Jak można być wielkim pisarzem, jeśli jest się zwyczajnym małym człowiekiem? – pyta jedna z postaci w nowej książce J.M. Coetzeego Summertime. Ta bezlitosna, autobiograficzna powieść to dalszy ciąg intymnej konwersacji, jaką laureat Nobla prowadzi w swojej twórczości z alter ego.
W którymś momencie w ciągu kilku minionych lat wybitny południowoafrykański pisarz żyjący teraz w Australii dał taką oto lekceważącą ocenę dzieł Johna Maxwella Coetzeego : „Ogólnie rzecz biorąc powiedziałbym, że jego twórczości brakuje ambicji. Nigdy nie odnosi się wrażenia, że pisarz deformuje swoje środki wyrazu, by powiedzieć coś, co nigdy wcześniej nie zostało powiedziane. A właśnie to byłaby oznaka wielkiego pisarstwa. Zbyt chłodno, zbyt zgrabnie, za łatwo. I kompletnie brak namiętności”.
Nawet gdy pisarz osiągnie międzynarodową sławę i zdobędzie największe wyróżnienia – w przypadku Coetzeego jest to Nobel i dwie nagrody Bookera – zła recenzja nie może być łatwa do przełknięcia. Będzie to tym trudniejsze, kiedy skrytykowana zostanie nie tylko książka, ale założenia, na których zbudowało się życie: mianowicie, że możesz, musisz i powinieneś pisać. Jeszcze gorzej, jeśli recenzent, wraz z książkami, podaje w wątpliwość twój charakter.
Brzmi to, jakby miało zaboleć, i być może tak jest, choć ten, kto napisał te słowa, to sam J.M. Coetzee . Nieprzyjemna metarecenzja pochodzi z ust jednej z postaci nowej powieści Summertime, opowiadającej o samym autorze. W książce pełno jest surowych ocen Coetzeego jako pisarza i człowieka.
James Meek
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.