Trwa ładowanie...
fragment
29-01-2015 15:08

Drugi

DrugiŹródło: Inne
d2r9qtg
d2r9qtg

ROZDZIAŁ I — Na śmierć zapomniałem, psiakość! Która godzina? Dawaj portfel! Weź to ode mnie! — Emil wyciągnął do brata talerz z resztką drugiego dania i zakładając kurtkę, śmiesznie skakał na jednej nodze, bo usiłował jednocześnie wbić stopy w mokasyny. — Lecę.

— Leeeć — machnął mu Arek. — Leeeć.

Odstawił talerz, zamknął za bratem drzwi i rozejrzał się po mieszkaniu. Coś kazało mu spojrzeć w stojący na biurku Emila kalendarz.
„Czwartek, 2 stycznia. Izydora i Makarego”.
To nie było ciekawe. Ani to, że na środku strony grubym różowym mazakiem brat napisał:
„Ula, 16.45, kino!”.
Idą z Ulą do kina. To też nie było nic nadzwyczajnego. Bardziej niepokojący był ten dopisek na dole strony:
„Matma, liceum, 17.00. Pierwszy raz”. I jeszcze niechlujnie nabazgrane: „Od Domańskiej”.

Arek wziął kalendarz do ręki i zaczął dokładniej studiować napis. Właściwie przy bliższych oględzinach można byłoby uznać, że dotyczy piątku. Tyle tylko że Emil nigdy nie brał uczniów w piątki. W piątki zajmował się podnoszeniem tężyzny fizycznej.
— O kuuurczę — jęknął Arek i już z lekką paniką spojrzał na zegarek. Była za dziesięć piąta. „Przecież nie muszę tego brać na siebie. Nie muszę. To jego sprawy. Zapomniał — nie zarobi. Jego problem. Może ojciec zaraz wróci i jakoś to będzie…”.

Wiedział jednak, że nie będzie. Ojciec, odkąd został sam z synami, szukał pracy, gdzie mógł. A że, niestety, był dobry, ciągle ją znajdował. Na ojca nie było co w tej sprawie liczyć. „Nic mnie to nie obchodzi, nic mnie to…”.

d2r9qtg

Mógłby sobie jeszcze kilka lat tak powtarzać. I tak z góry wiedział, że nie wyjdzie z domu. Głupio tak… Ktoś przyjedzie, nie wiadomo, może mieszka gdzieś daleko, musi się tłuc szmat drogi, a tu drzwi zamknięte. Trzeba zostać. To była jedna strona medalu. Druga była taka: trzeba będzie temu komuś otworzyć drzwi i coś powiedzieć. A jeśli to będzie dziewczyna? Przecież to może być dziewczyna! Prawdopodobieństwo równe jedna druga. Jeśli to będzie dziewczyna, to wtedy na pewno się już nie odezwie. Co robić? Może biec po Hadriana? Niech on to jakoś weźmie na siebie. Nie, jest już za pięć piąta… Nie zdąży.
Arek z kalendarzem w ręku podszedł do drzwi i stanął przed szafą wnękową z przesuwanymi lustrzanymi drzwiami. Za plecami miał gobelin zrobiony przez mamę.
— Czczczcz… Jeszcze raz czeeee… czeeeść.
„Jeśli to będzie dziewczyna, nie otworzę” — postanowił.
Wrócił do aneksu kuchennego, wyjął z szuflady kartkę i napisał:
„Bardzo przepraszam, coś mi wypadło. Nie mogłem uprzedzić. Nie możemy się dziś spotkać. Uprzejmie proszę o telefon i, oczywiście, pierwsza lekcja gratis”.
Potem wziął następną kartkę i przepisał tekst, zmieniając tylko drugą część: „Trzy lekcje gratis”.
Cicho otworzył drzwi i przyczepił samoprzylepną żółtą karteczkę. Zamknął drzwi i oparł się o nie. Był mokry od potu i emocji. Przetarł sobie czoło rękawem koszuli.

Drrrr…
Arek przyłożył obie dłonie do twarzy i zamarł w bezruchu.
Drrrr… Ktoś widocznie nie chciał uwierzyć karteczce.
Teraz pukanie.
„Muszę otworzyć. Może to ktoś z sąsiadów, bo przecież nikt nie dzwonił domofonem”. Kiedy tylko uchylił drzwi, pojawiła się w nich głowa w białej włóczkowej czapce z wielkim zwisającym bąblem, a zaraz potem zimowe futerko w kolorze jasnego turkusu. Były to zapewne sztuczne kozy ufarbowane na ten nietypowy kolor.
— Dzień… Przepraszam bardzo, że tak wchodzę, ale u nas czasem dzwonka nie słychać. To pomyślałam sobie, że… wejdę. Nic się nie stało, prawda?

