Zarabiam tenisem na życie, ale go nienawidzę. Nienawidzę z mroczną, głęboko skrywaną namiętnością, która jest ze mną od zawsze - pisze Andre Agassi w autobiografii Open.
Jest rok 2006 i jeden z najbardziej fetowanych sportowców świata obudził się właśnie w pokoju nowojorskiego hotelu, gotów rozegrać swój ostatni turniej. Dlaczego w tym momencie nienawidzi swojej dyscypliny? Dlaczego nie uwielbia wszystkiego, co wnosi ona do jego życia – podróży, pieniędzy, podziwu tłumów, niewyczerpanego źródła rakiet do gry i najlepszych napojów? I stale obecnej myśli, że zarabia się na życie w sposób, który w wielu budzi zazdrość.
– Tyle że w pewnym momencie tenis staje się czymś więcej niż tylko zawodem – mówi angielski tenisista Barry Cowan, znany najbardziej z tego, że na Wimbledonie w 2001 roku zmusił nemezis Agassiego, Pete’a Samprasa, do pięciosetowego boju. – Jeśli jesteś na szczycie rankingu, grasz przez 30 tygodni w roku, a wówczas wszystko obraca się wokół tenisa. Podejmując każdą najmniejszą decyzję, zawsze myślisz o tenisie. To główna przyczyna wypalenia zawodowego wśród dwudziestoparoletnich zawodników. Wiem to z własnego doświadczenia. Robisz to od dziecka i żyjesz z myślą, że jeśli przestaniesz dawać z siebie wszystko, poniesiesz klęskę, a to jest nie do przyjęcia. Nic dziwnego, że tak wielu graczy nienawidzi tego sportu. Zaskakujące jest tylko to, jak niewielu się do tego przyznaje.
Pomimo całego prestiżu, fortuny i trofeów, to właśnie najlepsi zawodnicy cierpią najbardziej i dzieje się tak nie bez powodu – grają najwięcej, bo nie odpadają we wczesnych rundach turniejów. Mają zatem najmniej wolnego czasu, żyją w większym stresie, a ich organizmy są najbardziej obciążone.
Stuart Jeffries
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.