Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:02

Duch

DuchŹródło: Inne
d16gnom
d16gnom

Dom stał w górach i pani Palmer nie miała pewności, czy zdołają tam dotrzeć, ale chciała spróbować, a Charles również zapalił się do wyjazdu. Stare domy zawsze go nęciły. Ten, jak mu powiedziała, został zbudowany w roku 1790 przez Francuza nazwiskiem Pellerin, słynnego w tych stronach. Był to arystokrata, kuzyn Lafayette'a, który przybył wraz z nim do Nowego Świata około roku 1777. Historię domu dodatkowo ubarwiało to, że Francuz zbudował go dla kobiety.
Wyruszyli po lunchu, jego samochodem. Po drodze pani Palmer, rozparta wygodnie w fotelu obok kierowcy, pokazywała mu różne ciekawe miejsca i opowiadała miejscowe legendy. O domu, do którego jechali, mówiła niewiele. Od miasteczka dzieliło go pięć mil; stał w górach, nad rzeką Deerfield. W dzieciństwie często tam chadzała, bo bardzo jej się podobał. Jak daleko Gladys sięgała pamięcią, nie mieszkał w nim nikt z rodziny, choć stanowił ich własność od prawie stu pięćdziesięciu lat.
- Niemożliwe! Dlaczego? - Charles zastanawiał się, czy dom jest po prostu niepraktyczny, czy też ma inne wady, które pani Palmer pominęła w swych oszczędnych napomknieniach.
- Ten dom jest naprawdę piękny. Ma własną duszę, dosłownie czuje się tam obecność kobiety, dla której powstał. Próbowałam namówić Jimmyego i Kathleen, żeby korzystali z niego w czasie wakacji. Byli tam raz, ale Kathleen źle się w nim czuła. Jimmy naopowiadał jej historii o duchach. Wystraszyła się i nigdy więcej nie chciała tam nocować. Straszna szkoda, bo to najbardziej romantyczne miejsce, jakie kiedykolwiek widziałam.
Charles uśmiechnął się, słysząc te słowa, ale nie odrywał wzroku od drogi. Zadymka znów się wzmogła i wiatr usypywał na polach wysokie zaspy.
Dojechali tak daleko, jak się dało. Pani Palmer pokazała mu, gdzie może zostawić samochód, otuliła się mocniej płaszczem i ruszyła przodem. Wokół nie było widać nic prócz majaczących w śnieżnej zawiei drzew.
- Czuję się jak Jaś z Małgosią w lesie - rzekł ze śmiechem. - Powinna mi była pani powiedzieć, żebym zabrał okruszki chleba.
Postawił kołnierz i ujął starszą panią pod ramię, żeby nie upadła. Szła jednak pewnie, przyzwyczajona do spacerów przy każdej pogodzie, choć ostatnio coraz rzadziej zapuszczała się aż tutaj. Promieniała radością, spoglądając na niego tak, jak gdyby za chwilę miała mu wręczyć prezent.
- Kim była pierwsza właścicielka domu? - zapytał, pochylając głowę pod wiatr.
- Nazywała się Sara Ferguson - odparła, przytrzymując się jego ramienia, bo ścieżka biegła teraz pod górę - jeśli w ogóle była tu jakaś ścieżka, bo Charles w każdym razie jej nie widział. Zaczynał się poważnie niepokoić. Pani Palmer jednak szła jak po sznurku, nie wahając się ani na moment. Po chwili podjęła: - To była wyjątkowa kobieta. Przyjechała tu z Anglii zupełnie sama. Opowieści o niej są niezmiernie tajemnicze i bardzo romantyczne. Jej mężem był lord Balfour... Podobno uciekła od niego, bo źle ją traktował. Przypłynęła statkiem do Bostonu w 1789 roku.
- Jak poznała tego Francuza? - spytał zaintrygowany Charlie. W tej historii rzeczywiście dał się wyczuć wiew romantycznej przygody.
- To długa, fascynująca opowieść - Gladys Palmer spojrzała na niego, mrużąc oczy w zimnym wietrze. - Sara była kobietą niesłychanej odwagi...

