Publicysta Grzegorz Braun ma publicznie przeprosić językoznawcę prof. Jana Miodka za zarzucenie mu współpracy z SB - uznał wrocławski sąd. Braun przepraszać nie zamierza i zapowiada apelację.
Miodek pozwał Brauna w związku z wypowiedzią publicysty na antenie Radia Wrocław 20 kwietnia 2007 r. Dziennikarz zarzucił w niej Miodkowi współpracę z tajnymi służbami, kwestionując jednocześnie jego legitymację do wypowiadania się przeciw lustracji pracowników szkół wyższych.
Profesor domagał się publicznych przeprosin oraz wpłaty przez pozwanego 50 tys. zł na cel społeczny. Wrocławski Sąd Okręgowy zdecydował, że Braun w mediach ogólnopolskich i lokalnych zamieścić ma oświadczenie o treści: „Przepraszam prof. Jana Miodka za podanie w dniu 20 kwietnia 2007 r. we Wrocławiu nieprawdziwych informacji, że był on informatorem policji politycznej PRL”. Braun wpłacić ma też 20 tys. zł na konto fundacji Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową.
Uzasadniając wyrok sędzia Sławomir Urbaniak powiedział, że w ocenie sądu naruszenie dóbr Miodka nie może budzić wątpliwości.
- W kolejnych swoich wypowiedziach pozwany stwierdził wprost, że powód był konfidentem. (...) Nie może być wątpliwości, że pozwanemu chodziło o wskazanie, że powód był tajnym współpracownikiem SB - mówił Urbaniak dodając, że oskarżenie o współpracę z służbami bezpieczeństwa PRL wywołuje jednoznacznie bardzo silną reakcję negatywną w społeczeństwie.
Natomiast z zapisów tych wynika, że wśród materiałów dotyczących TW Jam, przekazanych do archiwum, znajdowała się tzw. teczka personalna i teczka pracy.
- Aktualnie nie znajdują się one w zasobach IPN, a przynajmniej nic na ten temat sądowi nie wiadomo. (...) Poza tymi dokumentami żadne inne w postępowaniu nie zostały ujawnione. Również żaden ze świadków, szczególnie dwaj b. oficerowie SB, nie potwierdzili współpracy powoda z SB - uzasadniał sędzia.
Urbaniak powiedział też, że nawet gdyby przyjąć, że wpisy, które tam mamy są zgodne z prawdą, potwierdzają one jedynie fakt zarejestrowania powoda przez SB, nie potwierdzają natomiast faktu współpracy z SB. Także zeznania samego Miodka , w ocenie sądu, nie potwierdzają, że podjął świadomą współpracę, i że miał wolę tej współpracy.
Sąd nie zgodził się z twierdzeniem Brauna, że działał on w ochronie uzasadnionego interesu społecznego. * * Jan Miodek , który od początku nie komentował procesu, nie chciał też komentować wyroku.Natomiast jego pełnomocnik mec. Henryk Rossa podkreślił, że Braun nie wykazał, aby Miodek był współpracownikiem policji politycznej PRL.
- Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że to, iż ktoś został umieszczony na liście współpracowników, o niczym nie świadczy. To było poza wiedzą, poza jakimkolwiek oglądem mojego klienta - mówił Rossa.
Tymczasem Braun po ogłoszeniu wyroku chętnie rozmawiał z dziennikarzami i powtórzył, że Miodek był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie Jam. Skończył tę służbę - jak mówił Braun - bo skończyła się SB, a akta powędrowały do archiwum, po czym z tego archiwum zostały wyprowadzone i ślad po nich zaginął. Braun ujawnił, że w ostatnich dniach zapoznał się z dokumentem, który zaświadcza, że funkcjonariusz SB, jeden z tych, którzy byli przesłuchiwani w sprawie, wszedł w posiadanie tych dokumentów w grudniu 1989 r.
Publicysta dodał, że nie wie co się z dokumentami dalej stało, dlatego zawiadomił prokuraturę i ma nadzieję, że ta wydobędzie te informacje od b. funkcjonariusza SB. Braun zawiadomił też prokuraturę o podejrzeniu składaniu fałszywych zeznań przez b. funkcjonariusza SB.
Braun zapowiedział apelację oraz podkreślił, że nie zamierza nikogo przepraszać.
- Byłoby rzeczą niesłychaną, gdybym miał kogokolwiek przepraszać za to, że powiedziałem prawdę, za to że poinformowałem opinię publiczną o tym, że poucza ją w sprawie lustracji były tajny współpracownik SB - dodał Braun.
Po publikacji Brauna na Uniwersytecie Wrocławskim powołano Komisję Historyczną, która zajęła się zbadaniem akt Miodka, znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej. W komunikacie z maja 2007 r. komisja opisała dokumenty IPN, stwierdzając, że mają one charakter wewnętrzny i wytworzone zostały bez wiedzy zainteresowanego, a zgromadzony materiał nie pozwala na wyciąganie jednoznacznych wniosków.
Tymczasem dyrektor wrocławskiego oddziału IPN prof. Włodzimierz Suleja powiedział, że niedawno odkryta została lista ewidencyjna dokumentów, o udostępnienie których występowali w latach 1989-1990 funkcjonariusze SB. Jedna z pozycji na tej liście jest zgodna z sygnaturą akt związanych z TW Jam.
Jednak, jak podkreślił Suleja, jest to jedynie informacja o tym, że funkcjonariusz wystąpił o dokumenty i je otrzymał.
- Co dalej się z nimi stało i co zawierały, tego nie wiemy, bo ta lista to jedynie dokument ewidencyjny - mówił Suleja. Profesor dodał, że funkcjonariuszem, który zgodnie z ewidencją wystąpił o dokumenty był jeden z b. esbeków, przesłuchiwanych przed sądem w procesie Miodka przeciw Braunowi.