Ministerstwo Kultury przygotowuje projekt ustawy nakazującej wydawcom drukowanie cen na okładkach książek, a dystrybutorom ich przestrzeganie. Polski projekt wzorowany jest na podobnej ustawie francuskiej, zwanej od nazwiska jej twórcy ustawą Langa.
Dziś tylko nieliczni edytorzy drukują ceny na okładkach, choć robią to np. wszyscy najwięksi wydawcy beletrystyki (Prószyński i S-ka, Amber, Rebis, Zysk i S-ka). Skąd niechęć u nas do tego rozwiązania stosowanego w wielu krajach, w tym we wszystkich państwach UE i w Stanach Zjednoczonych?
Powodu należy szukać w bardzo wysokiej inflacji z początku lat 90., wówczas z drukowania cen na okładkach zrezygnowali niemal wszyscy. Dziś warunki gospodarcze są inne, inflacja w 2003 roku ma wynieść ok. 2,2 proc., ten argument zatem odpada. Pojawił się jednak inny problem - silna pozycja hipermarketów, które domagają się od wydawców dużych upustów, by promocyjnie sprzedawać bestsellery.
Przeciwnikiem cen na okładkach jest Andrzej Nagraba, dyrektor handlowy wydawnictwa Wiedza Powszechna. - Obecny system pozwala księgarzom swobodnie regulować wysokość marży. Księgarnie, które mają większe koszty własne, mogą sprzedawać książkę drożej. Przy cenie ujednoliconej albo wydawca musiałby udzielać wyższych rabatów, albo część księgarzy zbankrutowałaby - uważa Nagraba.
- Z konsultacji przeprowadzonych w środowisku wynika, że zdecydowana większość księgarzy opowiada się za ceną drukowaną na okładce - twierdzi natomiast Dorota Malinowska, prezes Polskiej Izby Książki. Izba prawdopodobnie poprze ministerialną inicjatywę ustawodawczą.
- To rozwiązanie jest znakomite z punktu widzenia czytelnika, który wie, że nie przepłaca. Chroni to także małe księgarnie przed konkurencją ze strony wielkich sieci handlowych - mówi Magdalena Ślusarska, dyrektor Departamentu Książki w Ministerstwie Kultury, która nadzoruje konsultacje nad projektem polskiej wersji ustawy Langa.
Ceny drukowane są na okładkach książek we wszystkich krajach Unii Europejskiej.