Czas. Przewodnik użytkownika

Obraz
Źródło zdjęć: © Inne

3 Zdolność spostrzegania sekund Pochodzenie czasu wewnętrznego

Czy przyglądaliśmy się kiedyś osobie, która w parku ćwiczy tai chi? Każdy jej ruch trwa dłuższą chwilę, zanim płynnie przejdzie w następny. Tak powolne ruchy kojarzą się z filmem odtwarzanym w zwolnionym tempie. Wydaje się, jakby uprawiający ów „boks cieni” wchodzili w inny stan skupienia – w powolniejszy, może także chłodniejszy tryb życia, w którym czas najwidoczniej nie odgrywa wielkiej roli. Rzeczywiście, znawcy tej chińskiej sztuki walki twierdzą, że tai chi zmienia ich spostrzeganie czasu. Po chwili to wrażenie udziela się widzowi, jakby „boks cieni” mógł nas wciągnąć w swój spokojniejszy świat już wtedy, kiedy się tylko przyglądamy.
W Chinach od dawna wiadomo, jak ścisły związek istnieje między poczuciem czasu, a sposobem, w jaki się poruszamy. Zmarły w 1936 roku mistrz Yang Chengfu sformułował to w postaci wskazówki dla uczniów zawartej w jego klasycznych podstawowych regułach tai chi: „Szukaj spoczynku w ruchu, a ruchu w spoczynku”.
Także zachodnim sportowcom nieobce jest to doświadczenie. Jimmy Connors, amerykański weteran tenisa, wyznał, że na turniejach często docierał do „strefy transcendentnej”, jak to nazywał. Wtedy przeżywał wszystko w maksymalnie zwolnionym tempie; ta zdolność utorowała mu drogę do triumfów na Wimbledonie. Wydawało mu się, że piłka jest ogromna i spokojnie szybuje nad siatką. Mistrz tenisa miał wrażenie, jakby dysponował niemal dowolną ilością czasu na decyzję o następnym uderzeniu.

