Dariusz Dziekanowski święty nie jest, ale wyciągnął wnioski z popełnionych błędów

Jeden z najbardziej niewykorzystanych talentów w polskiej piłce. Playboy. Alkoholik i skandalista z ciągłymi kłopotami w życiu prywatnym. Bohater jednego z najgłośniejszych transferów na krajowym podwórku, który za 21 milionów złotych przeszedł z Gwardii Warszawa do łódzkiego Widzewa. Jednak na stadionie przy ul. Armii Czerwonej długo nie wytrzymał.

Oszczędna autobiografia
Źródło zdjęć: © PAP

/ 14Oszczędna autobiografia

Obraz
© PAP

Dawny gwiazdor Legii Warszawa i Celticu Glasgow, Dariusz Dziekanowski w końcu nieudolnie posypał głowę popiołem. - Nigdy nie byłem, nie jestem i z pewnością nie będę święty - przyznaje w autobiograficznej książce "Dziekan" , napisanej wspólnie z Arkadiuszem Nakoniecznikiem.

/ 14"Dziekan" bez siły rażenia

Obraz
© Na zdjęciu: Dariusz Dziekanowski w trakcie meczu pokazowego, 2015/PAP

Ci, którzy po "Dziekanie" spodziewają się podobnej skali rażenia jak np. po "Spalonym" Andrzeja Iwana, "Kowalu. Prawdziwej historii" Wojciecha Kowalczyka czy "Powrocie taty" Radosława Kałużnego, srodze się zawiodą. Dziekanowski, który kilkakrotnie odmawiał spisania swoich wspomnień, zmienił w końcu zdanie i uraczył czytelników barwną historią swojego piłkarskiego żywota. Jednakże bardzo mocno okrojoną i nieco podrasowaną.

Nawet ci, którzy nie interesują się futbolem, słyszeli o pozaboiskowym życiu "Jackiego", w którym romanse i umiłowanie do trunków były na porządku dziennym. Tymczasem z "Dziekana" wyłania się obraz charakternego, ale walczącego o swoje zawodnika, który nie zawsze umiał znaleźć wspólny język z trenerem czy dopasować do drużyny, stąd jego kłopoty.

/ 14"Kwiaty więdną wśród chwastów"

Obraz
© Na zdjęciu: Dariusz Dziekanowski, 2006/PAP

"Kwiaty więdną wśród chwastów" - powiedział w pamiętnym wywiadzie dla tygodnika "Sportowiec", a oliwy do ognia dolał stwierdzeniami, że "w Łodzi cierpią na kompleks stolicy" i "żyją starym Widzewem", a on sam, żeby oczyścić umysł, wyjeżdża do Warszawy odetchnąć tamtejszym powietrzem. Kilkukrotna jazda na podwójnym gazie i złapanie przez milicję? Zdarzyło się i chociaż były napastnik Gwardii nie jest z tego dumny, to od razu zaznacza, że wtedy piłkarzom nie takie rzeczy uchodziły na sucho. Nie stawianie się na treningach Widzewa? Przecież był studentem na warszawskiej AWF, poprosił o zwolnienie z zajęć, i nie przejął się tym, że trener Władysław Żmuda mu go nie udzielił.

Jako asystent selekcjonera kadry, Leo Beenhakkera, Dziekanowski nagle "zaginął w akcji", a dziennikarze tabloidów wyśledzili go w szpitalu psychiatrycznym, gdzie leczył się z uzależnienia od alkoholu. Przyczyną takiego stanu rzeczy była (jego zdaniem) kobieta, która nie dość, że "stanowiła usposobienie tego, co wcześniej budziło w graczu niechęć", to jeszcze ciągnęła go ze sobą na dno. Mowa o prawniczce Ewie Domżale (jej nazwisko w publikacji nie pada, lecz bez problemów można wywnioskować, że chodzi o nią), która w kilku wywiadach podkreślała, iż "Dziekan" ma problemy nie tylko z upodobaniem do "procentów", ale także z agresją.

/ 14Andrzej Strejlau: "Dziekanowski sam dla siebie najgorszym wrogiem"

Obraz
© PAP

Dziekanowski urodził się we wrześniu 1962 roku w Warszawie. Najmłodsze lata spędził na Ochocie, mieszkając wspólnie z dziadkami i wujostwem przy ulicy Białobrzeskiej. Gdy miał sześć lat, rodzice otrzymali dwa pokoje ze "ślepą" kuchnią na Marysinie Wawerskim. Już wtedy przyszły gwiazdor Celticu Glasgow był zafascynowany futbolem, a jako dziesięciolatek zaczął jeździć trenować na Polonię. W tamtych czasach właśnie "Czarne Koszule" i Agrykola stawiały na pracę z młodzieżą, toteż "Dziekan" nie mógł narzekać, chociaż już od najmłodszych lat jego marzeniem była gra w stołecznej ekipie.

W szkole nauczyciele mówili o nim: "zdolny, ale leniwy". Nic dziwnego, skoro od czytania lektur i rozwiązywania równań wolał ganiać za piłką, co przyniosło wymierne rezultaty. Po kilku latach zaczął być powoływany do reprezentacji Warszawy. Po skończeniu szkoły podstawowej chłopak rozpoczął naukę najpierw w liceum zawodowym, a po roku, kiedy poprawił średnią ocen, udało mu się przenieść do Technikum Samochodowego. Dziekanowski nie interesował się jednak motoryzacją, toteż praktyki uczniowskie były dla niego bardzo uciążliwe.

/ 14Transfer do klubu bez kibiców

Obraz
© PAP

Propozycja przenosin z Konwiktorskiej na Racławicką padła w 1978 roku, po zakończeniu rundy jesiennej. "Długo się nie zastanawiałem; organizacyjnie i finansowo Gwardia przerastała Polonię o kilka pięter, grała w pierwszej lidze, występowało w niej wielu doskonałych zawodników, choćby takich, jak Szymanowski, Sikorski, Kierno czy Kraska. Marzeniami oczywiście wybiegałem ku Legii, ale chwilowo na marzeniach musiało się skończyć" - opowiada. Jednak Polonia nie chciała się zgodzić na odejście obiecującego gracza, w związku z czym nałożono na niego półroczną dyskwalifikację. W tym czasie mógł jedynie trenować i grać tylko w pojedynkach towarzyskich.

W okresie występów "Dziekana" w Gwardii grali tam zarówno zawodnicy o ogromnym doświadczeniu - także reprezentacyjnym - tacy jak Antoni Szymanowski, Jerzy Kraska, Stefan Mila (ojciec Sebastiana, który obecnie reprezentuje barwy Lechii Gdańsk), jak i dużo młodsi, perspektywiczni, nierzadko uważani za nadzieje polskiego futbolu, m.in.: Krzysztof Baran, Marek Banaszkiewicz, Zdzisław Sodoma, Robert Chełstowski. Po jakimś czasie "znakiem firmowym" drużyny stał się ofensywny tercet: Banaszkiewicz, Baran i Dziekanowski, którego wyczyny zrobiły spore wrażenie na włodarzach m.in. "Wojskowych" i Widzewa.

/ 14Przenosiny do Widzewa

Obraz
© Na zdjęciu: pierwszy mecz 1/16 finału Pucharu UEFA Widzew Łódź - Juventus Turyn; przy piłce Zbigniew Boniek, 1980/PAP

Łodzianie doskonale wiedzieli, na co położyć nacisk w negocjacjach, no i przede wszystkim oferowali za napastnika horrendalne pieniądze, bo aż 21 milionów złotych. "Te nieszczęsne 21 milionów zwaliło mi się na grzbiet jak worek kamieni. Co gorsza wszyscy - a zwłaszcza ci, którzy tę kwotę zapłacili, oczekiwali, że to niespodziewane obciążenie w żaden sposób nie odbije się na mnie i na mojej grze" - przyznaje w swojej autobiografii były piłkarz, który z Widzewem podpisał aż ośmioletni kontrakt.

"Dziekan" przybył do Widzewa w okresie, kiedy dokonywała się tam "pokoleniowa zmiana warty", a to oznaczało duże przemeblowania w zespole. Odeszli piłkarze, który nadawali ton grze: Boniek, Tłokiński, Grębosz, Surlit, Możejko, Błachno, czy Rozborski, a stery w drużynie chcieli przejąć niezbyt liczący się wcześniej gracze, toteż sprowadzenie znanego z ciętego języka Dziekanowskiego, było im bardzo nie w smak.

/ 14"W Łodzi żyją starym Widzewem"

Obraz
© PAP

Pierwsze miesiące w Łodzi były dla niego niezwykle trudne, zwłaszcza, że nie grał tak, jak od niego oczekiwano, a partnerzy z drużyny raczej mu nie pomagali. Rozżalony udzielił więc "Sportowcowi" wspomnianego już wcześniej wywiadu. I wywołał burzę - nie tylko wśród działaczy klubowych, ale przede wszystkim w szatni. Na szczęście dla niego ówczesny szkoleniowiec Władysław Żmuda został zastąpiony przez Bronisława Waligórę, który stał po jego stronie, a sytuacja powoli zaczęła się poprawiać.

W sezonie 1984/1985 (zresztą podobnie jak w poprzednim) napastnik okazał najskuteczniejszym strzelcem Widzewa, który w lidze zajął wówczas trzecie miejsce i dotarł do finału Pucharu Polski. Napastnik podjął jednak decyzję o opuszczeniu zespołu i przenosinach na wymarzoną Łazienkowską. Nie obyło się bez perturbacji, bowiem łodzianie chcieli zmusić go do pozostania (po mocno zakrapianej imprezie milicja zabrało mu prawo jazdy, a jedyną możliwością odzyskania dokumentu było pozostanie w Widzewie), ale charakterny piłkarz nie miał zamiaru ulec szantażowi.

/ 14Wymarzona Legia

Obraz
© PAP

Do połowy sierpnia 1985 roku nie grał ani w ekipie "Czerwonych", ani w Legii, ponieważ nie otrzymał zgody na transfer. Trenował za to z pierwszym zespołem stołecznej ekipy, no i występował w sparingach, z czego i tak był bardzo zadowolony.

Ówczesnym opiekunem warszawian był późniejszy selekcjoner reprezentacji Polski, Jerzy Engel. "On był - i jest - człowiekiem bardzo inteligentnym, na poziomie, naprawdę dobrym fachowcem, który gdyby robił tyle, ile mówił, to osiągnąłby jako szkoleniowiec znacznie więcej i być może jeszcze dzisiaj odnosiłby sukcesy, jeśli nie z reprezentacją, to na pewno z drużynami klubowymi. Niestety, nie angażował się do końca, nie oddawał się całą duszą swemu zajęciu, zbyt dużo uwagi zaprzątały mu pozapiłkarskie sprawy" - uważa Dziekanowski.

/ 14"Dziekan" nie dla "Aptekarzy"

Obraz
© Getty Images

Po kilkunastu miesiącach zawodnikiem zaczął się interesować Bayer Leverkusen, który oferował za niego dwa miliony marek, tyle że na Łazienkowskiej ani myśleli sprzedawać snajpera, który ostatecznie, przez cztery lata gry w "Wojskowych", zdobył Puchar Polski w 1989 roku, a rok wcześniej, z 20 bramkami na koncie, wywalczył tytuł króla strzelców ligi. Ostatecznie w 1989 roku Dziekanowski podpisał kontrakt z Celtikiem Glasgow. Szkoci zapłacili za niego sporo poniżej miliona dolarów, czyli dużo mniej niż parę lat wcześniej oferowały inne kluby, ale transfer na Wyspy wyszedł mu na dobre. Jednak krajowa prasa wciąż nie dawała "Dziekanowi" spokoju - "Przegląd Sportowy" donosił, że polski piłkarz jest stałym bywalcem nocnego klubu w Glasgow, gdzie ma własny stolik.

"Jak tylko przyleciałem do Warszawy (...) pojechałem do redakcji (...), dopadłem Janusza Basałaja, który podpisał się pod tym materiałem, i w ostrych słowach zażądałem wyjaśnień. Janusz zaczął się wykręcać, że niby wyczytał coś na ten temat w jakiejś szkockiej gazecie, ale przyciśnięty - dosłownie i w przenośni - do muru nie był w stanie podać źródła informacji. Miałem wielką ochotę mu przyłożyć, ale niestety zostaliśmy rozdzieleni" - żałuje Dziekanowski.

10 / 14Cascarino zamiast Dziekanowskiego

Obraz
© Na zdjęciu: Tony Cascarino/Getty Images

W sezonie 1990/91 Celtic spisywał się znacznie poniżej oczekiwań, a lekarstwem na te problemy miał być sprowadzony wówczas Tony Cascarino, który zajął miejsce Polaka. Dziekanowski został natomiast zesłany do rezerw, gdzie całkowicie uszło z niego powietrze. I chociaż po jakimś czasie się odbudował, to trener Liam Brady wciąż nie widział dla niego szansy występów w pierwszej jedenastce. Jedynym wyjściem była więc zmiana barw klubowych.

Transfer do Bristol City, drużyny znajdującej się wówczas w środkowej części tabeli Championship wydawał się całkiem niezłym rozwiązaniem, zwłaszcza, że warunki finansowe były o niebo lepsze od tych w Glasgow. Dziekanowski nie ma jednak złudzeń: "Z Celtikiem żegnałem się po najbardziej bolesnym upadku w karierze". W Bristolu były gracz Polonii spędził zaledwie rok, gdyż po kilku miesiącach z jego usług przestał korzystać trener Russell Osman. Mimo, że jego kontrakt wygasał za prawie dwa lata, zawodnik zgodził się rozwiązać go za porozumieniem stron, a do tego podpisał klauzulę, że nie będzie kontynuował gry w Anglii.

11 / 14Trudny powrót na Łazienkowską

Obraz
© Na zdjęciu: Janusz Wójcik/PAP

"Jacki" wrócił na Łazienkowską w rundzie jesiennej 1993 roku. Pierwszym trenerem już od ponad roku był Janusz Wójcik, jego asystentem zaś Paweł Janas. "Dziekan" nie ukrywa, że za szkoleniowcem - delikatnie mówiąc - nie przepadał, a i sam "Wójt" nie był zwolennikiem sprowadzania tego napastnika.

"Argumentował, że mój powrót do zespołu może zburzyć jego koncepcję oraz przewrócić do góry nogami ustaloną już hierarchię w drużynie. Jednym z rzekomo najpoważniejszych problemów miało być to, kto będzie występował w koszulce z numerem dziesięć - ja czy pupil trenera, przejawiający takie same jak on upodobania trunkowe Wojtek Kowalczyk...Rozmowy przeciągały się, ich szybszemu postępowi nie sprzyjała także panująca wówczas w klubie atmosfera, zdecydowanie bardziej rozrywkowa niż sportowa"- przypomina sobie "polski George Best", który w ponownym debiucie w barwach stołecznego zespołu strzelił gola, a Legia pokonała bydgoskiego Zawiszę aż 5:0.

12 / 14"Paweł Janas jest pozbawiony jakiejkolwiek charyzmy"

Obraz
© Na zdjęciu: Paweł Janas/Getty Images

W 1994 roku Wójcik otrzymał intratną propozycję wyjazdu do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a jego miejsce zajął Paweł Janas, późniejszy selekcjoner "Biało - czerwonych". "To człowiek na pierwszy - a także na drugi i trzeci - rzut oka kompletnie pozbawiony jakiejkolwiek charyzmy, zdolności przywódczych czy nawet zdolności interpersonalnych. Paweł - z którym występowałem i w Legii, i w reprezentacji Polski - stanowi jednak doskonałe potwierdzenie słuszności twierdzenia, że nawet niezbyt wysokich lotów trener, mając w zespole zawodników dobrej klasy, może osiągać sukcesy" - nie bez ironii przyznaje Dziekanowski.

Były reprezentant Polski oficjalnie zawiesił buty na kołku 13 stycznia 1997 roku. Tego dnia otrzymał od zarządu warszawskiej Polonii (do której powrócił rok wcześniej) pismo jednostronnie rozwiązujące umowę. Dopiero po ciągnącym się wiele lat procesie zapadł wyrok nakazujący "Czarnym Koszulom" dotrzymania warunków finansowych kontraktu.

13 / 14Asystent Leo Beenhakkera

Obraz
© Na zdjęciu: Dariusz Dziekanowski i Leo Benenhakker, 2007/PAP

Od 2002 roku "Dziekan" pracował w PZPN jako selekcjoner reprezentacji juniorów, natomiast w lipcu 2006 roku został asystentem ówczesnego opiekuna kadry, Leo Beenhakkera. "Moje nazwisko podsunął Beenhakkerowi Jan de Zeeuw, od lat blisko związany z polską piłką nożną (...).Nowemu szkoleniowcowi zależało na tym, żeby jego polscy współpracownicy nie pochodzili 'z nadania' piłkarskiej centrali" - opowiada Dziekanowski, dla którego praca z holenderskim taktykiem była owocnym okresem w życiu.

Jednakże z powodu problemów w życiu osobistym, nie pojechał na zgrupowanie przed meczami z Armenią i Azerbejdżanem, nie zadzwonił również do zwierzchnika, by wyjaśnić sytuację. Po kilku miesiącach otrzymał jednak szansę powrotu do pracy. "Byłem bardzo szczęśliwy, jednak zastałem sytuację różniącą się od tej, jaką pamiętałem. To nie była tylko rysa na moich stosunkach z Leo, ale w ogóle relacje w sztabie pozostawiały wiele do życzenia (...). Adam Nawałka dołączył do sztabu podczas mojej nieobecności, z czego wynikało, że do mojego powrotu to on był drugim trenerem reprezentacji. Ja wróciłem na moje dawne stanowisko (...), z czego należało wyciągnąć wniosek, że teraz to ja byłem drugim trenerem, Adam zaś... Właśnie, kim? Leo nie uznał za stosowne tego wyjaśnić". Krótko po powrocie z Mistrzostw Europy 2008 Beenhakker zdymisjonował cały polski sztab szkoleniowy.

14 / 14Komentator i delegat UEFA

Obraz
© mat. wydawcy

Rok później "Jacki" założył Polskie Stowarzyszenie Byłych Piłkarzy, powrócił do działalności komentatorskiej, został również delegatem UEFA. "Stwierdzenie, że mocno pozaboiskowa kontuzja, jakiej nabawiłem się na Litwie, zapoczątkowała ciąg wydarzeń, które doprowadziły do - wydaje mi się - nieco przedwczesnego zakończenia przeze mnie kariery piłkarskiej, może się wydawać lekko przesadzone, ale kto wie, jak długo i gdzie biegałbym jeszcze za piłką, gdyby nie to twarde zderzenie z rzeczywistością, a raczej z krawężnikiem, w litewskim kurorcie" - nie ukrywa Dziekanowski, którego autobiografia pozostawia jednak spory niedosyt.

Były reprezentant Polski, dzięki zręcznym zwodom, unika tematów nie tylko kontrowersyjnych, ale także osobistych, o których można było i tak przeczytać wcześniej w prasie: rozwodu z pierwszą żoną, romansu z Miss Polonią, Katarzyną Zawidzką, czy wypadku samochodowego, w którym potrącił na pasach pieszego. "Dziekan" co prawda przybliży nam fragmenty ówczesnej futbolowej rzeczywistości i nieliczne anegdoty z szatni, ale z pewnością nie ujawni do końca, jakim człowiekiem jest "Jacki".

Bibliografia: D. Dziekanowski, A. Nakoniecznik, Dziekan. Autobiografia, wyd. Akurat, Warszawa 2015. A. Iwan, K. Stanowski, Spalony. Autobiografia, wyd. Buchmann, Warszawa 2012. W. Kowalczyk, K. Stanowski, Kowal. Prawdziwa historia, wyd. Buchmann, Warszawa 2012. R. Kałużny, M. Karoń, Powrót taty. Autobiografia, wyd. Kopalnia, Warszawa 2016.

Wybrane dla Ciebie
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]