Bez twarzy – recenzja komiksu wydawnictwa Egmont
Przed lekturą "Bez twarzy" można było założyć w ciemno, że Kas nie zawiedzie. Szkoda więc, że Pierre Dubois poszedł na tak ordynarne skróty.
"Bez twarzy" to kolejny komiks mieszkającego w Belgii Zbigniewa "Kasa" Kasprzaka wydany nakładem wydawnictwa Le Lombard.
Akcja rozgrywa się w XVII w. podczas wojny trzydziestoletniej gdzieś w Europie Środkowej. Banda najemników ukrywających twarze za upiornymi maskami trafia do zapomnianej przez ludzi i Boga doliny zamieszkałej przez odciętych od świata rolników. Swoją obecnością burzą spokój mieszkańców i oczywiście sprowadzają na nich kłopoty.
Rysunki Kasa kojarzycie na pewno z "Halloween Blues" czy "Yansa". Śmiało więc można było założyć, że i w tym przypadku Polak nie zejdzie poniżej pewnego poziomu.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
I tak istotnie jest, bo "Bez twarzy" do strony graficznej prezentuje się wyśmienicie. Jego malarski, realistyczny i pełen rozmachu styl pięknie oddaje realia epoki, sprawdzając się zarówno w nieco przegadanych scenach dialogów, jak i batalistycznych potyczek. Rzecz jasna swoje robi tu też kolor upodabniający rysunki Zbigniewa Kasprzaka do kapiących detalami fresków.
Oczywiście jest to kreska bardzo konserwatywna, ale czego innego spodziewać się po frankońskim komiksie historycznym? W tym wypadku Polak wyszedł, nomen omen, z twarzą. Czego nie można powiedzieć o autorze scenariusza Pierze Dubois.
Historia przedstawiona przez Francuza rozczarowuje. To prościutka i mocno schematyczna opowieść, w której klisza goni kliszę, a bohaterowie to postacie wycięte z papieru. Nie zrozumcie mnie źle – lektura "Bez twarzy" nie jest katorgą, ale też niczym specjalnym. A jeśli w jej trakcie pojawia się frustracja, to tylko spowodowana koncertowym zmarnowaniem potencjału przez Duboisa. Na szczęście pozostają jeszcze rysunki. I to tylko dla nich warto sięgnąć po "Bez twarzy".