś, co należy do mnie i żeby to przyniósł o piętnastej do Dymu, a ty, kochanie, nie przychodź wtedy do Dymu, lepiej idź sobie gdziekolwiek indziej, bo ja z tym twoim mistrzem muszę pomówić o bardzo poważnych rzeczach i powiedz mu, że jak nie przyjdzie, to ma wyrok śmierci i ogólnie przejebane. Wczoraj trochę zapiliśmy, prawda? Obudziła mnie tym telefonem rano, jak spałem na zapleczu, a ty jak, szybko wczoraj wymiękłeś?
– A może się napijemy? – mistrz dla zmiany tematu posłużył się resztką danielsa od Doktora, z butelki, którą napoczął jeszcze w styczniu.
– Chętnie – powiedział Mango Głowacki.

d3bpb9k

Mistrz, idąc do baru, ściskając w spoconej ręce nieprzyzwoite, niemal kazirodcze pieniądze, zarejestrował znaczące spojrzenia kilku niby-prawie-znajomych, wyrażające treści typu – co za dupa, skąd ją wziąłeś? dlaczego ty?
– Sam nie wiem – odpowiedział w myślach. – Ale pewnie się dowiem. Wiem teraz tylko tyle, że już przegrałem. A zaraz się dowiem, jak bardzo przegrałem.
Z kawą i serniczkiem dla pani oraz tonikiem z cytryną dla siebie wrócił do stolika. Postawił wszystko przed panią dużą i ładną i spojrzał na nią wyczekująco. I nastąpiła jej opowieść.
– Ty nawet nie wiesz, jak się nazywam. Wiesz? Nie wiesz. Nazywam się Marzena Malinowska, na drugie mam Małgorzata, Marzena Małgorzata Malinowska brzmi generalnie dużo lepiej, prawda? Ale inicjały całkiem są w porządku, wcale nie takie banalne, M.M. jak Marilyn Monroe, Marilyn Manson albo Maciej Maleńczuk... Nazwiska Marzena Małgorzata Malinowska używam w pracy, pracuję w telewizji, nie, broń Boże, nie w TVN, pracuję w 66TV, jak to – nie słyszałeś?, nasza telewizja to taki kanał, w którym jest wyłącznie sensacja, przemoc, zbrodnia oraz dzieciobójstwo, przez dwadzieścia cztery normalnie godziny, rozumiesz, nagminne wykorzystywanie kobiet w miejscu pracy, korupcja, różne przekręty, okrucieństwo urzędników państwowych, pracodawców, wiesz, cała prawda o tym naszym życiu, to, co ludzie chcą zobaczyć naprawdę, to co się dzieje naprawdę u ich sąsiadów, my działamy od stycznia, ale teraz będzie jeszcze lepiej, teraz szykujemy się do wielkiego wejścia na rynek, nowa, mocna ramówka, od czerwca lub lipca, i będziemy
mieli taką oglądalność, że wiesz, bardzo, bardzo profesjonalna ekipa to przygotowuje, ja będę miała własny program we wtorki od osiemnastej do dwudziestej, będę rozgryzała mafię, mam swoje wtyki w policji i powiem ci jeszcze coś... mam też takiego współpracownika, który normalnie wdarł się w struktury mafii i nadal tam pozostaje, nie powiem ci kto, nie powiem ci jak, nie powiem ci dlaczego, nie powinno cię to obchodzić, w każdym razie mam tam u nich swojego człowieka i on będzie niewidzialnym, przetworzonym głosem komentującym moje programy o blaskach i cieniach mafii, nakręciliśmy już kilka odcinków, bardzo porządnych, bardzo, ale w pewnym momencie, przy rozgryzaniu postaci jednego ukraińskiego łącznika, jego nazwisko mogę ci powiedzieć, bo śmieszne – Serhij Pomarańczuk – wypłynęła sprawa taka, że okazało się, że ten Serhij Pomarańczuk znakomicie zna Patrycję Twar-dowską! I że ona też go znakomicie zna!
Tu pani duża i ładna, a do tego jeszcze hohoho pracownica telewizji, przerwała i tryumfalnie spojrzała na mistrza.
– A kto to taki? – zapytał mistrz, by coś powiedzieć. Kompletnie nie takiego przebiegu rozmowy się spodziewał, kompletnie czego innego się obawiał i kompletnie już nie rozumiał niczego.
– Wiesz doskonale, kto to taki! – parsknęła Marzena Malinowska.
– Nie wiem.
