Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 11:13

Czerwone oczy

Czerwone oczyŹródło: Inne
d28nx4e
d28nx4e

Przed samochodem sunął majestatycznie lekki opar, na szybach osiadały setki drobniutkich kropelek. Kropelki łączyły się z sobą, pęczniały, by wreszcie niczym wielkie łzy, znacząc ślad swojej drogi, zjechać w dół. Na lakierowanej blasze były już tylko brudną wodą.
Kamil pieszczotliwie dotknął ustami ucha dziewczyny i zaczął szeptać:
- "Jeśli brutalna gwiazda spadnie ruchem kosy i rozetnie, rozdzieli to, co nas łączyło, to przypomnij tak lekko jakby ci się śniło, że kwiat nieśmiertelności wpiąłem ci we włosy". Anna odwróciła zdziwiony wzrok.
- Dlaczego akurat ten wiersz przyszedł ci na myśl?
- Nie wiem. Tak jakoś.
Kamil zdjął rękę z ramion dziewczyny . Trochę zbyt energicznie wdusił pedał sprzęgła, przekręcił kluczyk. Z cichym piśnięciem ruszyły po szybach wycieraczki, światła reflektorów rozcięły mgłę. Biały fiat ostrożnie zjechał na asfalt i skierował się w stronę centrum. Dwa czerwone ognie na pniu starej lipy zgasły.

á

Starszy mężczyzna aż przystanął zdumiony.
- Julek, ty chyba z nas sobie żartujesz? W taką pogodę każesz nam iść pieszo do domu?
- Tato, przecież wypiłem trzy kieliszki i szklankę piwa.
Drugi ze starszych mężczyzn dodał z dezaprobatą:
- Panie Julku, a co to są trzy kieliszki na takiego chłopa jak pan.
Julian Podgórski zrezygnowany machnął ręką i wyciągnął kluczyki. Podeszli do czerwonego poloneza, zaparkowanego u ślepego wylotu ulicy Kaszubskiej. Samochód wolno wycofał się z parkingu, błysnął światłami i pojechał w dół, do pierwszej i jedynej przecznicy. Tam zamigotał prawym kierunkowskazem, na wysokości narożnego baru stanął, po czym skręcił w lewo, w ulicę Krakusa i Wandy.
- Gazu, jeszcze zdążysz - sapnął Podgórski - senior.
Zielone światła przy Lechickiej zaczęły pulsować. Julian kopnął pedał przyspiesznika, strzałka szybkościomierza skoczyła do liczby osiemdziesiąt. Polonez wpadł na skrzyżowanie już przy świetle czerwonym.
Julian Podgórski myślał, że śni. Z mlecznego oparu, niespodziewanie wynurzył się biały fiat 126p. Sunął tak wolno, iż mogło się wydawać, że wystarczy lekki ruch kierownicą, by uniknąć zderzenia. Julian zrobił to błyskawicznie, ale przedtem z całej siły uderzył nogą w hamulec. Zablokowane koła nie słuchały kierownicy. Czerwona maska nieubłaganie zbliżała się w stronę białej. Julian odruchowo zasłonił twarz rękami. Straszliwy łomot zgniatanej blachy zagłuszył jego krzyk strachu.
Polonez uderzył w fiata na wysokości przedniego koła, gwałtownie skręcił w lewo, stanął pięć metrów za środkiem skrzyżowania. Potężnie ugodzony maluch obrócił się wokół własnej osi i bokiem, z nieprzyjemnym kwikiem dartych opon sunął w stronę chodnika. Oba prawe koła grzmotnęły w krawężnik, samochód zadygotał i runął na bok.
Zupełnie nieprawdopodobnym wysiłkiem woli Kamil uniósł powieki. Przez chwilę miał wrażenie, że otwiera olbrzymie, pordzewiałe wierzeje. W oknie nad sobą zobaczył białą, przerażoną twarz. Jego wzrok przygasł, powieki przykryły oczy tylko do połowy, odsłonięte połowy zasnuła powoli szklista powłoczka.
Julian Podgórski stał jak skamieniały. Po chwili zrobił niezdarny krok w tył, przechylił głowę i zwymiotował. Przetarł usta rękawem, przeszedł kilka metrów na zupełnie miękkich nogach i upadł do przodu, nie zdążywszy nawet wyciągnąć rąk przed siebie.

Anna otwarła oczy pierwsza. Czuła, że leży w jakiejś dziwacznej, niewygodnej pozycji; prawym bokiem była przyciśnięta do drzwi, klamka wrzynała się boleśnie w jej biodro, nogi miała zadarte tak, że stopy spoczywały na przedniej szybie. Z drugiej strony przygniatał ją jakiś mokry, bezwładny tłumok. Przekręciła głowę. Twarz Kamila przypominała teraz upiorne oblicze z horroru; wielką ranę na czole wypełniła krew i szerokimi strużkami płynęła po policzku.
Tymczasem z bramy pobliskiej kamienicy wyjrzały dwie postacie. Byli to mężczyźni w ciemnych, dwurzędowych garniturach nieskazitelnej elegancji, białych koszulach i, na oko, piekielnie kosztownych krawatach. Spacerowym krokiem ruszyli w stronę przewróconego samochodu.
- Kamil! - szepnęła dziewczyna. - Słyszysz mnie?
- Tak. Słyszę - jęknął. - Co się stało?
- Mieliśmy wypadek.
- Wypadek? - powtórzył bezwiednie. - Jaki wypadek?
- Wypadek. Ktoś nas potrącił. Ale żyjemy.
Wsparł rękę o zagłówek jej fotela, naprężył mięśnie. Z rany na czole buchnął mocniejszy strumień krwi.
- Nie dam rady. Łeb mi pęka.
- Zaraz wam pomożemy.- mocny głos dobiegł gdzieś z góry - Proszę przytrzymać się czegoś.
Nieznajomy wsunął rękę przez okno, schwycił skraj dachu i szarpnął. Samochód drgnął, zakołysał się i wolno opadł z powrotem na cztery koła. Drugi obcy dwornie otworzył drzwi.
- Służę pani.
Anna wysiadła. W momencie, kiedy jej stopy dotknęły ziemi, instynktownie - wszak była kobietą - wyczuła, że coś nie jest w porządku. Z przerażeniem obejrzała swoją mokrą od krwi sukienkę, potem podniosła głowę. Trwała cisza. Zamarły lampy kierujące ruchem, w zmatowiałych szybach domów panowały ciemności, nie przejechał samochód, nie zaszczekał pies. Zniknęła mgła, zniknął czerwony polonez, gałęzie drzew sterczały bez ruchu. Żółte światło latarń przeszło wolno w zimną biel.
Kamil skorzystał z wyciągniętej ręki tego, który postawił samochód. Wylazł zza pogiętych blach i pokonując straszliwy ból, wyprostował grzbiet. Czuł, że całą prawą stronę twarzy ma zalaną krwią, ale nie wydawało mu się to w tej chwili ważne. Do jego uszu także dotarło jednostajne brzmienie ciszy.
- Panowie... jesteście z pogotowia?
Anna uniosła wzrok na twarz obcego i zastygła przestraszona. Białka jego oczu urągały swojej nazwie. Były jaskrawoczerwone. Chciała krzyknąć, otwarła już usta, ale nieznajomy uspokajająco położył rękę na jej ramieniu.
- W pewnym sensie, tak - odparł z ujmującym uśmiechem. – Chciałbym teraz panią opatrzeć.
Rozpostartą dłonią delikatnie dotknął czoła dziewczyny, przedramienia, biodra, przesunął palcami po plamach krwi na sukience, wreszcie ścisnął lekko jej udo. W pierwszym odruchu Anna cofnęła się o krok, gdy jednak obcy postąpił krok za nią, nie protestowała więcej. Poczuła, że wszystkie te zabiegi przynoszą ulgę obolałemu ciału. Ustąpił potworny ucisk w prawej skroni, zniknęły pod palcami obcego plamy krwi na sukience, ustał przejmujący ból w udzie. Przeniosła zdziwiony wzrok na Kamila. On też stał nieruchomy, pozwalając drugiemu z nieznajomych na podobne czynności.
- Czy lepiej?
Dziewczyna nieśmiało spojrzała w twarz dziwnego ratownika. Gdyby nie czerwone oczy, byłby nieprzeciętnie przystojnym brunetem.
- Tak - odrzekła, całą siłą woli starając się opanować drżenie głosu.
- A pan?
Kamil niedowierzająco dotknął prawej strony twarzy. Pod palcami poczuł suchą, gładką skórę. Po ziejącej ranie i strugach krwi nie zostało ani śladu. Niepewnie potaknął głową.
- Zechciejcie teraz pójść z nami.
Chłopak ujął dziewczynę za rękę, obaj eleganci ruszyli tuż za nimi. Przecięli skrzyżowanie, weszli na chodnik po prawej stronie. Gdy mijali przedszkole, wyższy z obcych odsłonił zegarek i dotknął bocznego przycisku. Ulica ożyła w jednej sekundzie.
Trzasnęły otwierane okna, rozciął znów mgliste powietrze czyjś histeryczny wrzask. Z piskiem opon stawały samochody, ludzie biegli do przewróconego fiata, wreszcie z dołu ulicy zawyła syrena ambulansu. Policyjne gwizdki zaczęły rozganiać ciekawskich.

Kamil odwrócił głowę w stronę skrzyżowania.
- Co pan zrobił? - zapytał cicho.
- Włączyłem zatrzymany czas - odparł obcy.
Anna również się odwróciła. Podniosła wzrok, długo patrzała w czerwone oczy wyższego z nieznajomych. W końcu zapytała szeptem:
- Myśmy umarli, prawda?
Mężczyzna w pięknym garniturze rozłożył ręce.
- W sensie, który dotąd znaliście, tak.

d28nx4e
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d28nx4e

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj