Chora na raka 13-latka "pożyczyła" cudzą powieść. Wydawnictwo przeprasza, autorka chce pieniędzy
Nastoletnia Agata Romaniuk, "autorka" powieści "Yakuza. Bliźniacza krew", duże fragmenty swojej książki przepisała z bloga Joanny Gałeckiej. Plagiatu nie wykryli pracownicy wydawnictwa Bellona. Wiele miesięcy po publikacji, odkryła go dopiero Gałecka. Teraz chce zadośćuczynienia.
Nastoletnia Agata Romaniuk, "autorka" powieści "Yakuza. Bliźniacza krew", duże fragmenty swojej książki przepisała z bloga Joanny Gałeckiej. Plagiatu nie wykryli pracownicy wydawnictwa Bellona. Wiele miesięcy po publikacji, odkryła go dopiero Gałecka. Teraz chce zadośćuczynienia.
Wydana w 2012 roku książka reklamowana była jako błyskotliwy debiut 13-letniej Romaniuk. Fabuła odpowiada o płatnej zabójczyni Namidy, której życie pełne jest "przelanej krwi i nienawiści". Po kolejnej śmiertelnie niebezpiecznej misjimisji bohaterka próbuje namierzyć swojego zleceniodawcę. Ale to wcale nie jest proste.
Jak się okazuje, autorką obszernych fragmentów "Yakuzy" nie jest wcale Romaniuk, a Joanna Gałecka - studentka architektury na Politechnice Warszawskiej. Od 2007 roku prowadziła ona bloga, na którym publikowała opowiadania inspirowane mangą i anime - japońskim komiksem i filmami animowanymi. Szczególnie upatrzyła sobie "Naruto", jeden z najpopularniejszych seriali wszech czasów. Gałecka najpierw wymyślała inne losy dla bohaterów "Naruto", by z czasem stworzyć własne postaci.
Pisany przez 7 lat blog zyskał sobie pewną popularność, a kolejne wpisy Gałeckiej były żywo komentowane przez czytelników. Pierwsze oznaki, że coś jest nie tak pojawiły się w maju 2012 roku. Ktoś próbował podszyć się pod pracownika Onetu i wyłudzić od Gałeckiej hasło do bloga. Oszustwo się nie powiodło. W lipcu 2012 roku Romaniuk zapytała Gałecką wprost, czy nie oddałaby jej adresu swojego bloga."Sama planuję napisać bloga o podobnej tematyce narutowskiej. Sasuke + my other characters = love czy coś w tych klimatach" - pisała w mailu, ale Gałecka odmówiła. Postanowiła jednak poszukać w internecie wiadomości na temat swojej czytelniczki. I odnalazła jej bloga.
"Serce mi zupełnie wyskoczyło z piersi i poturlało się po podłodze, gdy zaczęłam czytać pierwsze akapity notki widniejącej na stronie głównej" - czytamy na blogu Gałeckiej, akrylowe.blogspot.in . "Mój rozdział, słowo w słowo, z przerobionymi czasownikami. (...) W następnych notkach – to samo, cała narracja, opisy, dialogi, poprzycinane i z brunetów zrobieni blondyni, by się nikt – ha ha – nie zorientował".
Gałecka o plagiacie poinformowała właściciela platformy blogowej, co poskutkowało zamknięciem strony. Nim jednak zniknęła ona z sieci, ukazała się jeszcze informacja, że autorka zamierza opublikować swoją twórczość. Blogerka napisała do Romaniuk z pytaniem, czy znajdzie w książce swoje opowiadania. Nie doczekała się odpowiedzi i zapomniała o sprawie.
Egzemplarz "Yakuzy. Bliźniaczej krwi" wpadł w ręce Gałeckiej w lutym 2014 roku. "Jeszcze w autobusie ją przekartkowałam, widząc po samych dialogach, że jest to mój blog, streszczony i zredagowany, aby opisane sytuacje nie pasowały do świata Naruto, a do rzeczywistości wykreowanej przez Czytelniczkę". Na okładce widniało nazwisko Agaty Romaniuk. Nastolatka walczyła wówczas z nowotworem. To właśnie choroba sprawiła, że powieścią w ogóle zainteresowało się wydawnictwo Bellona. "Nie dlatego, że była wybitna. Chcieli ją wydać i spełnić marzenie chorej dziewczyny. A my chcieliśmy, żeby była szczęśliwa" - mówi matka nastolatki w rozmowie z wyborcza.pl.
Po ujawnieniu sprawy wydawnictwo zaprosiło Gałecką na rozmowę. I opublikowało na stronie internetowej oficjalne przeprosiny. Poza biciem się w piersi Bellona zastrzega w tekście, że "nie zawsze istnieje możliwość weryfikacji autentyczności dzieła". A za ewentualny plagiat odpowiada autorka lub, skoro jest nieletnia, jej prawni opiekunowie, którzy podpisali się pod umową.
Gałecka podkreśla, że nie zależy jej na surowej karze dla 15-latki. Oczekuje oficjalnych przeprosinach od wydawcy (które otrzymała), a "od rodziny wpłacenia zysków na Fundusz Promocji Twórczości". "Nie chciałam pieniędzy dla siebie, chciałam by oni ich nie mieli" - tłumaczy. Rodzina dziewczynki odmówiła. Mimo, że, zdaniem Gałeckiej, podczas rozmowy wielokrotnie podkreślano, że zyski z książki były minimalne.
W maju 2014 roku sprawa trafiła więc do Sądu Rejonowego. Ustalił on, że nieletnia rzeczywiście przywłaszczyła sobie tekst, ale jednocześnie wydał postanowienie o umorzeniu sprawy oraz odstąpieniu od obarczenia rodziców kosztami postępowania. "Moja klientka nie miała świadomości, że popełnia przestępstwo. Miała wtedy 13 lat.Pisanie książki było dla niej formą terapii. Przenosząc się do innego świata, zapominała o cierpieniu i bólu" - tłumaczy w wyborcza.pl obrońca Romaniuk.
Co dalej? Gałeckiej takie zamknięcie sprawy nie satysfakcjonuje. Zapowiada, że złoży pozew cywilny, w którym będzie się domagała zwrotu pieniędzy, które rodzina Romaniuków zarobiła na przepisanej książce.