Zaraz, zaraz, myślę sobie, niech mi przynajmniej tego stanu wojennego nie wypominają, przecież było mi pewnie całkiem dobrze w zatoce wód płodowych, z której musieli mnie akurat wyciągnąć piętnaście minut po rozpoczęciu godziny milicyjnej i pierwszy głos tego świata, oprócz mojego płaczu, był dla mnie głosem dobiegającym ze znajdującego się na sali radioodbiornika, był generalskim głosem Wojciecha Jaruzelskiego, który przypominał o zakazie opuszczania domostw po godzinie dwudziestej drugiej (czy też nie przez to przez wszystkie dziecięce lata bałem się wychodzić z domu nocą? Czy nie przez to czuję nieufność do facetów w okularach i wszelkich działaczy, w tym tych z samorządu studenckiego?).