Arek pokręcił głową.
Dziewczyna, bo nawet w dwudziestym pierwszym wieku chłopcy nie przychodzą na korepetycje w jasnoturkusowych kozach, rozpięła suwak przy futerku.
— Pan Emil, prawda? — Wyciągnęła rękę. — Ja jestem od pani Domańskiej. Iga Górka. Wolę zapłacić z góry, bo potem zapomnę i będzie wstyd. Już raz tak miałam… Gdzie mam usiąść? — Zajrzała do jadalni, gdzie wszystkie ściany zastawione były regałami na książki.
— Bardzo prze… prze… przepraszam, ale mój braaat nie mógł i ja… jestem tylko ja…
— Aha. — Iga wyraźnie się zmartwiła. Stanęła bezradnie koło stołu i zaczęła wyłamywać sobie palce. Nie zwróciła natomiast najmniejszej uwagi na jego jąkanie. — Ojej, to źle. I co ja teraz zrobię?
— Emil, mój br… brat, musiał wyyyjść. Tak nie… nie… niespodziewanie… — Arek zrobił nieokreślony ruch ręką w kierunku wiszącego na ścianie kalendarza.

Iga sięgnęła po swoje futerko i w milczeniu zaczęła je zakładać. Jej nastrój zmienił się diametralnie.
— A ty, przepraszam, że tak pytam, dobry jesteś z matmy?
Zobaczyła jego nieśmiałe potakiwanie głową i zrobiła krok w jego stronę.
— Ale ja się jąąąkam.
— Pomożesz mi? Mam jutro klasówkę. To ostania z ostatnich szans. Zmieniam szkołę z powodu matmy… jestem noga… nawet dwie nogi. Dwa razy dziennie mam ochotę się zabić z powodu matmy… — ćwierkała rozpromieniona. Znów zdjęła futerko, zrzuciła z nóg kozaki.
— Aaaa co to za dział?
— Równania kwadratowe z parametrem, mówi ci to coś? Tak? To świetnie, bo mi nic nie mówi!
— No dooobrze, tylko ja… a zresztą zapraszam.

d2r9qtg

Arek początkowo, jak każdy zdenerwowany człowiek, z trudem formułował to, co chciał powiedzieć. Jednak pomógł dziewczynie. Razem rozwiązali wszystkie zadania przygotowawcze. Potem jeszcze kilka z klasówki ostatniej szansy, którą dziś pisała równoległa klasa. A potem zrobiła się godzina siódma dziesięć.
— Dziękuję ci. A ty nie udzielasz korepetycji? — zdziwiła się całkiem naturalnie Iga. Arka aż zatkało. Iga zapytała tak, jakby nie słyszała jego makabrycznego jąkania się. Ale przecież nie mogła nie słyszeć. Tego nie dało się nie zauważyć.
— Ja? Ja się… jąąąkam! — poinformował ją.
— I co z tego? Ale tłumaczysz wspaniale. Wiem, co mówię. Moja mama rujnuje się od lat na edukację takiego tumana jak ja…
— Masz tylko zaległooości…
— Jesteś bardzo uprzejmy. To ile płacę?

Arek znów wpadł w panikę. Zaczęli się wykłócać. On upierał się, że zdecydowanie nie przyjmie pieniędzy, bo żaden z niego nauczyciel. A ona — że zabrała mu tyle czasu, więc musi zapłacić. Stali tak w przedpokoju i pewnie nie doszliby do żadnych wniosków, gdyby Idze nagle nie przyszedł do głowy pomysł.
— A co robisz teraz? Będziesz się uczył? A może masz randkę?
Arek zerknął na nią podejrzliwie. Czy ona z niego drwi? Randka z jąkałą? Wolne żarty. Arek jeszcze raz zerknął, ale Iga nie kpiła. Całkiem zwyczajnie szarpała suwak przy lewym kozaczku, usiłując go zapiąć.
— Nic nie rooobię.
— To świetnie. Należą ci się te pieniądze, więc pozwól, że skonsumujemy je wspólnie. Ja zapraszam.
— Mnie?
Arka zatkało. Takie rzeczy się przecież nie zdarzały, a już na pewno nie jemu.
— Pewnie, że ciebie. A co to wielkiego? Uczciwie zarobiłeś, bo wiem, co to znaczy tłumaczyć matmę, więc skoro tak głupio się upierasz, to… zapraszasz mnie na przykład na pizzę i stawiasz mi ją. — Wcisnęła mu w dłoń trzy wymięte banknoty. — Skoro nie chcesz wziąć, to będziesz musiał się ze mną jeszcze pomęczyć.
Iga naciągnęła białą czapkę, otuliła się szalikiem, poprawiła torbę na ramieniu i poczekała, aż Arek się ubierze. ###* Arek bardzo chciał się pochwalić, że tak blisko jego domu jest „Bar nad Stawem”, do którego na wyborne rybki ściągają smakosze z całej Warszawy. Teraz, zimą, bar był jednak zamknięty. Pozostawała im jedynie restauracja lub pizzeria. Zdecydowali się na pizzerię.
Przeszli pieszo do Modlińskiej. Wybrali stolik przy oknie. Zamówili jedną dużą — pół z frutti di mare, a pół wiejskiej. Jedząc, patrzyli na światła rozpędzonych samochodów.
Rozmawiali. Iga z humorem opowiadała o swoich matematycznych perypetiach, które zmusiły ją aż do zmiany szkoły. Po feriach miała zacząć naukę w liceum społecznym, ale była do tego pomysłu mamy jakoś źle nastawiona.

Arek stał się nagle bardzo rozmowny. Szeroko opowiadał o swojej szkole — Władysławie IV, o tym, jacy tam są matematycy i na kogo mogłaby trafić. Sportretował swoich nauczycieli, sam nie wiedząc, dlaczego przedstawia ich w jak najlepszym świetle.
Iga mieszkała przy Stalowej, do Władysława miałaby więc blisko. Zapaliła się do pomysłu chodzenia do „Władka”. Szkoła, gdzie w klasach humanistycznych uczą liberalni, tolerancyjni matematycy, najwyraźniej bardzo jej odpowiadała. Arek zauważył, że zmrużyła oczy, jakby mówiąc do siebie: „Co mi tam! Zawsze trzeba próbować. Dlaczego mieliby mnie nie przyjąć?”.

d2r9qtg

Po ósmej Arek odprowadził Igę do pętli autobusowej. Długo patrzył za odjeżdżającym autobusem. Kiedy znikł mu z oczu, wcisnął ręce do kieszeni i zaczął mamrotać:
— Czyyy mo… mo… mogę do ciebie zaaa… czy mo… mogę do ciebie zadz…
„No tak — już w myślach powiedział do siebie — zanim bym to wykrztusił, zrobiłaby się noc. Co powiem, jeśli faktycznie pójdzie do »Władka« i spotkam ją tam? Bo przecież na pewno ją spotkam. Będę musiał powiedzieć jej »cześć« na korytarzu, przy ludziach! Chyba zmienię szkołę. Jak to możliwe, że z tylu liceów ona musi akurat iść do mojego? Niefart. Co ja bredzę?! Co za fart! Takich dziewczyn nie ma u nas w szkole…”.

Przed sobą, na tle zaśnieżonego, nowo ułożonego chodnika, zobaczył Igę. Najpierw całą, w turkusowym kożuszku i białej czapce, a potem jej twarz. Z bardzo bliska. Była taka wesoła. Taka swojska. Patrzyła na niego i słuchała normalnie, a nie tylko udając, że jąkanie jej nie przeszkadza. Arek schylił się, nabrał śniegu i zaczął ugniatać kulę.
„Jak ja o niej zapomnę?” — zapytał, patrząc w niebo, jakby pytał nie siebie, ale kogoś innego. Rzucił kulę daleko na trawnik.
„Zakochałem się… — olśniło go nagle. — Zakochałem się. — Rozejrzał się wokół siebie, jakby szukając pomocy. — I co teraz?”.

Poczuł pustkę w głowie i zrobiło mu się tak gorąco, że nie tylko rozpiął kurtkę, ale pochylił się, wziął z trawnika garść śniegu i potarł nim policzki.
— Iga — powiedział głośno. — Iga, Iga… Boże, jakie to śliczne imię.
W rozpiętej kurtce, z niemal odmrożonymi policzkami, dotarł do osiedla.
Wszedł na klatkę schodową. Jak to w nowym bloku, ktoś jeszcze wiercił, ktoś stukał młotkiem. Hałasy słychać było w całej klatce. Wspiął się na trzecie piętro. Windy w czteropiętrowcu nie było, więc miał czas jako tako ochłonąć. Zanim otworzył swoje drzwi, chwilę oglądał kartony z kafelkami, stojące przed drzwiami sąsiada. Duże kwadraty w zgaszonym pistacjowym kolorze.
— Nawet ładne — mruknął i wszedł do mieszkania.

d2r9qtg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2r9qtg

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj