Co dalej z Rosją?
"Komunizm miał szalony plan - zmienić starego człowieka, starotestamentowego Adama. I to się udało. Może ta jedna jedyna rzecz mu się udała.'' - pisze Swietłana Aleksijewicz w swojej najnowszej książce "Czasy secondhand", w której próbuje opisać zjawisko "człowieka sowieckiego" w 20 lat po upadku ZSRR. Reportaż zdobył tegoroczną Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego.
Aby stworzyć nowego człowieka
"Komunizm miał szalony plan - zmienić starego człowieka, starotestamentowego Adama. I to się udało. Może ta jedna jedyna rzecz mu się udała. Przez 70 z górą lat w laboratorium marksizmu-leninizmu wyhodowano odrębny gatunek - homo soveticus. Jedni uważają go za postać tragiczną, inni u nas mówią o nim pogardliwie 'sowek'. Wydaje mi się, że znam tego człowieka, że jest mi bliski, że jestem jego sąsiadką, przeżyłam wiele lat tuż koło niego. Ten człowiek to ja" - pisze Swietłana Aleksijewicz w swojej najnowszej książce "Czasy secondhand" , w której próbuje opisać zjawisko "człowieka sowieckiego" w 20 lat po upadku ZSRR. Reportaż zdobył tegoroczną Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego.
Białoruska pisarka uważana jest za jedną z najciekawszych współczesnych reporterek, a jej nazwisko regularnie pojawia się w kontekście literackiego Nobla. Aleksijewicz ma już na koncie Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego, którą otrzymała w 2011 roku. Wtedy wyróżniona została za książkę "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" , w której spisała wspomnienia żołnierek z Armii Czerwonej. W swoim nowym dziele rozmawiała z Rosjanami o życiu po pieriestrojce.
Pierwsze dzieła, pierwsza krytyka
Swietłana Aleksijewicz urodziła się 31 maja 1948 roku w Stanisławowie, skąd z rodziną przeniosła się na białoruską wieś. W 1972 roku ukończyła studia na Wydziale Dziennikarstwa Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego im. Lenina. Po zakończeniu edukacji pracowała jako wychowawczyni w internacie, dziennikarka i nauczycielka.
Przygodę literacką zaczęła w 1975 roku. Za jej głównego mentora można uznać Alaksandra Adamowicza, uznawanego za twórcę gatunku określanego jako powieść zbiorowa, gdzie narracje prowadzi lud i to on opowiada o sobie samym. Pierwsze publikacje Aleksijewicz ukazały się na łamach czasopisma "Maładosć" i traktowały o walce niemiecko-radzieckiej w czasie II wojny światowej.
W 1983 roku ukończyła swoją pierwszą książkę zatytułowaną "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety". Dzieło wywołało zdecydowaną krytykę ze strony środowisk komunistycznych. Pisarce zarzucano przede wszystkim pacyfizm oraz - co było szczególnie istotne za czasów ZSRR - dyskredytowanie bohaterskiego obrazu kobiety radzieckiej.Książka przeleżała na półce dwa lata i dopiero w czasach Gorbaczowa i pierestrojki pojawiła się w sprzedaży.
Dla dzieci i narodów
W 1985 roku w księgarniach pojawiła się kolejna książka Aleksijewicz, zatytułowana "Ostatni świadkowie" . Pisarka pochyliła się w niej nad losem dzieci, które przeżyły tragedię II wojny światowej. Autorka udzieliła głosu tym, którzy przez lata byli tylko częścią niemego, anonimowego tłumu, tak zwanej ludności cywilnej, w wielkiej historii zawsze mniej ważnej od żołnierzy.
Cztery lata później ukazały się "Ołowiane żołnierzyki" , w których autorka opisała radziecką interwencję w Afganistanie. W znakomitym reportażu Aleksijewicz przedstawiła historię młodego afgańskiego narodu, któremu zabrano demokrację, zanim zdążyła się ugruntować. Książka stanowiła również pewne odniesienie do sytuacji narodów wchodzących w skład ZSRR. "Ołowiane żołnierzyki'' wywołały burzę medialną, rosyjska prasa była pełna negatywnych komentarzy w stosunku do autorki, a proces sądowy dotyczący publikacji został przerwany tylko dzięki naciskom intelektualistów zza granicy.
Śmierć i porzucone domy
W 1993 roku światło dzienne ujrzała książka zatytułowana "Urzeczeni śmiercią", traktująca o samobójstwach, do których dochodziło po rozpadzie ZSRR. Powody targnięcia się na swoje życie przedstawiały zarówno osoby, które zdołano odratować, jak i najbliżsi tych, którzy rzeczywiście się zabili.
Cztery lata później Aleksijewicz skoncentrowała swoją uwagę na tragedii Czarnobyla, czego efektem była książka "Czernobylskaja modlitwa", wydana w Polsce jako "Krzyk Czarnobyla" i "Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości" . Pisarka rozmawiała z ludźmi, dla których 26 kwietnia 1986 roku był właściwie dniem końca ich świata. Na kartkach reportażu przybliżyła czytelnikom losy ponad dwóch milionów Białorusinów, których nie przesiedlono poza strefę skażoną, opowiedziała o dzieciach bez włosów oraz o zwierzętach mieszkających w porzuconych domach i czujących, że wydarzyło się coś bardzo złego...
O polityce
Aleksijewicz zdecydowanie krytykuje także ugrupowania opozycyjne wobec polityki Łukaszenki i zarzuca im oczekiwanie jedynie na pomoc ze strony Zachodu oraz sąsiadów Białorusi: Litwy, Polski i Ukrainy.* Jest przekonana, że to wynik poczucia bezsilności, oraz uważa, że to sami Białorusini powinni bez zagranicznej pomocy rozwiązywać problemy swojego kraju.* Według pisarki, nie ma czegoś takiego jak wspólnota narodów byłego ZSRR. Kraje tworzące Związek Radziecki stopniowo, ale zdecydowanie odchodzą od tożsamości sowieckiej i powracają do swoich korzeni. Jest również przekonana, że przed narodami słowiańskimi rysuje się wspólna i optymistyczna przyszłość.
Na uwagę zasługuje także jej opinia o Starym Kontynencie. Europa, według Aleksijewicz, to część świata, w której za najwyższą wartość uważa się ludzkie życie, w odróżnieniu od Wschodu, gdzie pierwszeństwo mają problemy państwowe.
Demokracja nie jest czymś naturalnym
"Rosjanie boją się mówić otwarcie, są nieufni. Przeraża mnie, gdy w rozmowie z matką poległego rosyjskiego żołnierza słyszę, że ona nie przyzna, że syn zginął w Donbasie. Jeżeli powie coś takiego, to władze nie wypłacą jej odszkodowania, a ona ma jeszcze córkę i chce jej kupić mieszkanie. Ale to jest nie tylko strach. Okazuje się, że dwie dekady temu to elity chciały pieriestrojki, popierały Gorbaczowa. Naród wtedy milczał. A teraz, kiedy Putin rządzi, okazało się, że naród wcale nie wybiera demokratycznej przyszłości, tylko tęskni za sowiecką przeszłością. Naród rosyjski nie zaakceptował pieriestrojki - to dla mnie najbardziej wstrząsające odkrycie ostatnich lat" - mówiła Aleksijewicz na spotkaniu z czytelnikami w Warszawie.
Według pisarki Homo sovieticus nie umarł wraz z upadkiem imperium, za to musiał stawić czoła nowej rzeczywistości, gdy wbrew przewidywaniom Marksa po socjalizmie nastąpił kapitalizm, ojczyznę zastąpił supermarket, a władzę przejęli handlarze i cinkciarze.
''Czerwone imperium odeszło, ale sowiecki człowiek pozostał''
"To, co rosyjskie media mówią o wojnie w Donbasie, jest potwornie zakłamane, woła o pomstę do nieba, ale prawdziwy problem jest nie w mediach, tylko w fakcie, że rosyjski naród chce słuchać tych kłamstw.* Problemem jest nie tyle Putin sam w sobie, tylko fakt, że każdy Rosjanin jest po trosze Putinem. Czerwone imperium odeszło, ale sowiecki człowiek pozostał.* W rosyjskim społeczeństwie mamy do czynienia z ruskim człowiekiem, który od ponad stu lat chowany jest w kulcie wojny. Tu nigdy nie było dostatku, nigdy nie było ważne, aby zwykły człowiek mógł dobrze żyć. O wiele ważniejsze było, żeby kraj był wielki i naszpikowany rakietami. Człowiek sowiecki był przez kilkadziesiąt dekad okłamywany, a potem, po pieriestrojce, systematycznie okradany. Dlatego to bardzo bezwzględny i agresywny typ człowieka" - twierdzi Aleksijewicz.
Materiały do książki zbierała ponad 20 lat. Udało jej się zebrać ponad 60 opowieści, z których wyłania się obraz ogromnego cierpienia, poświęcenia i manipulacji dokonywanych przez dekady na wszystkich społecznościach i narodowościach pod władzą radzieckich komunistów. Nie ma w tym zbiorze opowieści rodzinnej, w której nie pojawiałyby się więzienia i łagry.Aleksijewicz zauważa, jak często w wypowiedziach jej rozmówców pojawiają się słowa "strzelać", "rozstrzelać", "zlikwidować", "wyeliminować", "aresztowanie", "10 lat bez prawa korespondencji".
Ofiary, represje i ludzie wojny
Aleksijewicz zauważa, że przez ostatnie dwie dekady społeczeństwa krajów postsowieckich doświadczyły czegoś, czego nie znały od niemal stulecia - ideałem stało się zwyczajne życie. "Czegoś takiego nigdy w Rosji nie było, nie zna tego nawet rosyjska literatura. Właściwie to jesteśmy ludźmi wojny. Albo braliśmy w niej udział, albo się do niej szykowaliśmy."
Po pierestrojce otwarto radzieckie archiwa i wiedza o zbrodniach i ofiarach komunizmu stała się powszechnie dostępna. Miało to być doświadczenie oczyszczające, dano ludziom długo ukrywaną prawdę. Z opowieści zebranych przez Aleksijewicz wynika, że niewiele to zmieniło. Wiedza o zbrodniach systemu była powszechna i wcześniej, choć rzadko o tym rozmawiano. Po otwarciu archiwów stało się natomiast jasne, że istniała ogromna rzesza ludzi, którzy byli sprawcami sowieckich represji, a potem ich ofiarami lub odwrotnie. Donosicielstwo było powszechne.Bardzo niewielu może z czystym sumieniem powiedzieć o sobie, że nie przyłożyli ręki do zbrodni minionego systemu. Teraz, jak pisze Aleksijewicz, wszyscy przypisują sobie rolę ofiar.
Wraca stare?
Jeden z rozmówców Aleksijewicz, wykładowca uniwersytecki zauważa, że w Rosji o ZSRR myśli się z coraz większym sentymentem: "Połowa młodych ludzi między 19. a 30. rokiem życia uważa Stalina za 'największego polityka. Znowu w modzie jest wszystko, co 'radzieckie'". Na przykład radzieckie kawiarnie o radzieckich nazwach, z radzieckimi daniami w karcie. (...) Odradzają się stare idee: wielkiego imperium, żelaznej ręki, własnej, odrębnej drogi Rosji. Przywrócono hymn radziecki, istnieje Komsomoł, tyle, że nazywa się Nasi; jest i partia władzy, kopiująca partię komunistyczną. Prezydent ma absolutną władzę sekretarza generalnego...".
Trudno jednoznacznie wyrokować, w którą stronę w najbliższych latach skieruje się Rosja. Bez wątpienia jednak książka "Czasy secondhand" pozwala zrozumieć motywy, które determinują działania nie tylko władz tego kraju, ale również samych Rosjan.
Łukasz Szulc / książki.wp.pl
(opracowano m.in. na podstawie depeszy PAP oraz materiałów Wydawnictwa Czarne)