– Nie udawaj, widzieli cię z nią, a gdyby nawet cię nie widzieli, to nie udawaj, że nie wiesz, przecież wszyscy wiedzą, przecież od kilku miesięcy generalnie tylko o niej się pisze w kolorowych pismach i warszawskich i ogólnopolskich, a nawet w Wyborczej w zeszłym roku nominowano ją na generalnie największe wydarzenie artystyczne, a to że Paszport Polityki dostała, to nie wiesz? A że stypendium od ministra kultury? Nie udawaj, że nie wiesz, wszyscy wiedzą – zasyczała kobieta i popatrzyła na mistrza z czymś w rodzaju wściekłego szacunku, jak na szalenie twardego i zimnego gracza.
– Ja nie jestem wszyscy, ja nie wiem – oświadczył mistrz.
Kobietą zatrzęsło. Wyjęła z torebki kolorowy kobiecy miesięcznik i rzuciła go na stół. Mistrz uniósł pismo i od razu zauważył na okładce twarz pannicy, którą pewnego feralnego dnia w styczniu miał ochronić przed mordercą, niby Karolem Kotem, a nie ochronił w ogóle. Panienka na tej kolorowej okładce trzymała na rękach kotka i uśmiechała się. Napis z okładki grzmiał: PATRYCJA TWARDOWSKA – PROWOKATORKA CZY GWIAZDA PIERWSZEJ ŚWIETNOŚCI?
– Ale ona przecież... – mistrz chciał powiedzieć, że widział jak ją zabito, ale ugryzł się w język. No tak, kolejne urojenie. I tylko tyle.
Powiedział więc:
– No tak, tę panienkę znam. Raz w życiu ją widziałem. Ale nie rozumiem do końca, o co pani chodzi. Wydawało mi się...
Pani roześmiała się gorzko.
– Mam zupełnie inne wiadomości. Uważam, że generalnie znasz ją bardzo dobrze. I ona ciebie bardzo dobrze zna. Wręcz powoływała się na znajomość z tobą. Pewne tropy mnie do niej zawiodły, a ja mam nosa i nie popuszczam. Rozmawiałam z nią w lutym prywatnie i obiecała mi wyjaśnić wszystkie niejasności, ona normalnie jest z tą mafią powiązana, niby robi te swoje totalne projekty, niby działa artystycznie, ale jednocześnie wiem, że ona bywa zapraszana w takie miejsca, do których normalny śmiertelnik normalnie nie ma dostępu, ona wie rzeczy, których ani ja, ani moi współpracownicy nawet nie śmielibyśmy się domyślać... Ja widziałam jej zdjęcia z tych podwarszawskich miejscowości, normalnie z szefami mafii zdjęcia, ona mi je pokazywała i obiecała wtedy, że da mi wywiad przed kamerą i opowie wszystko, szczerze, jak na spowiedzi, mówiła, że jako cudowne dziecko ma wszędzie wejścia, że widziała takie sytuacje, takie powiązania, takie historie, że można byłoby wiele programów zrobić i całą prawdę o ohydzie świata
ujawnić telewidzom, a potem znikła, dla mnie znikła, dalej udzielała wywiadów na tematy kulturalne i polityczne, ale ze mną i z moim programem rozmawiać, nie wiadomo czemu, nie chciała. A ostatnio powiedziała, że usuwa się z życia publicznego, że już nie chce robić za cudowne dziecko, że odda się prawdziwemu życiu, sama może urodzi jakieś cudowne dziecko z jakimś mężczyzną jej życia, że jest zmęczona i nienawidzi tych pizd z telewizji, prasy, branży itd. Tych piranii, szakali itd. Tak już zrobiła Edyta Górniak, tak już zrobiła Dorota Masłowska. I co? Wróciły. Bo się zawsze wraca, prawda? Bo jak się już błysnęło, to nie można przestać błyszczeć, prawda? Bo o swoim szlachetnym wzruszeniu prawdziwym życiem trzeba ludziom opowiedzieć, jeśli ma się przekaz. Nawet tym starannie wyselekcjonowanym piraniom, szakalom, cwelom, chujom, pizdom z prasy oraz telewizji. Bo się ma mesydż, bo tak musi być.
Mistrz przytaknął z grzeczności. Nie zrozumiał nic a nic. Nazwiska wymienione przez panią nic a nic mu nie mówiły. Wiedział, że jest ograniczony, ale żeby aż tak? Nie wiedział nieszczęsny, że zarówno Górniak, jak i Masłowska były podówczas szalenie popularnymi artystkami, które po chwilowej przerwie powróciły w wielkim stylu do wielkiego świata ze swoimi dziećmi i mężczyznami życia u boku i ponownie odniosły sukces swoimi dziełami, zarówno artystyczny, jak i komercyjny. Wszyscy wiedzieli, ale mistrz nie wiedział. Gdyż był zapatrzonym w siebie egoistą i zupełnie nie interesował się światem. A także nie miał wyczucia.

d3bpb9k
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3bpb9k