Trwa ładowanie...
fragment
09-04-2011 17:46

Córki

CórkiŹródło: Inne
d2qrho4
d2qrho4

Z głębi torebki usłyszała sygnał przychodzącej wiadomości. Od razu pomyślała, że to matka. Wyciągnęła telefon i sprawdziła ekran.

– To Natasha – przekazała przyjaciółkom.

Otworzyła wiadomość i przeczytała ją na głos. „Musimy porozmawiać. Zadzwoń do biura jak najszybciej. N”. Lizzie odłożyła telefon.

– Świetnie. Chce mnie zamordować.

d2qrho4

– Spokojnie, na pewno chce ci po prostu pomóc – pocieszyła ją Hudson, jednocześnie zbierając swoje ciemne włosy w prowizorycznego koka umocnionego ołówkiem. – Świat się jeszcze nie kończy, no nie?

Lizzie przytaknęła. Przyjaciółki miały rację: to nie był jeszcze koniec świata. Mimo dwunastu tysięcy odsłon klipu.

Odpisała Natashy, że wpadnie po szkole, po czym wróciły do klasy. Todd czekał już na nią przy ich ulubionych miejscach, wyglądając jak zwykle cudownie.

– Cześć – powiedział, a jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu. – Co tam?

d2qrho4

– Wszystko w porządku – odparła, tłumiąc łzy.

Reszta dnia była dla niej prawdziwą torturą. Na każdej lekcji udawała, że uważnie słucha i notuje, jednak w głowie słyszała głęboki, męski głos oznajmiający bez końca: JESTEŚ BEZNADZIEJNĄ CÓRKĄ.

Kiedy wybrzmiał ostatni dzwonek, Lizzie, Hudson i Carina udały się wprost na róg Piątej Alei i złapały taksówkę.

Gdy dotarły do budynku, w którym mieściło się biuro Natashy, Lizzie zapłaciła kierowcy i wysiadła z taksówki.

d2qrho4

– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – spytała Hudson, spoglądając na wysoką, złowrogą sylwetkę drapacza chmur. Choć budynek był jednym z setek tworzących ściany chłodnego kanionu Trzeciej Alei, wyglądał wyjątkowo przerażająco.

– Mam nadzieję – odparła Lizzie. Zazdrośnie patrzyła na mijających ją ludzi. Ich twarze zdawały się niewinne i niesplamione występkiem. Całkiem możliwe, że żaden z nich nigdy nie obraził swojej matki w internecie. – Dobra, chodźmy już, laski.

Przewiesiła szkolną torbę na drugie ramię i przeszła przez obrotowe drzwi wiodące wprost do strzelistego holu rozjaśnionego świetlikiem w suficie.

d2qrho4

Po błyskawicznej jeździe cichą windą znalazły się w sterylnym pomieszczeniu recepcji, utrzymanym w przygnębiających odcieniach burgunda. Była tu tylko raz, z mamą.

– Chcesz, żebyśmy weszły z tobą? – spytała Hudson, przygryzając wargę w zatroskaniu.

– Nie trzeba. Poczekajcie tutaj – Lizzie wskazała im dwie kanapy stojące w pomieszczeniu.

– Nie zapominaj, że to ona pracuje dla ciebie – poradziła Carina, unosząc palec wskazujący w apodyktycznym geście.

d2qrho4

– Jasne.

Lizzie podeszła do kędzierzawej recepcjonistki. Telefony dzwoniły jak szalone.

– Możesz wejść od razu – powiedziała dziewczyna, wskazując korytarz. – Ostatnie drzwi na lewo. Natasha już na ciebie czeka.

Czyli widziała filmik.

Lizzie odwróciła się i pomaszerowała korytarzem wyłożonym miękką wykładziną, poprawiając zjeżdżającą torbę. „Spokojnie” – powiedziała do siebie w duchu, związując włosy w najlepszy kucyk, na jaki było ją w tym momencie stać. Przecież nie złamała prawa. Natasha była przyzwyczajona do radzenia sobie z oskarżeniami o jazdę pod wpływem alkoholu i z niesmacznymi zdjęciami gwiazd. Na pewno potrafi spojrzeć z dystansem na sprawę Lizzie. Mimo że, jak pamiętała Lizzie, była raczej sztywniarą.

d2qrho4

Z końca korytarza dobiegł ją znajomy głos, mówiący z ciężkim brytyjskim akcentem.

– To nastolatka! – mówił głos. – Przecież wiesz, jak cholernie niemiłe potrafią być. Mówią wszystko, co im ślina na język przyniesie. Jej słowa nic nie znaczą!

Głos dochodził zza ostatnich drzwi na lewo. „Może jednak Natasha nie będzie umiała się zdystansować” – przeszło Lizzie przez myśl.

– Nie, Katia nie ma niczego do powiedzenia na ten temat i nie, w ich domu nie ma żadnych problemów – kontynuował głos. – I mój Boże, naprawdę nie ma większych sensacji? Słyszał pan kiedykolwiek o Darfurze?

Było już za późno, by zawrócić. Lizzie przełknęła ślinę i stanęła w drzwiach gabinetu.

Natasha siedziała za biurkiem tak zawalonym papierami, gazetami i czasopismami, że Lizzie ledwo mogła ją zza nich dostrzec. Była niższa od Cariny, a w swych prążkowanych kostiumach i wykończonej koronkami kamizelce zawsze wyglądała jak przebrana. Dziś miała na sobie typowe dla siebie ozdoby: szeroką, srebrną bransoletę i srebrny zegarek Cartiera. Czoło zakrywała jej wystrzępiona na końcach grzywka, sięgająca prawie linii jej małych, obwiedzionych czarną kredką oczu.

Właśnie tymi oczami przeszyła Lizzie niczym kobra, po czym powiedziała:

– Posłuchaj, kochanie, właśnie mam gościa. Kolejny kryzys, wiesz jak jest. Tak, zjedzmy razem lunch, cudnie. Do usłyszenia.

Wyjęła z ucha słuchawkę bluetootha i wrzuciła ją gdzieś pomiędzy stos gazet a grube, wrześniowe wydanie „Vogue’a”.

– Witaj, Lizzie – wycedziła. – Uderz w cholerny stół, a nożyce się odezwą.

Lizzie usiadła na przezroczystym, plastikowym krześle stojącym naprzeciwko biurka. Zdecydowanie lepiej by było, gdyby tu nie przychodziła.

– Chciałam przeprosić za to, co się stało – zaczęła. – Popełniłam błąd. Jeśli mogę cokolwiek zrobić…

– Czy ty masz w ogóle pojęcie, jak wyglądał mój dzień? – zapytała Natasha oskarżycielskim tonem, który sugerował, że tak naprawdę nie oczekuje odpowiedzi. – Jak myślisz?

– Ee… hmm – wydukała Lizzie.

– Każdego dnia odbieram średnio sto telefonów, no, w porywach sto dziesięć – mówiła wymachując rękami. – Ale dzisiaj odebrałam ich już sto siedemdziesiąt pięć, wszystko to dzięki tobie, Lizzie. A jeszcze nie ma nawet czwartej!

Jak na zawołanie rozdzwonił się jej telefon obsługujący sześć linii naraz. Natasha wzięła głęboki oddech i palcem wskazującym przycisnęła kącik oka, najwyraźniej próbując powstrzymać się przed całkowitym załamaniem.

– Amanda! – wrzasnęła w kierunku korytarza. – Możesz to odebrać?

Potem zdjęła palec z oka i ponownie głęboko nabrała powietrza.

– Miałaś sto siedemdziesiąt pięć telefonów…? – z niedowierzaniem zapytała Lizzie.

– Dzwonili ze „Star”, z „US Weekly”, z „TMZ”, z londyńskiego wydania „Daily Mail”, z Paryża, z Tokio – wyliczała agentka na pomalowanych czarnym lakierem palcach. – Wszyscy pytali mnie, dlaczego córka Katii opowiada takie straszne rzeczy o swojej matce.

– Ale mama powiedziała, że zajmiesz się tym… – odparła Lizzie.

– Jak niby mam się zająć tym cholernym internetem?! – przerwała jej Natasha. – Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, ale posłuchaj mnie uważnie, Lizzie – powiedziała, kładąc dłoń na swojej falującej piersi. – Nie interesuje mnie, jak zachowujesz się w domu, ale nie możesz tak kłapać dziobem w miejscach publicznych. A już na pewno nie do kamery. Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, Lizzie. Coś takiego, jak prywatność, przestało istnieć. Rozumiesz, co mam na myśli? – Natasha potrząsnęła głową, jakby samo pojęcie prywatności było zbyt absurdalne, żeby w ogóle się nad nim zastanawiać. – W dodatku to było na pokazie Fashion Week. Cholera, byłaś tam już tyle razy, że chyba wiesz, jak to wszystko działa. Może gdyby to był twój pierwszy raz, mogłabym jakoś to zrozumieć, ale no do jasnej… – przerwała, bo zatkało ją z oburzenia. – Musisz być mądrzejsza, Lizzie. Musisz myśleć – kontynuowała, nerwowo pukając się po policzku. – Musisz zwracać większą uwagę na to, co mówisz. Żeby nazywać projekty własnej matki
„zdzirowatymi”…mówię serio, Lizzie. Musisz chronić swoją matkę. Wszyscy musimy.

– Otoczyli mnie – powiedziała Lizzie łamiącym się głosem. – Nie wiedziałam, co się dzieje, facet zaczaił się na mnie…

– Musisz zawsze mówić, że wszystko jest w porządku, że czujesz się dobrze, a twoja matka to inspiracja dla każdej kobiety – Natasha zaakcentowała swoje ostatnie słowa. Telefon znowu zadzwonił. – Amanda? – wrzasnęła agentka przez otwarte drzwi.

– Czy moja mama się odzywała? – spytała niepewnie Lizzie.

– Jeszcze nie. Ale na pewno się odezwie. Wywołałaś niezłe poruszenie.

– Mhm – wymamrotała Lizzie.

Natasha zerknęła na monitor komputera.

– Spójrzmy… – powiedziała, czytając z ekranu. – „Post” planuje uczynić z tego wiadomość numer jeden w sekcji rozrywkowej. Dzieje kłótni sławnych matek i córek czy jakoś tak. „Star” chce umieścić ciebie i Katię na przyszłotygodniowej okładce. Och, i oczywiście Tyra Banks chce zaprosić was do swojego programu i urządzić coś w stylu mediacji. Brzydkie córki pięknych mam. Oczywiście odrzucimy to zaproszenie.

Wysoka, dwudziestokilkuletnia dziewczyna w dżinsowych rurkach weszła do gabinetu z miną zbitego psa. Lizzie mogła się tylko domyślać, że była to anielsko cierpliwa Amanda.

– Słucham? – spytała Natasha.

Amanda weszła do biura.

– Znowu dzwoniła ta fotografka zainteresowana dzieciakiem Katii. W sprawie „brzydkiego modelingu” – przekazała, kładąc jakiś karteluszek na biurku. – Nie martw się, spławiłam ją.

Zapadła cisza. Lizzie udawała, że bardzo pochłonęło ją pudełko chusteczek higienicznych stojące na biurku Natashy.

– Amando – powiedziała słodkim głosem agentka. – Chcia­łam przedstawić ci Lizzie Summers, córkę Katii.

Amanda zbladła, jakby zobaczyła ducha.

– Ojej – szepnęła. – Cześć. Przepraszam.

– Możesz odejść – rozkazała Natasha.

Amanda wyszła bez słowa pożegnania. Natasha spojrzała na Lizzie i spróbowała się uśmiechnąć.

– Właśnie miałam ci o tym powiedzieć – zaczęła. – Pewna fotografka zobaczyła cię na filmiku. Mówi, że masz bardzo niecodzienną urodę.

– Chodziło o „brzydki modeling”? – dopytywała się Lizzie. Może w końcu przyszła pora, żeby pogodzić się z rzeczywistością.

– To termin slangowy – odparła Natasha. – Inaczej mówi się, że to modeling prawdziwych ludzi. Chodzi o sprzedaż produktów przy użyciu twarzy niewpasowujących się w tradycyjne kanony piękna. Mówi się o tym coraz więcej w świecie reklamy. Ale jako twoja specjalistka od wizerunku muszę ci tego zabronić – powiedziała, jednocześnie zgniatając w dłoni zwitek przyniesiony przez Amandę. – Chcę, żebyś trzymała się z dala od obiektywów. Im dłużej pozostaniesz w cieniu, tym szybciej cały ten cyrk się zwinie. Poza tym, Lizzie, nie chciałabyś chyba, żeby twoja matka pomyślała, że wykorzystałaś tę sytuację dla własnych korzyści?

Rzuciła zwitek w kierunku kosza stojącego przy biurku. Ponownie odezwał się telefon.

– Och, poczekaj chwilkę – poprosiła, zerknąwszy na ekran. Zamontowała bluetootha. – Halo? – odezwała się zmęczonym głosem. – Cześć. Tak. Tak, wiem, że wygląda to nieciekawie. Ale na Boga, istnieją gorsze określenia niż zdzirowaty – wciąż rozmawiając, obróciła się tyłem do Lizzie.

Dziewczyna spojrzała na kosz na śmieci. Na wykładzinie, parę centymetrów od nogi Lizzie, leżał papierek. Natasha nie trafiła do kosza. Zmięty zwitek aż prosił się o podniesienie. Bardzo chciała go na własne oczy zobaczyć. Brzydki modeling. Może to pomogłoby jej w końcu zaakceptować siebie.

Jednym płynnym ruchem pochyliła się, złapała zwitek i wepchnęła go do przedniej kieszeni swojej szkolnej torby.

d2qrho4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2qrho4