"Bieda oznacza bycie nieustannie okradanym". Przekonał się na własnej skórze, co to znaczy harować
- Miałem z Polakami sporo kontaktów, kiedy dekadę wcześniej pracowałem w fabryce. Te dziesięć lat sprawiło, że weszli na wyższy poziom hierarchii na rynku pracy - mówi James Bloodworth, autor książki "Zatyrani".
Maciej Kowalski: Co sprawiło, że postanowiłeś zajrzeć głęboko pod podszewkę brytyjskiego rynku pracy?
James Bloodworth: Zdecydowałem się napisać o tym książkę przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze koniec 2015 roku był swego rodzaju cezurą: brytyjska ekonomia zaczęła wreszcie wychodzić z kryzysu wywołanego przez globalny krach finansowy z 2008 roku. Ówczesny rząd budował wizję wielkiego sukcesu, twierdząc np., że udało się osiągnąć rekordowo niski poziom bezrobocia. Ale wystarczyło wyjrzeć chociaż trochę poza oficjalne komunikaty, żeby się przekonać, że nowe miejsca pracy oparte były na bardzo kiepsko płatnych umowach śmieciowych. Chciałem więc pokazać prawdę o tym, co się w tym momencie działo w brytyjskiej gospodarce.
A drugi powód?
Nie ukrywam, że byłem bardzo zainspirowany pisarstwem takich autorów jak: George Orwell, Jack London i Charles Dickens. Wszyscy poświęcili mnóstwo uwagi biednym. Wiedziałem, że to bardzo ważny temat. Urzekł mnie też dokumentalny styl pisania, widoczny zwłaszcza u Orwella i Dickensa. Dlatego swoją książkę też próbowałem napisać w podobny sposób.
Zobacz: Minister o wyzysku Ukraińców: "Czasami są problemy, jak z polskimi pracownikami"
Co było dla ciebie najtrudniejsze podczas pisania? Jaka była najbardziej dramatyczna sytuacja, z jaką się spotkałeś?
Najcięższym doświadczeniem związanym ze zbieraniem materiału było to, że musiałem się na pół roku wyprowadzić z domu. Ale to nie było jedyne trudne wyzwanie. Praca w Amazonie była niezwykle wyczerpująca fizycznie.
Co cię tak bardzo wykańczało?
Chodzenie. Po prostu. Kiedy tam pracowałem, cały czas miałem odciski i otarcia. Przygotowując paczki w magazynie musiałem pokonywać ogromne dystanse. Dziennie zdarzało mi się przejść nawet ponad 20 km. Z kolei praca w charakterze opiekuna socjalnego była ogromnym wyzwaniem fizycznym i emocjonalnym. To było jedno z najcięższych zajęć, jakie wykonywałem w życiu. Na dodatek było bardzo kiepsko płatne, a pracodawcy fatalnie traktowali mnie i innych pracowników.
Na czym polegało to złe traktowanie?
Jedna z osób, z którymi pracowałem w Amazonie, powiedziała mi, że mam opinię "najbardziej znienawidzonej osoby w firmie". Nie powiem - na jakimś poziomie mi to nawet schlebiało. Kiedy ukazała się moja książka, przedstawiciele Amazona za wszelką cenę próbowali ją zdyskredytować. Wydawali oświadczenia, w których pisali, że przesadzam, a tekst powstał tylko w celu zarobienia wielkich pieniędzy. To oczywiście były kompletne bzdury.
Siłą rzeczy miałeś dużo kontaktów z ubogimi ludźmi. Co jest dziś najtrudniejsze w byciu biednym?
Mam wrażenie, że najgorsza jest pogarda, z jaką każdą biedną osobę traktują ludzie, którzy mają choć trochę władzy. Dotyka to w jeszcze większym stopniu pracowników z innych krajów. Urzędnicy w agencjach pracy traktują takich ludzi jak śmieci. A wszystko zaczyna się od wypłacania im upokarzająco małych pensji.
Innym wielkim problemem, kiedy się jest biednym, jest ciągły brak czasu. Kiedy nie ma się pieniędzy, trzeba się poruszać autobusami, a to w Anglii oznacza czekanie godzinami na przystankach. Kolejna sprawa to załatwianie spraw w urzędach: trzeba przemieszczać się między nimi, czekać w kolejkach itd. Bieda oznacza bycie nieustannie okradaną albo okradanym z czasu.
Co sprawia, że ludzie decydują się na pracę na nieludzkich warunkach?
Większość osób, które spotykałem, kiedy pracowałem na najniżej płatnych stanowiskach, to ekonomiczni imigranci z Rumunii i Bułgarii. Sytuacja gospodarcza w ich krajach jest niewspółmiernie gorsza niż w Wielkiej Brytanii, więc przyjazd na Wyspy jest dla nich bardzo atrakcyjny pod względem finansowym, nawet jeśli zarabiają o wiele mniej niż Brytyjki czy Brytyjczycy.
Tak samo było zresztą przecież w przypadku Polski w momencie otwarcia brytyjskiego rynku pracy w 2004 roku: do Anglii ruszyła ogromna fala Polaków. Tacy ludzie są o wiele bardziej podatni na wykorzystywanie przez brytyjskich pracodawców: nie znają za dobrze przepisów brytyjskiego prawa pracy, a poza tym są o wiele bardziej zdesperowani niż Anglicy.
Skoro wspomniałeś o Polakach - spotykałeś ich podczas swoich badań? Jak wygląda ich sytuacja na tle innych narodowości czy grup etnicznych?
Nie spotkałem zbyt wielu Polaków, kiedy pracowałem nad książką w 2016 roku, wtedy większość najgorzej płatnych prac wykonywali obywatele i obywatelki krajów, które przyłączyły się do europejskiego rynku pracy w 2014 roku, czyli właśnie Rumunii i Bułgarii.
Ale miałem z Polakami sporo kontaktów, kiedy dekadę wcześniej pracowałem w fabryce. Te dziesięć lat sprawiło, że Polacy weszli na wyższy poziom hierarchii na rynku pracy. Zajęli miejsce uboższych Brytyjczyków i mogli już pozwolić sobie na odmawianie wykonywania kiepsko płatnych zajęć. Na najniższym szczeblu zastąpili ich obywatele innych krajów.
Jak to jest możliwe, że te wszystkie przypadki naruszeń prawa pracy i ludzkiej godności, o których piszesz, mają miejsce w zachodnim, rozwiniętym, bogatym i progresywnym kraju?
Amazon ma bardzo sprawną machinę PR-ową, której udało się zbudować tak dobrą opinię o firmie, że mało kto wierzy w to, co piszę o niej ja i inne osoby, zajmujące się fatalnymi warunkami pracy. Co więcej: bardzo wiele osób po prostu korzysta z usług Amazona, a to zawsze sprawia, że ma się skłonność do przymykania oka na nieprawidłowości, które dzieją się w tej firmie.
W ich własnym interesie jako klientów tego koncernu leży przecież przekonanie, że historie na jego temat są rozdmuchiwane przez media. Wydaje mi się, że można też w tym dostrzec pewien element ksenofobii - ponieważ sprawa dotyczy osób z innych krajów, Angielki i Anglicy nie przejmują się nią za bardzo.
Czy widzisz jakieś sposoby na to, żeby poprawić tę sytuację? Czy raczej dzisiejsze trendy makroekonomiczne sprawią, że będzie coraz gorsza?
Istnieją przecież przepisy, które powinny bronić pracowniczki i pracowników, problem w tym, że rzadko są one ściśle przestrzegane. Bardzo chciałbym, żeby przyszły labourzystowski rząd wprowadził przepisy ułatwiające związkom zawodowym działanie w takich firmach jak Amazon. Dziś jest to bardzo trudne.
Dzięki temu załoga mogłaby się organizować i walczyć z nadużyciami, nie czekając na interwencje ze strony władzy. Ale z drugiej strony chciałbym też, żeby konsumentki i konsumenci bardziej świadomie dokonywali zakupów w internecie. Kiedy będą się decydowali na dalsze korzystanie z usług Amazona, powinni się chociaż postarać, żeby poprawić sytuację osób pracujących w tej firmie i wywoływać w tej sprawie presję na szefostwie tego koncernu.
James Bloodworth to brytyjski dziennikarz. Przez wiele lat był redaktorem wpływowego lewicowego portalu Left Foot Forward. Dziś publikuje na łamach m.in.: "Wall Street Journal", "Guardiana" i "Independent". Jego najnowsza książka, "Zatyrani. Reportaż o najgorzej płatnych pracach", ukaże się w Polsce w styczniu nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.