Trwa ładowanie...
fragment
26-01-2011 16:44

Cuda nigdy nie ustają

Cuda nigdy nie ustająŹródło: Inne
d2j6iyr
d2j6iyr

Prolog

Miałam sześć lat, gdy po raz pierwszy ujrzałam mojego anioła. Nikt w domu nie zachwycił się jednak zbytnio tym faktem. Już na pewno nie moja mama – była wściekła. W tamtych czasach miała ona wiele na głowie, tak że trudno ją o to obwiniać. A Kemp? Najpierw pomyślał, że oszalałam, potem jednak przestał się mną zbytnio przejmować. Być może cudze dzieci zawsze traktuje się w ten sposób. Kemp pragnął w końcu tylko mojej mamy. To z nią się związał, a mnie przyjął z dobrodziejstwem inwentarza. Niemniej dziecko widujące anioły – tego było już za wiele. Może i do niego nie powinnam mieć pretensji – a jednak miałam.

Uczęszczałam wtedy do prywatnej szkoły w Los Angeles. Co zabawne, i tam się na mnie wkurzali. Myślałam, że z powodu mojego anioła będę miała jakieś szczególne względy. Nic podobnego. W szkole nikt nie potrafił w niego uwierzyć, tak samo jak nigdzie indziej. Trudno to pojąć, nieprawdaż? Przynajmniej ja tak myślałam.

Tak, to fakt, mieszkaliśmy w Kalifornii. Uwierzcie mi, opowiadanie podobnych historii w niczym nie pomaga. Los Angeles – jakie inne miasto powinno być „miastem aniołów”? Myślę, że chyba już nim nie jest. Może powinnam była mówić ludziom, że przytrafiło mi się to w Nowym Jorku albo w Bostonie – tam gdzie ludzie są zbyt bystrzy, by działy się takie rzeczy. Przepraszam – ale to były kalifornijskie anioły, a ja opowiadam wam tylko o tym, jak było.

d2j6iyr

Nie znacie mnie jeszcze ani ja was, ale zgaduję, co teraz myślicie – ponieważ opowiadałam tę historię dziesiątki razy i zawsze spotykało mnie to samo. W chwili, gdy wypowiem słowo „anioł” słuchacze robią głupie miny. Zastanawiają się, czy się nie przesłyszeli, przestają się uśmiechać i zaczynają mrugać. Nadstawiają ucha i bliżej mi się przyglądają, tak jakby na czole odkręcały mi się jakieś śrubki i z głowy miał wyskoczyć mózg.

Wiecie, to prawda co mówią: jeśli mówisz do Boga, to jesteś kimś pobożnym, ale gdy słyszysz, jak Bóg mówi do ciebie, to jesteś schizofrenikiem.

Nie musicie za nic przepraszać. Widziałam takie sceny przedtem i przywykłam do tego.

Zabrało mi to niemal rok, by pozbierać wszystkie fragmenty tej historii. Wiele z nich widziałam na własne oczy, ale o wielu nic nie wiedziałam aż do czasu. Nie znam sposobu, by was przekonać, i mówiąc szczerze, nie obchodzi mnie to, czy mi uwierzycie, czy nie. Mogę tylko opowiedzieć wam o tym, co się stało, a wy zdecydujecie sami, co o tym myśleć. Może uwierzycie mi dopiero wtedy, gdy sami ujrzycie coś podobnego. Ja jednak wiem, co widziałam – i w to wierzę.

d2j6iyr

Oto jak to wszystko wyglądało.

1

Beverly Hills, Kalifornia

– Proszę mi powiedzieć, co pani sądzi o tym scenariuszu?

– Ogromnie mi się podobał. Połknęłam go wprost. Jest genialny.

Kłamała. W całej swej dwudziestoletniej karierze aktorskiej Olivia Hayden ani razu nie przeczytała całego scenariusza od deski do deski. Liv nie lubiła czytać – czytanie ją nudziło. Za każdym razem, gdy ze studia nadsyłano scenariusz, po prostu przekazywała go agentowi Morty’emu Biedermanowi. Pozwalała zawsze, by to Morty przetrawił materiał i ocenił jej rolę. Później wertowała strony zawierające jej dialogi i odsyłała je Morty’emu, redukując sto dwadzieścia stron scenariusza do kilku arkuszy zapisanych 12-punktowym Courierem. Liv mówiła zawsze tabloidom, że nie lubi czytać, ponieważ jest dyslektyczką. To samo oświadczył mediom Tom Cruise i wydawało się to działać w jego przypadku – a Liv w tych dniach była w stanie znieść nieco więcej docinków ze strony szmatławców.

d2j6iyr

Młody reżyser odetchnął z ulgą.

– Obawiałem się, że może się on pani nie spodobać.

– Jest cudowny – odparła z wyrazem zapierającego dech podziwu.

Kiedy reżyser skromnie spuścił wzrok, przyglądając się swoim butom, Liv wykorzystała okazję by zmierzyć go wzrokiem. Ciekawe, czy ten szczeniak ma prawo jazdy, pomyślała kręcąc lekko głową. Facet nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat – swój dyplom ze szkoły filmowej na Uniwersytecie Kalifornia prawdopodobnie wciąż trzymał zwinięty w tylnej kieszeni. Ale zaraz, ten dzieciak miał scenariusz, a za sobą studio, a rola to rola. To nie pryszcz. Ludzie, mam tyle lat, że mogłabym być jego … starszą siostrą.

d2j6iyr

– Wie pani, że jestem współautorem scenariusza – powiedział reżyser.

– Zdumiewające. Co za różnorodność talentów.

Kłamała. Kogo on myśli oszukiwać? Morty już jej naopowiadał. Dzieciak natknął się na niezły pomysł scenariusza, po czym wynajął drugorzędnego autora, by ten poddał go obróbce i sporządził wstępną wersję. Prawdopodobnie kupił scenariusz od ręki i umieścił na jego okładce swoje nazwisko, by jako scenarzysta i reżyser w jednym wynegocjować lepsze warunki, pompując swoją gażę i zyskując prawo do obsady. I to był jedyny powód, dla którego Liv tu siedziała: gdyby ten dzieciak nie obsadzał ról, nie zamieniłaby z nim słowa. Rzadko rozmawiała z reżyserami przed podpisaniem kontraktu, a autorzy – cóż, każdy w Hollywood wie, że z zasady są to kanalie.

d2j6iyr

– Nie ma pani pojęcia jak bardzo ucieszyłem się, gdy dowiedziałem się, że jest pani dostępna – powiedział.

– Miał pan szczęście – odparła Liv. – Mam teraz przerwę między filmami.

Między filmami. Dziesięć lat temu nie spojrzałaby nawet jednym okiem na podobny niedorobiony scenariusz, ale miała w nim w końcu wyznaczoną pierwszoplanową rolę, a o takie było coraz trudniej.

– To jaki jest ten tytuł? – zapytała.

d2j6iyr

– Usta Furii.

– Chwytliwy – skrzywiła się.

– Myślę, że niektóre dialogi wciąż wymagają dopracowania – powiedział.

– Niech pan nie waży się niczego zmieniać. Wszystko jest jak należy.

Po co się męczyć? Nigdy nie kłóciła się o scenariusz, zanim ostatecznie nie znalazła się na planie. Kiedy ruszała produkcja, zegar zaczął odmierzać czas, a pieniądze płynąć strumieniem – wtedy mogła grymasić i drzeć scenariusz na strzępy.

Siedzieli razem przy barze w Kate Mantilini’s na bulwarze Wilshire usadowieni na okrągłych szarych stołkach z wysokimi sztywnymi oparciami, które zaprojektowano tylko po to, by można było na nich pozować. Jak wszystko w tym mieście, pomyślała. Świtało już prawie, chociaż Kate’s zamykano zwykle o północy. To Liv wszystko tak zaplanowała; reżyser poprosił o spotkanie, ale ona nalegała, by ustalić jego czas i miejsce. Nie wybrała tej dziwacznej pory po to, by zachować prywatność, bar Kate’s był i tak pełen gwiazd i dokuczliwych fanów; godzina spotkania miała uzmysłowić chłopakowi z kim ma do czynienia: miał się on spotkać z Olivią Hayden, a dla niej Kate Mantilini’s, tak samo jak każdy inny lokal w Hollywood, bywał otwarty tak długo, jak sobie tego życzyła. Liv Hayden miała w zwyczaju dostawać to, czego chciała i wiedziała, że im prędzej ten chłopak to zrozumie, tym łatwiej pójdą negocjacje. Nie chodziło o sprawy finansowe – tymi zajmował się zawsze Morty. Liv obchodziły negocjacje dotyczące planu
produkcyjnego: chodziło o takie sprawy jak kręcenie zdjęć bez próbnych ujęć albo o to, że w wypadku powtarzania ujęcia po raz trzeci woli ona najpierw udać się do swej przyczepy i uciąć sobie drzemkę. Liv chciała, żeby wszystko było tak, jak ona chce i nie zamierzała później każdorazowo wykłócać się o swoje. Zapłaciła za swoją pozycję, nim osiągnęła trzydziestkę. Teraz szybko zbliżała się do czterdziestych piątych urodzin i nie miała już tej cierpliwości ani energii, by dalej bawić się w ceregiele.

Reżyser uśmiechał się do niej szeroko.

– Nie mogę się doczekać współpracy z panią przy tym filmie, pani Hayden. Przyjmuje pani warunki? Pani opinia wiele dla mnie znaczy. Mam na myśli aktorkę o pani renomie.

Renoma. To słowo ją ukłuło, ale Liv zachowała przyklejony uśmiech. Renoma – odporność – długowieczność – wszystko to były eufemizmy odnoszące się do tej samej brutalnej rzeczywistości, którą był wiek. To nie igraszki być czterdziestoparoletnią pocztówkową ikoną z Hollywood, zwłaszcza dla kobiety. Oczywiście także mężczyźni skarżyli się na niszczycielski upływ czasu, ale ten obchodził się z nimi inaczej. Niecały tydzień temu jadła lunch z Nicolasem Cagem w The Ivy, kiedy on zaczął jęczeć nad swoimi zakolami i operacjami plastycznymi, a ona strąciła mu kukurydzianą zupę na kolana. Przypomniała mu, że Brando był już pękaty jak balon, kiedy zaoferowano mu 3,7 milionów dolarów za rolę supermana – ale niech tylko jakaś aktorka przytyje ze dwadzieścia funtów, a jedyne co jej zostaje to rola w reklamówce u Jenny’ego Craiga. To nie to samo, powiedziała mu. Kobiety w Hollywood muszą robić wszystko to, co mężczyźni, ale od nas oczekuje się, że zrobimy to wpakowane w kostium rozmiar 4.

A w Hollywood kamery były wszechobecne, krążyły po mieście jak sępy, przeszukując teren w poszukiwaniu obwisłych brzuchów i pośladków lub choćby jakiejś nie pokazywanej dotąd fałdy albo zmarszczki. Sępy potrafiły wywąchać śmierć – śmierć kariery – i natychmiast gdy coś zwęszyły rozlegało się to złowieszcze klik, klik, klik. Kamery cyfrowe nie wydawały nawet żadnego dźwięku – więc nigdy nie wiedziałaś, gdzie i kiedy z nich strzelano. I gdy myślałaś już, że dały ci wreszcie spokój, nazajutrz mogłaś obejrzeć siebie na okładce tabloidu, na której wyglądałaś gorzej niż mogłaś to sobie kiedykolwiek wyobrazić, z brzuchem wyłażącym z jakiegoś koszmarnego stroju kąpielowego, który powinnaś wyrzucić na śmieci dziesięć lat temu.


d2j6iyr
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2j6iyr