Ciało drżące w chwili śmierci; ciało drżące w chwili seksualnego uniesienia – jakże to nas fascynuje... Filozof Roger Scruton zastanawia się, dlaczego współczesny człowiek nie cieszy się już urodą świata.
Spytany o cel poezji, sztuki i muzyki, każdy wykształcony człowiek żyjący między rokiem 1750 a 1930 udzieliłby tej samej odpowiedzi: „piękno”. A gdybyśmy spytali o sens, usłyszelibyśmy, że piękno stanowi wartość tak samo istotną jak prawda i dobro i jest im pokrewne. Filozofowie oświecenia postrzegali piękno jako sposób nadawania trwałym wartościom moralnym i duchowym postaci odbieranej przez zmysły. Żaden malarz, muzyk ani literat epoki romantyzmu nie zaprzeczyłby, że piękno jest naczelnym celem sztuki. Z czasem jednak piękno utraciło swój status. Sztuka w coraz większym stopniu starała się naruszać, obalać lub przekraczać normy moralne, a zamiast piękna hołdy zbierała oryginalność. Na piękno zaczęto patrzeć krytycznie jako na coś bliskiego kiczowi.
*Kicz awangardy * W eseju Awangarda i kicz, opublikowanym w „Partisan Review” w 1939 roku, amerykański krytyk Clement Greenberg przeciwstawił awangardę tamtej epoki malarstwu figuratywnemu. W oczach Greenberga awangarda przedkładała szok i prowokację nad funkcję kojącą i dekoracyjną i dlatego zasługiwała na nasz podziw. Podkreślanie wagi ekspresji było spuścizną po romantyzmie; teraz jednak doszło do tego przekonanie, że artysta znajduje się poza społeczeństwem burżuazyjnym, w opozycji do niego, a zatem autoekspresja artystyczna jest także przekraczaniem powszechnie obowiązujących norm moralnych.
Postawę tę wyraźnie przejęła sztuka austriacka i niemiecka okresu międzywojnia – weźmy dla przykładu obrazy i szkice Georga Grosza, operę Alana Berga „Lulu” oraz powieści Henryka Manna . Kult przekraczania granic jest naczelnym tematem powojennej literatury francuskiej – od utworów Georges'a Bataille'a , Jeana Geneta i Jeana-Paula Sartre'a po posępną pustkę nouveau roman.
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.