1995
Dochodziła dziesiąta, był słoneczny lipcowy poranek. Waldemar Hryć wszedł do cukierni od zaplecza i zlustrował przeszklone lodówki. Wszystko było w porządku: ciasta i ciastka kusiły wzrok, pyszny zapach unosił się daleko poza rynek, gdzieś aż na nadnyciańskie bulwary. Czyściutko ubrane ekspedientki przecierały lśniące lady. Kasjerka liczyła pozostawione wczoraj drobne. Za chwilę otworzą drzwi wejściowe i rozpoczną sprzedaż.
„Kolejny dzień marnego handlu!” – pomyślał Hryć, patrząc ze złością na wyrwane z chodnika przed sklepem betonowe płyty, ułożone w równy stosik tuż przy granicy budynku. Potem jego wzrok powędrował ku głębokim wykopom rozpoczynającym się kilka metrów od fasady cukierni i ciągnącym w głąb rynku aż do fontanny, później zaś na grupkę archeologów rozpoczynających właśnie następny tydzień rujnowania jego interesu. (…) Wykopaliska trwały już od dwóch tygodni i nie wiadomo, jak długo jeszcze się przeciągną. Hryć poprosił ekspedientkę o potrójne espresso, by wspomóc organizm po trzygodzinnym zaledwie śnie, i zachęcająco usiadł na tarasie przed cukiernią. Miał nadzieję, że archeolodzy pójdą jego śladem, co też się wkrótce stało.
W tym samym czasie przyniesiono kilkanaście sztuk miejscowej bezpłatnej gazety „Obserwator Gutowski”.
Hryć zauważył, że archeolodzy brali pismo i coś sobie pokazywali, z satysfakcją kiwając głowami. Wstał i z szerokiego parapetu okna wystawowego wziął jeden egzemplarz dla siebie. Włożywszy okulary, spojrzał na stronę tytułową, która wielkimi czerwonymi literami krzyczała:
MUMIA W GUTOWIE !
Pierwsza z fotografii przedstawiała oparte o ścianę zmumifikowane ciało kobiety, druga zaś była zbliżeniem na bardzo stary, złoty zapewne pierścień z wygrawerowanymi trzema gwiazdami. Zdumiony mężczyzna omal nie krzyknął. Z trudem opanowując drżenie rąk, otworzył gazetę na artykule dotyczącym odkrycia:
W dniu wczorajszym grupa archeologów z Muzeum Regionalnego w Płocku, poszukująca śladów kultury ceramiki sznurowej sprzed dwóch tysięcy lat, odnalazła na rynku w Gutowie fragment podziemnego korytarza, łączącego prawdopodobnie dawny zamek z farą, zbudowanego, jak się ocenia, w XV lub XVI wieku. W odkrytym korytarzu natrafiono na szczątki kobiety, zmarłej prawdopodobnie przed około pięćdziesięciu laty. Miała ona na palcu bardzo stary pierścień, którego wiek archeologowie z grupy poszukiwawczej szacują na kilkaset lat. Czy poznamy tajemnicę kobiety i pierścienia? W tym celu do naszego miasta ma wkrótce przyjechać najlepszy znawca kultury materialnej Mazowsza w wiekach średnich, profesor Dobrzyński z Uniwersytetu Warszawskiego.
Nie dopiwszy kawy, Waldemar Hryć wbiegł na górę, do mieszkania matki. Przejęty, nie zdjął butów, tylko pognał do szafki z albumami. Wertując jeden po drugim, przerzucał kartki, dopóki nie znalazł zdjęcia, na którym jego dziadek, Paweł Cieślak, trzyma w dłoni taki sam pierścień. Fotografia z gazety, przedstawiająca zbliżenie pierścienia, nie pozostawiała żadnych wątpliwości: obie ozdoby były identyczne. Miały te same rysy i jednakowe charakterystyczne wygięcia.
Mężczyzna oddychał ciężko, w zdenerwowaniu przygryzając wargi. Wreszcie wyszeptał z rozpaczą:
– Wszystko przepadło! (…)