Pod wpływem literatury Aleksandra Sołżenicyna lewicowi działacze na zachodzie Europy zrozumieli czym jest komunizm - powiedział działacz opozycyjny i wydawca Mirosław Chojecki.
- Najpierw jego Jeden dzień Iwana Denisowicza , przyjęty jeszcze z dużą rezerwą, później Oddział chorych na raka, a szczególnie #link|ksiazka|73415|Archipelag GUŁag#> to były te książki, które na Zachodzie spowodowały, że partie komunistyczne zaczęły tracić członków. Sam znam wiele osób, które po przeczytaniu #link|ksiazka|73415|Archipelagu GUŁag#> odwróciły się od Związku Sowieckiego - powiedział Chojecki.
Jak dodał, w Polsce nie miało to takiego znaczenia, bo Polacy zdawali sobie mniej więcej sprawę z tego, co się w ZSRR działo. Jednak dla świata zachodniego było to ujawnienie zupełnie nieznanych faktów.
- O zbrodniach hitlerowskich wiadomo było niemal wszystko, a o zbrodniach sowieckich nie wiemy praktycznie nic. A przecież system komunistyczny pochłonął więcej ofiar, bo trwał dłużej - podkreślił.
W PRL, jak przypomniał, wydawcy literatury podziemnej bardzo dbali o to, aby ukazywały się książki poświęcone Rosji i Rosjanom. Wśród polskich pisarzy najbardziej znanym autorem, poruszającym tę tematykę był Gustaw Herling-Grudziński , a wśród rosyjskich - właśnie Aleksander Sołżenicyn . Według Chojeckiego, obaj pisarze mieli wspólną cechę - opisując rzeczywistość totalitarną potrafili rozróżnić system sowiecki i rosyjskie społeczeństwo. Zdawali sobie sprawę, że zwykli Rosjanie również są ofiarami totalitaryzmu.
Sołżenicyn ponadto, jak mówił Chojecki, był sumieniem Rosjan, który wypominał im bierność w czasach sowieckich i brak zasad w czasach późniejszych.
- Po powrocie do Rosji zajmował się publicystyką. Pisał m.in., że ustrój, który teraz Rosjanami rządzi, to coś w rodzaju hybrydy starej nomenklatury, rekinów finansowych, fałszywych demokratów i KGB. Pisał, że on tego nie może nazwać demokracją i że jeśli ten sojusz w Rosji zwycięży to będzie dzierżył władzę nie przez 70 lat, jak komunizm, ale przez 170 lat - opowiadał Chojecki.