Denis Urubko, jakiego mało kto zna. "Mnie trzyma świadomość, że w domu słodko śpi moja ślicznotka"
"Siedziałem na skraju ściany, dosłownie jak w studnię zaglądając w ciemność panującą u podnóża góry" – pisze Denis Urubko w "Skazanym na góry". A ja siedzę tam razem z nim.
W filmie "Everest" Baltasara Kormákura jest taka scena. Kilku uczestników wyprawy siedzi razem w namiocie, gdzieś w bazie u podnóża Mount Everest. Pada pytanie: "dlaczego się wspinacie?". Słyszeliśmy je ostatnio setki razy, gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o Mackiewiczu i o tym, co stało się na Nanga Parbat.
Doug Hansen, jeden z alpinistów, odpowiada więc: "chodziłem do szkoły podstawowej w mieście i spotykałem się z dziećmi. Pomogły mi zebrać część pieniędzy na tę wyprawę. Dały mi flagę do zatknięcia na szczycie. Być może chodzi o to, że zwykły człowiek może realizować marzenia? Może natchnę maluchy, żeby robiły to samo? Wchodzę na Mount Everest, bo mogę. Chcę zobaczyć piękno, którego nikt inny nie widział. Zbrodnią byłoby tego nie zrobić".
I gdy czytam "Skazanego na góry", to w myślach zadaję Urubce ciągle to samo pytanie. Dlaczego się wspinasz? Na odpowiedź długo nie muszę czekać.
Pan ze świecznika
"Czasem czuję, że moja żona Wika ze smutkiem patrzy, jak życie nam ucieka, kiedy tak kręcę się po Ałma Acie, kradnąc czas na spotkania z rodziną: między treningami i zawodami, między awariami samochodu i spotkaniami z przyjaciółmi. A wszystko tylko po to, żeby znów wyrwać się w góry na dwa, trzy miesiące. – Ech, gdybyś ty był księgowym… albo kierownikiem… – mówi rozmarzona. – Mieszkałbyś w domu. Za chwilę jednak, po krótkiej zadumie, sceptycznie kiwa głową i przyznaje, że to by było nudne" – pisze Denis Urubko.
Po 7 latach do księgarń wraca nowe wydanie "Skazanego na góry". Książka himalaisty w 2011 roku cieszyła się powodzeniem. Trudno się więc dziwić, że doczekała się drugiego wydania. Urubko – jeden z najwybitniejszych himalaistów – pojawił się w końcu w świadomości przeciętnego Kowalskiego, który wcześniej o alpinizmie nie chciał wiedzieć praktycznie nic, a tak w ogóle to pewnie zdawał sobie jedynie sprawę, że ktoś tam łazi po wysokich górach i czasem nie wraca.
27 stycznia 2018 roku Urubko razem z Adamem Bieleckim, Piotrem Tomalą i Jarosławem Botorem przerwali wyprawę na K2, by wziąć udział w akcji ratowniczej na Nanga Parbat. Udało się sprowadzić Elizabeth Revol, ale mimo brawurowej i bohaterskiej akcji nie zdążyli dotrzeć do Tomasza Mackiewicza. Nazwisko Urubki pojawia się dziś w serwisach informacyjnych, w telewizjach śniadaniowych. "Bohater z Nanga Parbat" – głoszą nagłówki tekstów.
I pewnie można wyrobić sobie o nim szybko zdanie. Wycofany, spokojny, waży słowa, z pasją opowiada o górach. Ale to w "Skazanym" można go najlepiej poznać.
W centrum wszechświata
"Wertując kolejne strony, przeżywam wszystko od nowa. Wspominam zimno i zapierające dech w piersiach barwy, niepowtarzalne emocje i towarzyszące mi myśli" – pisze na wstępie Urubko. I nie rzuca słów na wiatr. Opisuje góry i każdą kolejną wspinaczkę tak, jak zrobiłby to pewnie wprawiony w boju scenarzysta, albo i lepiej. Dzięki niemu góry – te najwyższe – są bliżej. Czuć zimno, jakie od nich bije. Czuć w końcu ich majestat.
Górska przygoda Denisa rozpoczyna się od członkostwa w Centralnym Klubie Wojskowym Armii Kazachstanu, z którym wspina się on na górę Tałgar nieopodal Ałma-Aty.
"Znajdowałem się dosłownie w centrum wszechświata odradzającego się z chaosu. Wyłaniał się nie wiadomo skąd, by już po chwili nabrać realnych kształtów. Czyżby zrodził się z tej ciemności, z której ja przyszedłem? Stworzenie świata prawie jak w Piśmie Świętym. Niech stanie się jasność!" – wspomina wspinaczkę.
"I nagle zobaczyłem góry. Jak zatrzymany kadr. Wszystko wokół przestało istnieć. Tylko szarozielona ciemność otulona mętną mgłą opadała na świat" – opisuje z pietyzmem.
Podobnie jest, gdy wspomina zachód słońca u szczytu góry: "Wszystkie problemy dnia codziennego zeszły na drugi plan. Znów byłem sobą. Moja dusza unosiła się ponad całym tym zamętem. Rozpływała się na ciemnym niebie pośród gwiazd. A światło świata gasło w oczach, zabierając ze sobą to wszystko, co jeszcze przed chwilą wydawało się mieć sens. Wszechświat znikał, zanikało jego życie. Stawał się niebytem – chaosem, pustką. A ja byłem jedynym na całym świecie, który mógł wyobrazić sobie piękno światła czekającego na swe ponowne narodziny".