Czar bolera

Za pomocą ruchu możemy zatem manipulować poczuciem czasu. Jak to możliwe? Aby odpowiedzieć na to pytanie, zastanówmy się najpierw, jak właściwie powstaje w nas poczucie przemijania sekund. Nie odpowiada za to zegar biologiczny, choć jest ważny dla właściwego rytmu dobowego. Steruje on nami w ciągu doby, ale nie potrafimy odczytać odmierzanego przezeń czasu, czego dowiodło jaskiniowe doświadczenie Michela Siffre’a. Musi więc istnieć jeszcze jakiś inny mechanizm służący do pomiaru krótszych odcinków czasu. Ale i on musi być wytworem organizmu, bo inaczej nie moglibyśmy go tak łatwo zmienić za pomocą ruchu. Przeszło sto pięćdziesiąt lat potrzebowała nauka, aby zrozumieć tę zależność. W niniejszym rozdziale dowiemy się, na jakich procesach opiera się poczucie czasu – ów fenomen, który nazywam „czasem wewnętrznym”.
Jak w ogóle powstaje wrażenie zmysłowe? W zasadzie odpowiedź jest prosta: widzimy niebieskie niebo i czerwoną truskawkę, bo mamy w oku receptory wrażliwe na światło różnych rodzajów. Jedne z nich reagują na fale świetlne o długości 430 nanometrów, docierające od strony nieba, i przekazują sygnał „niebieski”. Inne są wrażliwe na fale o długości ponad 600 nanometrów i odbierają informację „czerwony”. Bez wątpienia także ciepło i zimno, hałas i ciszę, słodki i kwaśny smak rozpoznajemy dlatego, że posiadamy odpowiednie komórki zmysłów.
Inaczej rzecz się ma z czasem. Wiemy wprawdzie, że w trakcie czytania tych słów przeminął mały odcinek naszego życia, jeśli jednak ktoś nas spyta, jak długo przesuwaliśmy wzrokiem po ostatnim akapicie, będziemy musieli zgadywać. A wynik będzie tylko w bardzo dużym przybliżeniu odpowiadał temu, co pokazałby stoper.
Naukowcy długo nie mogli uwierzyć, że chociaż zostaliśmy wyposażeni w receptory ciepła i zimna, kolorów, smaku i zapachu, to akurat nie dysponujemy żadnym zmysłem rejestrującym czas. Nigdzie w organizmie nie udało się jednak znaleźć odpowiedniego narządu. Toteż badacze wpadali na najdziwaczniejsze pomysły, gdzie szukać centralnego zegara odliczającego sekundy i minuty. Na przykład wiedeński fizyk Ernst Mach przypuszczał, że biologiczny chronometr ukryty jest w naszych uszach . Jak inaczej wytłumaczyć – pytał – poczucie rytmu podczas słuchania muzyki? Mach nie był fantastą, dokonał ważnych odkryć dotyczących dźwięku, zmysłu równowagi i właściwości przestrzeni. Jednakże swojej tezy o zegarze w uszach nie poparł żadnymi dowodami ani nie znalazł odpowiedzi na argument, że głusi odbierają czas nie inaczej niż słyszący.
Było to w 1865 roku. Na bardziej przydatny pomysł wpadł trzy lata później Karl von Vierordt, fizjolog z Tybingi, któremu zawdzięczamy pierwszy pomiar ciśnienia krwi. Rozumował on następująco: skoro nie wiadomo, czym nasz organizm mierzy czas, to może uda się przynajmniej dowiedzieć, jak to robi. Vierordt przeprowadził doświadczenie na sobie samym. Jego asystent dostał do ręki stoper i gong. Miał uderzać w gong dwa razy, nie mówiąc szefowi, ile czasu upływa między dwoma dźwiękami. Vierordt próbował potem jak najdokładniej odtworzyć ten czas, zdając się tylko na swoje wyczucie. W ten sposób ustalił, że odtwarzane przez nas odcinki czasu poniżej 3 sekund są za długie, a dłuższe – za krótkie. Tak jakby krótki czas we wspomnieniach się wydłużał, a dłuższy skracał.
Z kolei pięć lat później Wilhelm Wundt, kierownik pierwszego w dziejach laboratorium psychologicznego w Lipsku, wynalazł maszynę do badania poczucia czasu – „Taktir-Apparat” . Przyrząd ten wyglądał jak skrzyżowanie pozytywki z telegrafem Morse’a i wydawał irytujące tykanie, którego szybkość i głośność Wundt mógł dokładnie nastawiać. Przeprowadzone doświadczenia wykazały, że jeśli słyszymy w całkowicie równomiernym rytmie coraz głośniejszy dźwięk, to wydaje się nam, że jego tempo przyspiesza. Tak łatwo można oszukać poczucie czasu.
Efekt ten musiał znać Maurice Ravel, który w 1928 roku, czterdzieści lat później, po raz pierwszy zaprezentował swoje Bolero. Ta słynna kompozycja, zbudowana na wciąż powtarzającym się jednym motywie i jednym niezmiennym rytmie, to nic innego jak taki właśnie „Taktir-Apparat” na orkiestrę. Sam mistrz nazywał swoje dzieło „utworem orkiestrowym bez muzyki”. Zmienia się tu jedynie siła i brzmienie głosu. Od cichego początku aż do fortissimo na końcu utworu dźwięk przez kwadrans przybiera na sile. Partytura nakazuje przy tym precyzyjne zachowanie jednakowego tempa. (Ravel podobno wpadał we wściekłość, kiedy jakiś dyrygent przyspieszał tempo). A jednak każdy słuchacz sądzi, że taniec staje się coraz szybszy, zupełnie jakby monotonia muzyki działała hipnotyzująco.

Oscylator w mózgu

Dopiero tomograf komputerowy pomógł badaczom wyjaśnić te fenomeny. Taki aparat stoi w każdym większym szpitalu. Normalnie służy lekarzom do prześwietlania wnętrza organizmu w celu wykrycia złamania kości albo raka. Badacze mózgu używają szczególnego rodzaju tych urządzeń: tomografu pozytronowo-emisyjnego lub rezonansu magnetycznego. Dzięki ich zastosowaniu mogą się przyglądać mózgowi w czasie pracy. Jeśli w określonym jego regionie obserwuje się wzmożony przepływ krwi, uważa się, że świadczy to o szczególnie wytężonej pracy szarych komórek w tym właśnie miejscu. Technika ta rozwija się tak gwałtownie, że w ostatnich latach niemal co miesiąc poznajemy nowe informacje o procesach odczuwania i myślenia.
Badanie poczucia czasu polega na przykład na pokazywaniu osobom badanym dwóch obrazów, które przez chwilę pojawiają się kolejno na ekranie. Potem uczestnicy eksperymentu mają powiedzieć, który obraz, ich zdaniem, był dłużej widoczny. W tym czasie tomograf rejestruje czynność mózgu.
W niemal wszystkich tych eksperymentach szczególną aktywność wyka¬zu¬ją dwie części mózgu, obie związane z rytmem i ruchem. Jedna z tych części, najwidoczniej szczególnie ważna dla poczucia czasu, to móżdżek. Znajduje się on z tyłu pod mózgiem, w pobliżu miejsca, gdzie rdzeń kręgowy wnika do wnętrza czaszki. Normalnie móżdżek odpowiada za ruchy, a jego funkcjonowanie uwalnia mózg od dużej ilości pracy. Móżdżek jest bowiem odpowie¬dzialny przede wszystkim za te ruchy, które się bardzo często powtarzają, kiedy na przykład w czasie chodzenia stawiamy nogę za nogą. Móżdżek steruje sekwencjami rozkazów, które przez rdzeń kręgowy docierają do mięśni, a w tym czasie świadomość może zająć się czymś innym. Bez tego podziału pracy między mózgiem i móżdżkiem nie bylibyśmy w stanie na przykład jednocześnie iść i rozmawiać.
Druga część mózgu mająca ważne znaczenie dla naszego poczucia czasu znajduje się na jego spodniej stronie. Chodzi o skupisko splotów nerwowych określanych mianem „jądra podstawne”. Struktura ta jest nam potrzebna przede wszystkim do wykonywania skomplikowanych i nie całkiem rutynowych ruchów, na przykład przy nawlekaniu igły. Jądra podstawne wysyłają ponadto impulsy elektryczne, które przez stacje pośrednie rozchodzą się do wielu innych ośrodków mózgu. W ten sposób powstaje jak gdyby taktowanie, za pomocą którego mózg koordynuje współdziałanie mięśni.

Mózg ocenia czas, rejestrując ruchy ciała. Marcel Duchamp przedstawił tę funkcję naszego umysłu na obrazie Akt schodzący po schodach. Zdjęcie wyżej ukazuje autora idącego schodami w dół.

Bez takiej precyzyjnej synchronizacji trudno by nam było w ogóle się poruszać, a co dopiero na przykład grać w ping-ponga. W tej grze ręka gracza mknie nad stołem z prędkością 50 kilometrów na godzinę, aby dosięgnąć piłki pędzącej ku niej z prędkością do 200 kilometrów na godzinę. Jeśli uderzenie nie zostanie wymierzone z dokładnością do tysięcznej części sekundy, to przeciwnik zdobędzie punkt.
Jeśli przejdziemy kilka kroków w zwolnionym tempie, przekonamy się, jak precyzyjnie musi być zachowany rytm nawet przy najprostszych na pozór ruchach. Obserwując dokładnie własne ciało, zauważamy zdumiewającą różnorodność ruchów mięśni. Przy chodzeniu współdziała ich ponad sześćdziesiąt, a gdyby choć jeden w nieodpowiednim momencie otrzymał sygnał podjęcia akcji, upadlibyśmy na nos, gdyż na początku każdy krok przypomina upadek, któremu musi natychmiast zapobiec muskulatura.
Oscylatory w naszych głowach, którym zawdzięczamy tak zdumiewająco wiele, są prastarym dziedzictwem po przodkach z królestwa zwierząt. Bez dokładnej oceny czasu nie przeżyłaby ani małpa skacząca w koronach drzew z gałęzi na gałąź, ani ptak w locie. Także wśród okazów fauny wodnej trafiają się tacy artyści, jak strzelczyk indyjski żyjący w tropikalnych lasach namorzynowych. Ryba ta jest w stanie zestrzelić strumieniem wody szybko latające owady z wysokości 2 metrów, trafiając je przy tym z precyzją, o której nawet Jimmy Connors może tylko pomarzyć.