Nim zdołała cokolwiek dodać, drzewa rozstąpiły się nagle i wyszli na niewielką polanę. Charlie uświadomił sobie, że patrzy na piękny, idealnie proporcjonalny osiemnastowieczny pałacyk. Tuż za nim rozciągało się jeziorko, nad którym - wedle słów Gladys - dawniej gnieździły się łabędzie. Nawet z oddali, w oślepiającej śnieżycy, Charlie dostrzegał wyjątkową urodę tego miejsca. Nigdy w życiu nie widział czegoś podobnego. Rzeczywiście był to wspaniały, cudownie oprawny klejnot. Zbliżył się do niego z prawie nabożną czcią, choć nie mógł się już doczekać, kiedy wejdzie do środka.
Gladys z uśmiechem wprowadziła go po stopniach, a Charles ze zdumieniem spostrzegł, iż zrobiono je z marmuru. Włożyła do zamka stary mosiężny klucz i obejrzała się przez ramię.
- Jedną z ciekawostek dotyczących tego domu - powiedziała - jest to, że Pellerin zbudował go wyłącznie z pomocą Indian i miejscowych rzemieślników. A wygląda jak dzieło europejskich mistrzów.
Przekroczywszy próg, znaleźli się w innym świecie. Wysokie stropy, piękne intarsjowane podłogi, zgrabne francuskie okna wychodzące z każdego pokoju, marmurowe kominki... Proporcje budziły zachwyt, a dobór kolorów świadczył o wyrafinowanym guście. Ciepłe kremowe beże i żółcie, blade szarości, błękit letniego nieba w jadalni i bladobrzoskwiniowy odcień ścian buduaru Sary. Charles z łatwością mógł sobie wyobrazić, jak wyglądał ten dom pełen wytwornych, eleganckich ludzi, jasnego słonecznego światła, kwiatów i pięknej muzyki. Miał wrażenie, że odbywa podróż w czasie; chciał usiąść w ciszy i po prostu tu być. Nigdzie jeszcze nie czuł się tak jak tutaj. Podniósł głowę, ze zdumieniem spostrzegając fresk na suficie i złocone liście okalające plafon.
- Kim ona była? - szepnął. Piękną młodą dziewczyną czy też dojrzałą, zmysłową kobietą? Co skłoniło francuskiego hrabiego, by zbudować dla niej ten cudowny pałac? Co sprawiło, że tak szaleńczo się w niej zakochał? To, że on był hrabią, a ona hrabiną, nie mówiło jeszcze nic. Za tytułami kryli się prawdziwi, żywi ludzie. Charles łaknął wszelkiej informacji o nich, ale Gladys Palmer sama dysponowała zaledwie okruchami.
- Jak mi mówiono, Sara Ferguson była bardzo piękna. Widziałam raz jej portret, miniaturę przechowywaną w muzeum w Deerfield. Była tu bardzo znaną osobą. Po przyjeździe kupiła farmę i zamieszkała na niej samotnie, co, jak się zdaje, wywołało wielkie poruszenie w okolicy. A gdy François zbudował dla niej ten dom, żyli tu razem przed ślubem. W owej epoce miejscowi musieli uznać to za skandal. - Pani Palmer uśmiechnęła się, żałując, że Charles nie może ujrzeć Sary na własne oczy.
Charlie miał ochotę z miejsca iść do muzeum i obejrzeć portret, a potem przeczytać wszystkie materiały źródłowe od deski do deski.
- I co się z nimi stało? - dopytywał się. - Pozostali tutaj czy wrócili do Europy?
- On zginął, a ona długo jeszcze mieszkała w tym domu. Prawdę mówiąc, tu właśnie umarła. Pochowano ją niedaleko, na polanie. W pobliżu jest wodospad, w którym Indianie upatrywali siedlisko nadnaturalnych mocy. Sara i François często chodzili tam na spacery. François bardzo przyjaźnił się z Indianami i szanowały go wszystkie okoliczne plemiona. Zanim poznał Sarę, poślubił kobietę z plemienia Irokezów.
- Co zatem popchnęło ich ku sobie, skoro oboje byli poślubieni innym?
- Namiętność, jak sądzę. Niestety, nie byli ze sobą długo, ale podobno bardzo się kochali. Wie pan, nieraz wyobrażam sobie, że musiała to być miłość silniejsza niż śmierć. Mój syn... - Gladys Palmer zawahała się - Jimmy twierdził, że widział ją, kiedy przyjechali tu w lecie. Cóż, pewnie opowiadałam mu zbyt wiele historii o duchach. Człowiek łatwiej wtedy ulega złudzeniom.

Charlie bardzo pragnąłby doświadczyć takiego złudzenia. Oszałamiał go klimat tego miejsca i uczucia, które dotąd je wypełniały. Marzył o tym, by zobaczyć ducha Sary Ferguson. Byłoby to tak, jakby odnalazł kobietę ujrzaną we śnie.
- To najpiękniejszy dom, jaki kiedykolwiek widziałem - rzekł, gdy ruszyli dalej. Po chwili znów zeszli na dół. Charlie przysiadł na schodach, patrzył i rozmyślał.
- Cieszę się, że się panu spodobał. - Gladys Palmer była uszczęśliwiona. Ten dom od lat wiele dla niej znaczył, ale mąż nigdy w pełni tego nie rozumiał, a syn wręcz się z niej naśmiewał. Będąc tu, czuła coś, czego nie sposób było wytłumaczyć lub przekazać, lecz Charles Waterston pochwycił to w lot.
Charlie był tak poruszony, że ledwie mógł mówić. Miał wrażenie, że dostąpił komunii z własną duszą. Odnalazł tu spokój, którego nie był w stanie zaznać od dawna; zupełnie jakby wrócił do domu albo znalazł wreszcie miejsce, którego szukał. Patrzył przez okna na zasłaną śniegiem dolinę, myśląc tylko o tym, że nie chce stąd odchodzić. Kiedy spojrzał na Gladys, ta od razu zrozumiała, co czuje.
- Wiem - powiedziała cicho, ujmując go za rękę. - Dlatego właśnie nigdy go nie sprzedałam.
Jej dom w mieście, wygodny i piękny na swój sposób, nie miał tego uroku i duszy. Pałacyk wciąż był pełen ciepła i urody ducha wyjątkowej kobiety, która w nim mieszkała. Gladys czuła, że zawsze taki pozostanie. Sara wycisnęła niezmywalne piętno na wszystkim, czego tu dotknęła, a miłość François skąpała wszystko w czarodziejskim świetle.
Następne słowa Charliego zaskoczyły Gladys, chociaż nie do końca. Być może podświadomie właśnie dlatego chciała tu z nim przyjechać.
- Czy wynajmie mi pani ten dom? - spytał błagalnie. Chyba nigdy niczego w życiu aż tak nie pragnął. Wierzył, że każdy dom ma duszę i własne przeznaczenie. Ten przemawiał do niego tak jak żaden inny, nawet ukochany przez niego dom w Londynie. Natychmiast przykuł go do siebie. Charlie nie był w stanie tego wytłumaczyć. Miał uczucie, jakby znał ludzi, którzy tu mieszkali.

d16gnom
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d16gnom

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj