Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 09:57

Czy Nowy Jork płonie?

Czy Nowy Jork płonie?Źródło: Inne
d4bfuaj
d4bfuaj

Porucznik T. F. O’Neill był w podłym nastroju. Odpowiadał za jeden z najważniejszych komisariatów w Nowym Jorku. Podlegał mu południowy Manhattan, czego niejeden policjant mógł mu pozazdrościć. Spędził całe lata na wsłuchiwaniu się w bicie serca swojej dzielnicy i teraz z wielką niechęcią z niej wyjeżdżał. Nawet samo przekroczenie rzeki Hudson było już dla niego nieprzyjemne. Ale tego ranka O’Neill został przydzielony do jednego z pięćdziesięciu zespołów detektywów, które komisarz policji oddelegował do Port Elizabeth i Port Newark.
Mieli poddać drobiazgowej weryfikacji manifesty wszystkich kontenerów, które zostały rozładowane na nabrzeżach głównego zespołu portowego Nowego Jorku w ostatnich trzydziestu dniach. To niesłychanie pracochłonne zadanie miało na celu sprawdzenie, czy terroryści mogli wykorzystać do wwiezienia śmiercionośnej bomby na teren Nowego Jorku statek handlowy.Chevrolet porucznika stał uwięziony w gigantycznym korku przy wjeździe do Holland Tunnel, dzięki czemu O’Neill mógł dokładnie przyjrzeć się przydzielonej mu do zespołu agentce FBI. Była bardzo ładną Afroamerykanką.
- Wyglądasz jak modelka z „Ebony” - zauważył, podziwiając jej krótko obcięte włosy, raczej jasną karnację, wąski nos i piękne ponętne usta.
Młoda agentka ubrana była w bluzkę oraz jasną skórzaną spódnicę i rzeczywiście przypominała kobiety z reklam słynnego czasopisma dla czarnoskórych Amerykanów.
- Jest pan zbyt miły, poruczniku - roześmiała się Olivia Philips. Miała dwadzieścia dziewięć lat i właśnie ukończyła Narodową Akademię FBI w Quantico.
- Od dawna jesteś w FBI?
- Od ukończenia trzy lata temu studiów prawniczych w Tulane.
- Pochodzisz z Nowego Orleanu?
- Z Thibodaux w Luizjanie. Mój ojciec jest tam agentem Toyoty.
Kilka dni przed ceremonią wręczenia dyplomów przyjechał do Tulane University przedstawiciel FBI, by zachęcić studentów do robienia kariery w tej agencji. Kilka miesięcy później Olivia Philips trafiła do mitycznej akademii mieszczącej się w bazie marynarki w Quantico w Wirginii. Była jedyną czarnoskórą słuchaczką wśród dziesięciu przyjętych młodych kobiet. W ciągu jedenastu miesięcy przeszła intensywne przeszkolenie dla przyszłych agentów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo Ameryki. Program zawierał: kurs procedur kryminalnych, szkołę kontrwywiadu, wstęp do ideologii rewolucyjnej, policyjną inwigilację, ćwiczenia praktyczne na podstawie scenariuszy porwań, infiltrację zagraniczną, terroryzm polityczny, szantaż nuklearny. Poza tym trening fizyczny a la James Bond: ćwiczenia z obrony taktycznej, walki wręcz, strzelanie. A kropką nad „i” była próba wytrzymałości na tortury.Ale Olivia nauczyła się przede wszystkim podporządkowywać regułom zachowania, identycznym dla dziewięciu tysięcy agentów federalnych.

I tak na przykład w sposobie mówienia żadnej gadatliwości - tylko oszczędne wypowiedzi. Żadnej oryginalności w pracy, tylko skrupulatne trzymanie się wyuczonych metod. FBI zrobiło z młodej Luizjanki anonimowego policjanta, którego indywidualność rozmyła się w tej wielkiej organizacji.
- Powiedz no, siostrzyczko - spytał O’Neill, zerkając na pończochy z cienkiej siateczki na nogach jego towarzyszki - cóż to za zmiany nastąpiły u federalnych? Nie dość, że nigdy nie zatrudniali babek, to jeszcze ich agenci musieli wyglądać jak przedsiębiorcy pogrzebowi. Żadnych fantazyjnych koszul czy czapeczek baseballowych. Ciemne garnitury, szare kapelusze, czarne okulary. Włosy ani za długie, ani za krótkie. Żadnej brody ani wąsów.
- Dziś wszyscy moi koledzy chodzą w dżinsach i T-shirtach, noszą parodniowy zarost lub bródki, mają dredy lub są ogoleni na łyso, a niektórzy nawet kolczyk w uchu - wyjaśniała Olivia. - Wszystko po to, żeby lepiej wtopić się w tłum!
O’Neill wybuchnął śmiechem.Ulica trochę się odkorkowała i chevrolet posuwał się w kierunku New Jersey.

Porucznik wskazał ręką rozpościerającą się przed nimi olbrzymią, najeżoną dźwigami panoramę. Wielkie znaki drogowe informowały o wjazdach do kolejnych basenów portowych i obsługujących je nabrzeży. To w tych okolicach ciągnących się aż do Brooklynu O’Neill zaczynał swoją policyjną karierę. Zebrało mu się nagle na wspomnienia.
- Gdybyś widziała te zardzewiałe pomosty na nabrzeżach Brooklynu, te łajby, z których wyładowywano góry towarów. I tych rockersów, którzy rzucali się na palety jak bandy wygłodniałych szczurów, kradnąc po drodze, co tylko mogli. A teraz wszystko jest tu czyściutkie i porządne jak w fabryce General Motors. Statki przypływają, kontenery zostają rozładowane i ciężarówki je zabierają... Ale jest to o wiele mniej malownicze!01ivia wyczuła w jego głosie nutkę nostalgii. Zmieniając temat, O’Neill zauważył:
- Czy to nie trochę dziwne, że przysłali cię aż z Dallas z powodu głupiej beczki chloru?
- Zdaje się, że to wyjątkowo niebezpieczna rzecz -stwierdziła młoda kobieta.
- Na pewno. A wiesz, ilu federalnych ściągnęli? Co najmniej dwa tysiące!
- Aż tylu? - zawahała się przez chwilę. A potem nagle zapytała:
- A ty to musisz być tuż przed emeryturą, prawda?
- Uważasz, że wyglądam na zgreda? - oburzył się O’Neill.
- Ależ skądże! - wykrzyknęła Olivia, posyłając mu zniewalający uśmiech.
- Gdybym chciał, mógłbym już na niej być - dodał detektyw, połykając orzeszek ziemny. - Mam już wypracowane łata. Ale lubię tę robotę... Zaszyć się gdzieś na Long Island i słuchać, jak rośnie trawa?... To nie dla mnie!T. F. O’Neill rozpoczął karierę w rodzinnych stronach, w sercu olbrzymiego borough Brooklynu. Tam jego dziadek w czasach prohibicji miał bar. Był synem i bratankiem policjanta. Ale do zaciągnięcia się w szeregi nowojorskiej policji zachęcił go serial policyjny, którym się pasjonował, gdy był chłopcem. Dzień, w którym otrzymał odznakę, był dla niego jak przyjęcie ślubów. Szybko jednak odkrył niesamowitą korupcję panującą w szeregach czterdziestu tysięcy nowojorskich policjantów i korzyści, jakie płynęły z noszenia niebieskiego munduru, sześciokątnej czapki i pistoletu kalibru 38. Przymykał oczy na przekręty w swoim rewirze i bez skrupułów brał łapówki od włoskich mafiosów z nabrzeży Brooklynu. Jakiś czas popracował w Bronksie, a następnie przeniósł się na drugą stronę East River do kryminalnego
biura śledczego na Manhattanie.

Tam porzucił mundur gliniarza, by po cywilnemu przeniknąć do podejrzanego środowiska gier hazardowych, nielegalnych zakładów, przestępstw handlowych i przemysłowych.Rok spędzony w brygadzie zwalczającej kieszonkowców na południowym Manhattanie, następnie trzynaście miesięcy w obyczaj owce XVIII Komisariatu z Pięćdziesiątej Czwartej Ulicy Zachodniej wzbogaciły jego doświadczenie. Okazał się doskonałym aktorem. Dzięki jego talentowi do przebierania się wpadło kilka pań lekkich obyczajów z Times Square. Wszystkie były zaskoczone, że spokojny dostawca piwa z Monachium lub skośnooki przedstawiciel Hondy okazywali się zupełnie kimś innym. W końcu jego trudy się opłaciły i otrzymał złotą odznakę detektywa pierwszej klasy. Otworzyło mu to drzwi do nowojorskiej arystokracji policyjnej. Ta trzytysięczna grupa detektywów była silnym lobby, obskakiwanym przez ludzi władzy i prasę.
- Jesteś żonaty? - zapytała Olivia.
- Straciłem żonę w wypadku samochodowym trzy lata temu.Powiedział te słowa tonem, który ostatecznie zamykał temat i nie pozwalał na najmniejszy komentarz.
- A ty? - spytał. - Masz męża?
- Jestem zaręczona. Ale mój chłopak jest dwanaście tysięcy kilometrów stąd - westchnęła. - Znasz Tikrit? To podobno niedaleko Babilonu, w Iraku. Mój narzeczony jest kapitanem w 3 Dywizji. Wyjechał rok temu.
- Jak się nazywa?
- Jimmy. Jimmy Stewart, jak ten aktor.

d4bfuaj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4bfuaj