Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:11

Brzytwa Ockhama

Brzytwa OckhamaŹródło: Inne
d3a3pcz
d3a3pcz

– A więc kolejny trup. – Policjant uniósł znacząco palec. – To bardzo, ale to bardzo podejrzany zbieg okoliczności.
Trzy pary oczu wbiły się w pana Czesława i jego wymodelowaną fryzurę. W tym samym momencie spadło też na niego odium. Zagłada domu Tresków była przesądzona. Jedzenie wewnątrz fryzjera przestało się przesuwać. Utknęło między żołądkiem a kobietami, które – szerokie i rozpostarte – leżały i czekały na niego co wieczór poukładane w stertach obsypanych włosami klientów i zachlapanych wodą brzozową pism pornograficznych, które od ponad dwudziestu lat pieczołowicie gromadził i układał w piwnicy salonu, pośród starych misek, zlewów i zdemobilizowanych mebli fryzjerskich. Nocami Treska, w szlafroku i łapciach, z zawiązanym na szyi jedwabnym szalikiem, schodził do nich, siadając na jednym z wysłużonych foteli, podwijał poły wdzianka, wciskał gołe pośladki w spękany skaj, ślinił paluch i wertował. Smakował kurz ściągany ze stron wilgotnym palcem, czasami zaschnięte krople maści i olejków, a kiedy do języka czy podniebienia przyklejał się włos, długim, spiczastym paznokciem drapał te miejsca i uśmiechał się do pań,
które kartka za kartką witały go i brały między otwarte nogi. On podziwiał ich załomy, bruzdy i fryzury, niekiedy wąchał je, a przez woń farby drukarskiej sączył się w niego zapach ich naoliwionej skóry czy może tylko resztek zaskorupiałego mydła lub pianki do golenia, one zaś, nasycone jego oddechem, wilgotniały, marszczyły się, rozpływały i kleiły do ciał z sąsiednich stron. Czasami, odrywane, odkrywane, pożerały sobie nawzajem głowy, piersi albo pośladki, więc Treska namoczoną brzytwą zeskrobywał je z siebie delikatnie – łuski i nabłonki zmacerowanego papieru – ścierał wacikiem i gorącym wiatrem suszarki rozsiewał po całej piwnicy swojego salonu. Migotały mu wtedy w świetle kiepskiej żarówki niczym muszki i osiadały na zlewach, miskach, starych pędzlach i szczotkach, a niekiedy na nim samym. Wówczas z wprawą zawodowca strząsał je z siebie jak łupież.

Kanibalizm pochłaniał kolejno starsze roczniki, ciała mięły się i marszczyły, skóra traciła kolor i blask i odchodziła łuszczycą, blakły twarze i sutki, wciąż jednak rodziły się nowe pokolenia – córki i wnuczki – a świeże imigrantki przypływały statkami w żelaznych skrzyniach z odległych krajów albo zjeżdżały się tirami z szos Europy Wschodniej i Szczęzna. Ze słownikami, polsko-niemieckim i polsko-holenderskim w ręku Treska śledził losy Celiny Doustny Obłęd, Dójki Nataszy, Izabeli Zawsze na Mokro, Pomidorowej Luizy, Naciąganej Patrycji i Brygidy – późniejszej Największej w Kraju Specjalistki od Stosunków ze Szczególnym Upodleniem. Tej ostatniej przyglądał się zawsze rozczulony, zasnuwając się wspomnieniami z młodości o obłapianiu jej po sobotnich zabawach tanecznych. Brygida chętna i ponętna. W ciepłe letnie wieczory odsłaniała mu się w krzakach, na łące przy szpitalu, pośród porozrzucanych od zawsze drenów i żelbetowych płyt, jesienią i zimą zaś w komórkach, a on szczotkował jej włosy i wcierał w nią
podkradane z zakładu śmierdzące, lepkie maści.
Kiedy pewnego dnia zniknęła bez słowa, w Szczęźnie zaczęto ciąć. Niektórzy cięli tylko siebie, inni innych – nożami albo tłuczonymi butelkami – zawsze po pijanemu, rycząc i tarzając się w spienionej ślinie, łzach, błocie i wściekłości. Po kilku latach ciszy, gdy pokrojone brzuchy, ręce i szyje zrosły się, a niektóre zdążyły się nawet pokryć tatuażami o krwawiących i poprzebijanych sztyletami sercach, Treska odkrył ją dla wszystkich ponownie. Zobaczył Brygidę w Holandii, gdzie w cuchnącym śniedzią, smarami i papierosami klubie, przed kierowcami ciężarówek, polerowała kroczem chromowane rury aż do tłustego połysku.
Widział, jak wiła się w kisielu, upychała w siebie, a potem zjadała rzucane z widowni banany, i gulgotała. Zupełnie nie jak małpa. Zakochał się w niej wtedy po raz drugi, a gdy skończyły mu się pieniądze, wrócił do Szczęzna z zapachem gładzonych rur i wetkniętymi w spodnie pisemkami z Luizą, Marleną i Żanetą.

Oklejone wokół ud, uwierały go, gdy stanął przed celnikiem. Szczęśliwie Ojczyzna miała tego dnia pogodny nastrój, więc odebrała mu tylko Soczystą Luizę, a z resztą pozwoliła wrócić do domu. Od tego czasu schodził wieczorami do piwnicy zakładu, gdzie gromadził i pielęgnował swoją kolekcję, wciąż polując na ukochaną Brygidę. A ukochana rosła przez lata, stawała się coraz większa i przystępniejsza, aż w końcu została Cesarzową i razem z Kurtem Papieżem Biczowania zbudowała między Łabą a Renem, później zaś między Odrą a Renem, swe imperium. Brygida, największa w kraju, a może i w świecie specjalistka. Wraz z Brygidą rosła też kolekcja czasopism Treski. Powiększała się jak jej piersi – najpierw do rozmiarów piłki, potem balonów, aż wreszcie rozdęła się tak, że wypełniała miednice i zlewy. A później zaczęła spływać na podłogę, między stare poniemieckie fotele fryzjerskie a upasione włosami szczotki. Brygida witała codziennie Treskę, na początek podsuwając mu palce nóg z malowanymi na fioletowo albo karminowo
paznokciami, następnie zaś wsysając go w zagięcia stron i – czasami – raniąc drucikami zszywaczy. Brygida na festiwalu ze złotą Statuą Wolności w ręku; Brygida na jachcie, nasmarowana olejkami i odbijająca słońce francuskiego, a może hiszpańskiego wybrzeża; Brygida na wielbłądzie, a czasami pod; Brygida wśród palm i w kanale warsztatu samochodowego, między puszkami smarów i kluczami do opon; Brygida z przodu i z tyłu, naraz i oddzielnie, wśród ośmiornic i węży, ciał splątanych na podłodze pod kaloryferem, zarzucona karłami i garbusami. Brygida Królowa Przemysłu, Brygida Cesarzowa Imperium. Gdy Treska pokazał ją kiedyś Maurycemu, rozłożoną ze wschodu na zachód, z wbitymi między nogi i w biust złotymi drucikami zszywaczy, ten splunął na podłogę salonu i rzekł:
– A to kurew.
– Ależ skąd, to prawdziwa artystka, ona jedna – żachnął się fryzjer. – Największa artystka od nas i jaki sukces. Cały świat ją może podziwiać.
– Jaka tam artystka. Kurew jeden i tyle – odparł Maurycy i zaczął oglądać pismo, obracając je w każdą stronę i starając się zgadnąć, gdzie góra, a gdzie dół.
– Co ty! Zobacz, zwykła kurwa tak nie umie. Czy ona jest podobna do Wieśki? Jest podobna? Ma miliony, cały świat u stóp, w Holiłudzie się pokazuje. Rekordy świata w trzech kategoriach pobiła. W ogóle nie jest jak Wieśka albo Cześka. – Fryzjer denerwował się coraz bardziej. – I wszędzie mówi, że ona od nas, że ze Szczęzna dumna jest. Czy ona stoi na ulicy albo w parku koło dworca? No, nie stoi. To artystka.

d3a3pcz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3a3pcz

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj