Trwa ładowanie...
fragment
10-09-2015 16:10

Bogowie 2. Oddech bogów

Bogowie 2. Oddech bogówŹródło: Inne
d34j7jz
d34j7jz

Miasto Olimpia, stolica wyspy Aeden, świeci w ciemnościach chłodnej nocy. Kilka świerszczy wygrywa swoje pieśni w niekończącym się lecie. Świetliki tańczą w poświacie trzech księżyców. Zapach mchu daje znać, że rośliny wzywają poranną rosę.
Wróciwszy do mojej willi, nadal jestem pod urokiem muzy Talii. Tworzyć, mając u boku kobietę, która jest natchnieniem, to nowe, pasjonujące doświadczenie.
Wchodzę do wanny, by odpocząć. Myję ciało i umysł, usuwając wszystkie zewnętrzne nieczystości. Tyle wstrząsających wydarzeń spotyka mnie na tej wyspie, że muszę je regularnie z siebie zmywać, by móc o nich zapomnieć. Bałem się centaurów, syren, Lewiatana, gryfów, wielkiego oka, które wynurzyło się z niebytu. A tu proszę, urok młodej artystki okazał się jeszcze bardziej niebezpieczny.
Wycieram się, nakładam wreszcie czystą togę i wyciągnięty na kanapie oddaję się jednej z moich ulubionych czynności: obserwowaniu w telewizji losów moich byłych klientów z czasów, gdy byłem aniołem.
Na pierwszym programie Eun Bi, mała Koreanka, która mieszka w Japonii, ma już 14 lat. Chodzi do szkoły, w której uczą sztuki tworzenia manga – ujednoliconych japońskich komiksów. Istnieją dokładne standardy określające twarze, ruchy, działanie. Muszą być duże, okrągłe oczy, okropne potwory, delikatny erotyzm (ale bez pokazywania zarostu). Nauczyciele cenią Eun Bi za jej zdolności w zakresie doboru kolorów i wyrafinowanych dekoracji. To prawda, dziewczyna nadal łatwo ulega smutkowi, jednak wtedy, gdy rysuje, czuje się wolna, a nawet udaje jej się zaznać chwil całkowitego relaksu.
Na drugim programie mieszkający na Wybrzeżu Kości Słoniowej Kouassi Kouassi uczy się grać na tam-tamie. Ojciec uczy go dostosować uderzenia w bęben do bicia serca. Podczas jednej z lekcji chłopiec stwierdza, że za pomocą tam-tamu może prowadzić z ojcem dialog. Wtedy odkrywa, że jego instrument to nie tylko zwykły bęben, lecz prawdziwy sposób na porozumiewanie się bez słów. Uderza, uderza wewnętrzną stroną dłoni i coraz bardziej czuje związek ze swoim ojcem. A jednocześnie ze swoim plemieniem i przodkami.

Na trzecim programie Kreteńczyk Theotime uprawia sport. Jego klatka piersiowa robi wrażenie na przechodzących młodych turystkach. Z powodzeniem uprawia żeglarstwo, siatkówkę, a od niedawna trenuje boks.
A więc u moich ludzi nic oryginalnego. Same banały. Tak bardzo przyzwyczaiłem się być świadkiem dramatów oglądanych w telewizji, że zapomniałem, iż przez większość czasu w życiu nie dzieje się nic szczególnego. Przecież nie można nieustannie przeżywać kryzysu. Obecnie moi młodzi klienci pozwalają, aby czas płynął spokojnie i realizowało się ich przeznaczenie.
Ktoś puka do drzwi. Opasuję biodra ręcznikiem i idę otworzyć. Przede mną stoi wysoka postać z długimi włosami. Najpierw rozpoznaję jej zapach. Czyżby miała przeczucie, że zaczyna zajmować coraz mniej miejsca w moim umyśle? I wróciła. Na jej ramieniu spoczywa księżyc.
– Przeszkadzam? – pyta.
– Af-ro-dy-ta. Bogini miłości. Absolutna doskonałość i uwodzicielskość w jednej osobie. Znowu czuję się jak dziecko. Spuszczam wzrok, ponieważ jej piękno działa na mnie jak uderzenie. Zapomniałem już, że jest aż tak wspaniała.
Wciągam tunikę i zapraszam boginię do środka. Siada na kanapie. Mój wzrok stopniowo wędruje w jej stronę i oswaja się z jej blaskiem. Czuję się, jakbym przyzwyczajał oczy do patrzenia na słońce bez ciemnych okularów. Jej obecność przepełnia moje zmysły. W moim wnętrzu buzują hormony. Widzę jej sandały, których złote tasiemki opasują łydki aż do kolan. Jej palce u stóp pomalowane w czerwone łezki. Kiedy prostuje nogi, unosząc czerwoną togę, moim oczom ukazują się jej uda. Widzę jej bursztynową skórę i złote włosy, spływające kaskadą po czerwonej tkaninie. Mruga powiekami, jakby bawiły ją moje uczucia.
– Wszystko w porządku, Michael?
Moje oczy delektują się widokiem czystej estetyki. Gdyby Botticelli wiedział; jak wygląda naprawdę, spróbowałby ją namalować…
– Mam dla ciebie prezent.
Wyjmuje z kieszeni togi papierowe pudełko z dziurkami. W środku coś oddycha. Spodziewam się, że za chwilę wyjmie stamtąd pieska albo kotka. Ale to, co mi pokazuje, jest o wiele bardziej zadziwiające.

To dwudziestocentymetrowe, bijące serce z małymi ludzkimi stopami. Sądzę, że to rzeźba, ale kiedy go dotykam, drży. Jest ciepłe.
– Ożywiony automat? – pytam.
Afrodyta głaszcze serce po stopach.
– Ofiarowuję je tylko tym, których naprawdę kocham.
Cofam się.
– Żywe serce! Ależ to… straszne!
– To personifikacja miłości… Nie podoba ci się? – pyta zdziwiona.
Odnoszę wrażenie, że serce zauważyło, że coś jest nie tak, bo aż się całe skurczyło.
– To znaczy, chciałem powiedzieć….
Afrodyta bierze ponownie serce i zaczyna je głaskać, jakby było kociakiem, którego trzeba uspokoić.
– Serca lubią być ofiarowane. Jeśli nawet ta chimera nie ma oczu, uszu lub mózgu, to posiada swoją małą świadomość. Świadomość… serca. I chce zostać przyjęte.
Mówiąc to, zbliża się powoli w moją stronę. Nie poruszam się.
– Wszystkie istoty chcą być kochane. Nic innego się nie liczy.
Bogini miłości podchodzi i przytula się mocno do mojej piersi. Czuję, jak delikatna jest jej skóra. Tak bardzo chciałbym ją pocałować. Lecz ona kładzie wskazujący palec między naszymi ustami.
– Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszym mężczyzną – oznajmia.

d34j7jz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d34j7jz