Czy zauważyliście, że poziom wód w cieśninie się obniża? Zapewne nie. W naszych czasach, gdy z radością i zapałem dzieci uczestniczących w świątecznym festynie zabijamy się nawzajem, któż z nas czyta cokolwiek, by wiedzieć się, co się dzieje na świecie? Nawet felietony czytamy piąte przez dziesiąte, na przystaniach promów wśród przepychającego się łokciami tłumu, w autobusach, poszturchiwani, wpadając jedni na drugich, na siedzeniach dolmuszy, gdy litery trzęsą się i skaczą przed oczami. Ja tę informację wyczytałem w pewnym francuskim czasopiśmie geologicznym.
Morze Czarne staje się coraz cieplejsze, Śródziemne zaś stygnie. Wody dostają się do olbrzymich pieczar położonych pod przesuwającymi się płytami tektonicznymi i w wyniku tych ruchów dna cieśnin – Bosforu, Dardanele i Gibraltar – zaczynają się wypiętrzać. Jeden z ostatnich stambulskich rybaków, z którym miałem sposobność rozmawiać, oznajmiwszy, że w miejscach, gdzie kotwicę rzucało się niegdyś na łańcuchu długim jak minaret, łodzie osiadają teraz na mieliźnie, zapytał: „Czy nasz rząd robi coś w tej sprawie?”.
Nie wiem. Znam jedynie skutki tego procesu, który, jak twierdzą uczeni, postępuje coraz szybciej. Bez wątpienia w niedługim czasie ten rajski zakątek, który nazywamy Bosforem, zmieni się w czarne jak smoła trzęsawisko, gdzie pokryte błotem wraki galeonów połyskiwać będą niczym wyszczerzone zęby przerażającej zjawy. Nietrudno sobie wyobrazić, jak pod koniec upalnego lata bagno to zacznie miejscami wysychać niczym koryto skromnej rzeczki, dostarczającej wody jakiemuś niewielkiemu miasteczku, a na zboczach nawadnianych szumiącymi wodospadami ścieków, spływających z rur, zazielenią się trawy i zakwitną stokrotki. W tej głębokiej, dzikiej dolinie, nad którą Wieża Leandra będzie się wznosić niczym prawdziwa, przerażająca wieża na wysokiej górze, zacznie się nowe życie.
Mówię tu o nowych dzielnicach, które mimo bacznych spojrzeń miejskich strażników, biegających to tu, to tam i wymachujących bloczkami mandatów, wyrosną w błocie wypełniającym tę wielką dziurę zwaną niegdyś Bosforem, o szałasach, biedadomkach, barach, burdelach i nocnych klubach, o lunaparkach z karuzelami, szulerniach, meczetach, tekke derwiszy, kryjówkach frakcji marksistowskich, nielegalnych warsztatach i wytwórniach nylonowych pończoch… Wśród chaosu jak w dzień Sądu Ostatecznego, wśród pól kapsli i morskich meduz będą tkwić przewrócone na bok miejskie promy jeszcze z czasów osmańskich. Pomiędzy amerykańskim transatlantykiem, który osiadł na mieliźnie ostatniego dnia, gdy wody nagle się cofnęły, a kolumnami jońskimi obrośniętymi wodorostami ukażą się pradawne szkielety Lików i Celtów, modlących się do nieznanych z imienia bogów. Mogę sobie wyobrazić, jak ta nowa cywilizacja, rozwijająca się wśród pokrytych omułkami bizantyjskich skarbów, srebrnych i blaszanych sztućców, tysiącletnich beczek wina i butelek
po oranżadzie oraz wraków galer o spiczastych dziobach, będzie czerpać energię potrzebną do rozpalenia antycznych piecyków i lamp z rozpadającego się rumuńskiego tankowca, pogrążonego w bagnie. Lecz tym, na co przede wszystkim powinniśmy się przygotować, będą trujące gazy wydobywające się z dna tej potwornej dziury zalewanej ciemnozielonymi ściekami z całego Stambułu, gnijące ciała delfinów i ryb oraz epidemie całkiem nowych chorób, roznoszonych przez armie szczurów, odkrywających swój nowy raj. Ja o tym wiem i ostrzegam: nieszczęścia, których źródłem będzie ta wylęgarnia zarazy, choćby objęta kwarantanną i otoczona zasiekami z drutu kolczastego, dotkną nas wszystkich!