Czas to ruch

Dlaczego natura wykorzystała system taktowania przeznaczony dla mięśni, zamiast wyposażyć nas w odrębny zmysł czasu? Taki chronometr biologiczny, w jakiego istnienie wierzył wiedeński fizyk Mach, a także wielu innych badaczy, łatwo sobie wyobrazić. Mógłby on pracować podobnie jak zegar kwarcowy, z tym że do pomiaru czasu służyłyby, zliczane jak ruchy wahadła, impulsy wysyłane przez – wyłącznie do tego przeznaczone – neurony. W ten sposób powstawałby w głowie nieomylny sygnał czasu i nikt nie potrzebowałby już zegarka na rękę.
Ale istoty żywe nie rozwijają się według planu stworzonego przy biurku przez pełnych inwencji inżynierów. Ewolucja jest konserwatywna. Kiedy raz znalezione zostanie jakieś rozwiązanie problemu, to przeważnie zostaje na stałe. Plan budowy jest dziedziczony z pokolenia na pokolenie i z gatunku na gatunek, ulegając co najwyżej niewielkim modyfikacjom w razie pojawienia się nowych zadań. Dopóki stare rozwiązanie jeszcze się na coś przydaje, jest stosowane nawet wówczas, gdy nowa konstrukcja okazuje się o wiele bardziej przydatna.
W miarę jak rozwijał się mózg, wzrastała zdolność zwierząt do skomplikowanych zachowań. W nowej sytuacji nie wystarczały już proste reakcje, jak celne pochwycenie przelatującej muchy. Zwierzęta wyżej rozwinięte posiadały umiejętność cierpliwego oczekiwania na sposobność zdobycia pokarmu (toteż na przykład mysz można nauczyć, aby przychodziła jeść po upływie określonego czasu). Kiedy na porządku dziennym dziejów przyrody pojawiła się potrzeba sterowania takimi reakcjami, istniały już oscylatory do taktowania ruchów. Ewolucja zrobiła więc z nich użytek, i tak już zostało do dziś. Gdyby od czasów antyku podobnie postępowali na przykład zegarmistrzowie, obecnie regulowalibyśmy ruch lotniczy za pomocą wysoko wydajnych zegarów piaskowych.
Tak więc istnieje nierozerwalny związek między zmysłem ruchu a poczuciem czasu. Kiedy zaburzeniu ulega jeden z tych elementów, to przeważnie i drugi przestaje należycie funkcjonować. Ludzie, u których na skutek apopleksji albo guza nastąpiło uszkodzenie móżdżku, mają wielkie kłopoty z poczuciem czasu. Często nie potrafią wystukać palcem prostego taktu ani wskazać dłuższego z dwóch zaprezentowanych im interwałów. Także chorzy na chorobę Parkinsona, cierpiący w następstwie defektu jąder podstawnych, zmagają się nie tylko z drżeniem mięśni, ale i z zakłóceniem poczucia czasu. Dla mózgu czas to ruch.

Zniekształcone minuty

Teraz można zrozumieć, dlaczego inaczej spostrzegamy czas, gdy poruszamy się niezwykle szybko albo powoli. Dla uprawiających „boks cieni”, tudzież dla zawodowych tenisistów tempo świata ulega zmianie, ponieważ zmienia się rytm w nich samych. Mechanizm ten może zostać uruchomiony także wtedy, kiedy jesteśmy tylko obserwatorami. Mózg naśladuje bowiem niejako wirtualnie ruchy, które obserwujemy . Dlatego tak trudno jest zachować obojętność na zawodach sportowych, gdy neurony w głowie widza na trybunie Wimbledonu nadają podobne sygnały, jakby to on osobiście stał na korcie. Wskutek tego także spostrzeganie czasu może ulec zniekształceniu.
Na tym właśnie opiera się oddziaływanie scen walki w takich filmach jak Matrix, gdzie bohater w zwolnionym tempie bije przeciwników. Ponieważ kinoman w pewnym sensie wciela się w Keanu Reevesa, wydaje mu się, że czas płynie w niezwykłym tempie. Efektu tego zdołał dowieść amerykański badacz mózgu David Eagleman.
Natomiast w normalnych okolicznościach rzadko się zdarza, aby jakiś ruch trwał dłużej niż parę chwil, o ile nie należymy akurat do grona miłośników „boksu cieni”. Jeśli na przykład idziemy, piszemy lub kroimy cebulę, tu prawie każdy ruch, z których składają się te czynności, trwa najwyżej 3 sekundy, a zwykle jeszcze mniej. Po jego zakończeniu następuje kolejny ruch, ewentualnie będący powtórzeniem poprzedniego. Ale jeśli doświadczanie czasu opiera się na sterowaniu ruchami, które najpóźniej po 3 sekundach są przeszłością, to jak możemy spostrzegać dłuższe okresy?
Natura znalazła i na to sposób. Wyposażyła mózg w ośrodki regulujące kolejność poszczególnych ruchów i w ten sposób zarządzają dłuższymi odcinkami czasu. Nazywane są w skrócie SMA. Ich dość kłopotliwa pełna nazwa brzmi: „dodatkowe pole ruchowe” (supplementary motor area). Te ośrodki znajdują się pod ciemieniem i są jak gdyby menedżerami sterowania ruchowego. To tam zapadają decyzje, kiedy co robimy. To za ich sprawą, na przykład, podczas gotowania najpierw wyjmujemy cebulę z szafki i trzymając ją jedną ręką, drugą chwytamy za nóż – a nie w odwrotnej kolejności. Jak wykazują pomiary tomografem, SMA odgrywają ważną rolę także w odbiorze czasu. Im dłuższy odcinek czasu, tym ważniejsza staje się praca tych ośrodków. Najwidoczniej wytwarzają one jakby wirtualną oś czasu, wzdłuż której szeregują się zdarzenia. Tym sposobem rozróżniamy to, co uprzednie od tego, co późniejsze, zyskując podstawę do odczuwania przepływu czasu.

Wybrane dla Ciebie

Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]