Co będzie z Ukrainą? Polski profesor opublikował prognozę jeszcze zanim wojna zaczęła się na dobre
"Perspektywy zakończenia konfliktu są mizerne. Ale porozumienia mińskie na razie satysfakcjonują Kreml" – pisał w 2021 r. polski badacz wojny w Donbasie profesor Michał Klimecki. Jego analiza pokazuje, jak ogromnie i w ciągu zaledwie kilku dni zmieniło się postrzeganie Rosji i jakim przekształceniom uległa europejska polityka. Oto scenariusz wydarzeń, który wydawał się najbardziej prawdopodobny jeszcze w połowie 2021 roku. Czy się spełni?
Poniższy fragment pochodzi z książki Michała Klimeckiego "Krym, Donieck, Ługańsk 2014-2015".
Mińskie porozumienia z 12 lutego 2015 roku na razie satysfakcjonują Kreml. Uniemożliwiają wojskom ukraińskim podjęcie operacji przywracających integralność terytorialną państwa, zachowują zaś byty Ługańskiej Republiki Ludowej i Donieckiej Republiki Ludowej.
Komplikują sytuację Ukrainy, państwa borykającego się z wewnętrzną rebelią i głęboko skonfliktowanego z Federacją Rosyjską, w środowisku międzynarodowym. Zamykają jej drogę do realizacji aspiracji otrzymania zaproszenia do NATO i rozpoczęcia poważnych negocjacji otwierających ścieżkę do głębszej integracji z Unią Europejską.
Jednocześnie napięcie na prowizorycznej granicy, potyczki, wymiana ognia i działanie grup dywersyjnych (partyzanckich) po ukraińskiej stronie frontu oraz doniesienia o kolejnych poległych wywołują gniew Ukraińców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Uderzyli w Rosjan z zaskoczenia. Nagranie z ataku pod Donieckiem
Mocno brzmią oskarżenia rządu, parlamentarzystów i polityków o nieudolność, egoizm, brak zainteresowania losami państwa, nawet o zdradę, sabotowanie wysiłku wojennego i sympatie prorosyjskie.
Zamieszanie pogłębiają głosy, wprawdzie nieliczne, ale już słyszalne, aby pozbyć się zbuntowanych terenów, zamieszkanych przez poradzieckie relikty, które dosłużyły się potocznego określenia: zombie.
Rosja monitoruje sytuację, wpływając na kierunek jej rozwoju różnymi instrumentami, nie tylko politycznymi i wojskowymi. Dużą rolę dogrywa aktywność w wirtualnej przestrzeni internetowych trolli oraz dziennikarzy ogólnoświatowej wielojęzycznej stacji Russia Today i rządowej agencji informacyjnej Sputnik.
Przekazy udostępniane zachodnim społeczeństwom mają wywołać niechęć do Ukrainy i Ukraińców, w konsekwencji powstrzymać ich polityków, dziennikarzy i intelektualistów od działań na rzecz atakowanego i rozrywanego państwa. Pokazują Ukraińców jako fanatyków i faszystów.
Zaprzeczają ich cywilizacyjnemu dorobkowi, przynależności do europejskiej rodziny. Kreują obraz wręcz ciemnego, zacofanego narodu, chociaż statystyki jednoznacznie wskazują, że Ukraińcy należą do dobrze wykształconych społeczeństw naszego kontynentu.
Rosyjscy propagandziści chętnie posługują się argumentami zaczerpniętymi z historii, odgrzebując dawne tragedie i konstruując zniekształcony obraz przeszłości. W dużej mierze dzięki działalności trolli internetowych sympatia do Ukrainy, wyraźnie widoczna w Europie, także w Polsce, po pomarańczowej rewolucji z przełomu 2004 i 2005 roku i rewolucji godności, wyraźnie opadła.
Zamiast niej widać zmęczenie ukraińską problematyką, obojętność wobec wysiłku Ukraińców broniących swojego państwa i niezależności przed silniejszym sąsiadem.
Kreml czeka. Spodziewa się, że Ukraina nie będzie w stanie bez końca prowadzić kosztownych (od kilku do kilkunastu milionów USD dziennie) i wyczerpujących działań zbrojnych. Ekonomia i zmęczenie społeczeństwa zmuszą Kijów do przyjęcia propozycji rosyjskich. Najważniejsze z nich to uznanie przez Kijów przynależności Krymu do Rosji i zgoda na przekształcenie państwa w federację.
Moskwa nie spodziewa się, że zachodnie rządy i społeczeństwa zwiększą pomoc dla Ukrainy oraz wejdą na kolizyjną drogę z Federacją Rosyjską. Zachodni politycy i analitycy nie osiągnęli zgody, jak zakończyć konflikt Ukrainy z Rosją.
Jednym z pomysłów jest propozycja rozważenia przez Kijów jakiejś formy pozbycia się Donbasu. Jest ona bliska tym ukraińskim politykom i publicystom, którzy uważają go za zsowietyzowany region o przestarzałej gospodarce, przez to nieprzystający do modernizującego się europejskiego państwa.
Jednak opcja pozostawienia społeczeństwu Donbasu prawa do samookreślenia i utrzymania DRL i ŁRL nie musi prowadzić do definitywnego zerwania związków z państwem ukraińskim. W przyszłości będzie mogło zadecydować o powrocie w granice Ukrainy, tak jak to uczyniła Demokratyczna Republika Niemiec, dołączając jesienią 1990 roku do Republiki Federalnej Niemiec.
Nie wiadomo jednak, jak zachowałby się Kreml wobec takiego rozwoju wydarzeń. Być może sankcje ekonomiczne i polityczne, konsekwentnie utrzymywane przez państwa zachodnie, uelastycznią jego stanowisko wobec Donbasu (ale nie wobec Krymu uznanego za integralną część Federacji Rosyjskiej).
Doświadczenia społeczeństwa ukraińskiego z lat 2014–2015 oraz późniejsze odsunęły je od pomysłów zawarcia uprzywilejowanych związków z Federacją Rosyjską, chociażby przez członkostwo w utworzonej w 2014 roku Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. Ale szanse na powrót do bliższych stosunków nie zostały jeszcze zaprzepaszczone.
W 2017 roku ponad jedna trzecia obywateli Ukrainy wciąż pozytywnie odnosiła się do Rosji, a ponad połowa do Rosjan. Wielu Ukraińców jest przekonanych o wspólnej historii obu narodów i pozostaje dumna z osiągnięć cara Piotra I, choć ten pokonał ukraińskiego hetmana Iwana Mazepę.
Michał Klimecki – profesor doktor habilitowany, historyk. Pracownik naukowy Instytutu Nauk o Bezpieczeństwie na Wydziale Nauk o Polityce i Bezpieczeństwie Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Zajmuje się historią Polski i powszechną XX wieku (w tym zwłaszcza dziejami Ukrainy oraz stosunkami polsko-ukraińskimi), a także historią wojskowości. Autor licznych publikacji naukowy i popularnonaukowych. Jego najnowsza książka to "Krym, Donieck, Ługańsk, 2014-2015".
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski