Czy feministka może być seksowna?
Pogromczynie mitów
Niektórzy z państwa, po przeczytaniu tytułu niniejszego tekstu, stwierdzili zapewne, że jego autorem jest szowinistyczna świnia, skłonna do reprodukowania szkodliwych stereotypów dotyczących feministek. Nic bardziej mylnego. Ów tytuł to raczej delikatna prowokacja wymierzona we wszystkich, którzy o istocie feminizmu nie mają bladego pojęcia, za to chętnie przerzucają się żartami dotyczącymi wnoszenia lodówki na ósme piętro oraz pożerania płodów.
Po przeczytaniu tytułu niniejszego tekstu można założyć, że jego autorem jest szowinistyczna świnia, skłonna do powtarzania szkodliwych stereotypów dotyczących feministek. Nic bardziej mylnego. To raczej delikatna prowokacja wymierzona we wszystkich, którzy o istocie feminizmu nie mają bladego pojęcia, za to chętnie przerzucają się żartami dotyczącymi wnoszenia lodówki na ósme piętro oraz pożerania płodów.
Amerykańskie dziennikarki Heather Wood Rudulph i Jennifer Keishin Armstrong, autorki książki "Feminizm jest sexy" , wychodzą naprzeciw wszystkim niezorientowanym, a przede wszystkim podają pomocną dłoń kobietom zagubionym pomiędzy ideami feminizmu a "tradycyjną" kobiecością. "Chcemy raz na zawsze obalić te wszystkie szerzące się mity (...) Na przykład ten, że feminizm rozbija rodziny i pozbawia szczęścia, że feministki nienawidzą mężczyzn, seksu i wszystkiego, co piękne. Feminizm, nawet w swojej najbardziej klasycznej formie, nigdy nie opierał się na takich założeniach (...)". Jak połączyć chęć dbania o swoje ciało, marzenie o stałym monogamicznym związku oraz aktywność seksualną z ideami feministycznymi? Autorki pokazują, że to bardzo proste, a pomiędzy powyższymi nie stoi żadna sprzeczność. Pod warunkiem rzecz jasna, że odrzucimy na bok szkodliwe stereotypy.