To nie tylko ryzyko
Powiedzieć, że dla Denisa Urubki góry są największą pasją, to jak nie powiedzieć nic. Góry to sport – najczystszy, niemedialny, bez celebrytów i konieczności bycia glamour. To w reszcie życie, które często przegrywa z tym rodzinnym.
Urubko pisze: "Wszystko dzięki górom. Kiedy życiowy szlak przebiega przez góry, kiedy świat poznaje się przez pryzmat lodowych odłamków szczytów, wtedy i samo życie odbiera się w inny sposób. Przez cały czas „niby” patrzysz na świat z góry, widzisz jego pełny obraz w całej różnorodności. To urzeka. (…) Ja, widząc ośnieżone szczyty w błękicie ałmackiego nieba, czuję się szczęśliwy. Jest to uczucie absolutne – poryw miłości do mojego miasta. I nie ma żadnej rzeczy, której bym się bał. I niczego nie żałuję".
"Kiedy człowiek patrzy na góry, to – kim by nie był – zawsze wyobraża sobie dal, która może się objawić za błękitem szczytów. Ma ochotę zobaczyć horyzonty, które odkrywa się coraz dalej i dalej… po drodze na koniec świata. Ma ochotę ku nim dążyć" - opowiada.
Urubko w tej poezji spod ośmiotysięczników serwuje opis codzienności alpinistów. Z daleka od cywilizacji, od wygód. I nie ma w tym wiele z hollywoodzkich filmów, które serwują nam co jakiś czas filmowcy, żebyśmy na kanapach mogli popatrzeć, jak to jest walczyć z górami, które są dostępne tylko dla wybranych śmiałków.
„Zaleca się nie spożywać przed tak ogromnym wysiłkiem fizycznym zbyt obfitego posiłku. Tyle teoria. A w praktyce – bądźmy szczerzy – kiedy niby miałbyś coś przegryźć, żeby dostarczyć organizmowi niezbędnych kalorii? Co będzie, gdy głód przyciśnie gdzieś na 6000 metrów? Dźwiganie żywności na górę też mi się nie uśmiechało” – wylicza jeden z "największych absurdów alpinizmu".
Jest głód, jest i zimno. Do wszystkiego można się przyzwyczaić, z wyjątkiem mrozu. "Wszelkie żałosne próby organizmu zmierzające do uzupełnienia niewiarygodnie dużych ilości energii traconej na jego ogrzewanie w rozrzedzonym powietrzu wysokogórskim skazane są na niepowodzenie. Bo zimno jest wieczne" – opowiada.
Jest więc głód, jest zimno, tylko kobiet nie ma. "Niekiedy, po powrocie z kolejnej wyprawy, zrzucałem plecak i widząc piękną kobiecą twarz, ze zdziwieniem zwracałem się do przyjaciół: – Wasilij, popatrz tylko! Kobieta… – No, no… Nawet brody nie ma. Widziałeś? Taka delikatna…" – żartuje.
Granice wytrzymałości
"Jesteśmy skromnymi ludźmi, ale za to gór żądamy jak najwyższych. Pięknych i niebezpiecznych. Jak kobiety. Jedne kochane, inne niespecjalnie; bliskie i obce. Żeby było po co wracać z gór. Mnie trzyma świadomość, że w domu słodko śpi zwinięta w kłębek pod ciepłą kołdrą Wika, moja ślicznotka" – wspomina, opisując wejście na K2 z 2007 roku.
Od Urubki mogliby uczyć się amerykańscy filmowcy. Weźmy na przykład film "Granice wytrzymałości". Dzięki lekkiej ręce amerykańskich producentów i scenarzystów K2 zagnieździła się w świadomość ludzi wraz z trwałym skojarzeniem z bezgranicznym, śmiertelnym ryzykiem alpinizmu. A co na to Denis? "Powiedzmy, że temat nie wymagał koloryzowania".
W "Skazanym" mistrzowsko podaje kolejne obrazy gór i emocje, jakie przeżywa człowiek, który dla wielu prosi się o śmierć. Urubko z resztą sam kilkukrotnie podkreśla, że szedł na śmierć wiele razy. Raz uderza nas prosto między oczy opisem morderczego wejścia na szczyt (zdobycie Broad Peak porównuje nawet do armagedonu), raz rozpływa się jak poeta nad pięknem góry, jeszcze innym razem opisuje, przez co przechodził, gdy szykował się do górskich biegów. "I to też będzie szczęście" – podkreśla.
I jeśli ktoś na koniec tej historii zdaje dalej pytanie: "po co on idzie w te góry?". To Urubko cały czas serwuje mu najlepszą odpowiedź: "Kiedy wyobraźnia mierzy się z najrozmaitszymi obrazami rzeczywistości, życie staje się po stokroć bogatsze. Masz wówczas wrażenie, że los podarował ci możliwość przeżycia kilku różnych zdarzeń na raz. A to pozwala rozsmakować się w nowych uczuciach, umożliwia lepsze poznanie samego siebie, porusza nieznane struny w sercu. Sprawia, że człowiek staje się młody i niepokonany".
Dough Hensen w filmie "Everest" zastanawiał się, że zwykły człowiek może realizować tak skrajne marzenia. Może. Urubko będzie idealnym przykładem. Zobaczył też "piękno, którego nikt nie widział". I nie ma tu miejsca na hejt.
Zobacz też: Denis Urubko będzie chciał wrócić na K2. Na razie stawie sobie inne cele
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl