Wnętrze, a nie ciało
W książce nie mogło rzecz jasna zabraknąć kwestii dotyczących coraz popularniejszej medycyny estetycznej. Usta typu "padłam ofiarą ataku wściekłych os" są już dziś czymś zupełnie (o zgrozo!) naturalnym, jednak Armstrong i Rudulph zaczynają swoją opowieść od przykładu dużo bardziej ekstremalnego: "W maju 2011 roku młoda matka udzielała w telewizji wywiadu, w którym broniła swojej decyzji o podawaniu swojej ośmioletniej córce zastrzyków z botoksem. Uważała, że dziewczynka potrzebuje tego ze względu na fakt, że przebywa w pełnym rywalizacji środowisku małych miss. Zalążki zmarszczek na jej twarzy po prostu trzeba usunąć".
Zdaniem autorek, moda na operacje plastyczne wiąże się ze współczesnym kultem młodości, który przybiera nierzadko absurdalne formy. Według Armstrong i Rudulph, większość decyzji o dokonaniu zabiegu wiąże się z chęcią zaspokojenia oczekiwań naszego otoczenia oraz partnerów. Tymczasem feministka ma prawo wyglądać tak, jak chce, a epatująca seksualnością powierzchowność wcale nie stoi w poprzek feministycznych idei, pod warunkiem, że stoją za nią odpowiednie pobudki. Najważniejsza rada, jaką podsuwają czytelniczkom autorki, brzmi: "Niech szczęście stanie się twoim priorytetem. Tak, to brzmi jak tanie hasło z ciasteczka szczęścia, ale rzeczywiście w naszym pełnym obowiązków życiu zapominamy o dbaniu o siebie (...) Kiedy patrząc w lustro, widzisz kogoś, kogo nie cierpisz, pomocy potrzebuje twoje wnętrze, a nie ciało".