Trwa ładowanie...
oprac. Kamila Gulbicka
11-09-2018 11:08

Ben Kane: "Bardzo chciałbym wrócić do Polski". Jego książki sprzedają się w milionach egzemplarzy

Ben Kane to irlandzki pisarz, autor beletrystycznych powieści historycznych których akcja osadzona jest w starożytnym Rzymie. Mimo młodego wieku wydał już sześć książek, a każda z nich stała się bestsellerem. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak prezentujemy fragment jego najnowszej powieści.

Ben Kane: "Bardzo chciałbym wrócić do Polski". Jego książki sprzedają się w milionach egzemplarzyŹródło: Materiały prasowe
d241hfg
d241hfg

Równina w pobliżu Kann zmieniła się w przesiąknięte krwią pola śmierci, arenę jednej z najkrwawszych bitew w historii wojen. Kto odniesie ostateczne zwycięstwo? Czy będzie to Hannibal, prowadzący doświadczone zastępy wojowników, weteranów licznych kampanii, czy wspaniałe legiony Cesarstwa Rzymskiego.

Hannibal pragnie rzucić Rzym na kolana. Jednym z dowódców jego doborowych oddziałów jest młody oficer, Kartagińczyk o imieniu Hanno.

Tak jak jego wódz Hanno pała nienawiścią do Rzymu. Jeszcze nigdy w historii wieloletniego konfliktu Kartagina nie była tak blisko pokonania odwiecznego wroga.
Tymczasem rzymscy dowódcy mistrzowsko realizują strategię uników, obliczoną na wyczerpanie przeciwnika.

Czas uchylania się od walki dobiega jednak końca i wreszcie dwie ogromne armie gotowe są stanąć do rozstrzygającej bitwy w palących promieniach słońca na równinie pod Kannami – na polach krwi.

FRAGMENT KSIĄŻKI W TŁUMACZENIU ARKADIUSZA ROMANKA

Nie będzie już też żadnego szaleńczego pieszego ataku na kartagińską linię, żadnej wymiany ciosów za pomocą włóczni z harcownikami z nieprzyjacielskiej formacji i możliwości wycofania się za własne linie, gdzie można poczuć się w miarę bezpiecznie. Teraz będzie maszerował ściśnięty w gęstej formacji z tysiącami swoich towarzyszy, kierując się prosto na ludzi Hannibala. I to się stanie dziś rano. Paręset kroków przed nimi nieprzyjacielska armia formowała szyk. Kwintus słyszał już wcześniej galijskie aerofony. Parr-parr-parr. Zzzeyrrp. Parr-parr-parr. Zzzeyrrp. Booooooooo. Zdecydowanie nie podobało mu się to, że słyszy je ponownie. Tak jak nad Jeziorem Trazymeńskim, ten dźwięk był obietnicą rozlewu krwi, pełnego przemocy, krwawego starcia. I tym razem nie będzie ucieczki, żadnej możliwości wycofania się do bezpiecznego obozu. Ta największa z dotychczasowych bitew miała się rozpocząć na zamkniętym terenie, między wzgórzami i rzeką. Ta strona, która złamie przeciwnika jako pierwsza, wygra bitwę. Nie miał co do tego wątpliwości. Walka będzie ciężka aż do końca. Polegnie mnóstwo ludzi po obu stronach. Brama prowadząca do podziemi już została otwarta w oczekiwaniu na pierwszych gości.

d241hfg

Kwintus z trudem przełknął ślinę, starając się zignorować chęć opróżnienia pęcherza. Jak to możliwe, że znów jest pełny? – pomyślał. Zanim wymaszerowali z obozu, pozbył się ostatniej kropli moczu. Chwilę później, zaskoczony, ale i uspokojony, patrzył, jak Urceusz opiera swoją tarczę o biodro, aby móc uwolnić się od bielizny. Szybko wykonał taki sam manewr. Nie czekali za długo, by zobaczyć, że kolejni towarzysze zaczęli ich naśladować.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

– Nie sikaj na moje nogi! – wykrzyknął któryś legionista z czołowego szeregu. Fala nerwowego, lecz wyzwalającego śmiechu przelała się przez manipuł. Nie tylko ja jestem przerażony – ta myśl działała dziwnie uspokajająco na Kwintusa. Macerio też nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, co go niezmiernie ucieszyło. Parr-parr-parr. Zzzeyrrp. Parr-parr-parr. Zzzeyrrp. Booooooooo. Nawet z tak dużej odległości nieziemski dźwięk galijskich rogów mógł konkurować z rzymskimi trąbami i okrzykami oficerów.

– Pieprzone dzikusy! To ryki godowe Galów! Czy ktoś widział w pobliżu jakieś parszywie skundlone galijskie kobiety, chłopcy? – Coraks zorientował się, że jego ludzie tracą rezon. Złamał szereg i stanął przed legionistami, aby lepiej ich widzieć. Wołał do nich, przyciskając dłoń do ust. – Większość galijskich kobiet ma brody dłuższe niż sam Herkules. Wiem, co mówię, bo sam je widziałem! Są szerokie w biodrach do tego stopnia, że przypominają mleczne krowy. Jeśli zobaczycie którąś z nich, trzymajcie się na odległość oszczepu, bo inaczej zarazicie się tak wredną ospą, że będzie się trzymać waszego tyłka przez miesiąc. Nastroje żołnierzy uległy wyraźnej poprawie. Mężczyźni mrugali do siebie porozumiewawczo i szczerzyli się głupio.

d241hfg

– Myśl o nieuniknionej walce działa na pęcherz jak mało co. Zdarza się też i mnie – odezwał się znów Coraks. – Niektórzy z was mogą też czuć parcie. Nie krępujcie się. Radzę wam załatwić to, póki jest możliwość. Lepszy śmiech towarzyszy teraz niż pobrudzenie sobie nóg akurat wtedy, gdy jakiś gugga będzie chciał was zabić. Jeśli macie ochotę wymiotować, też zróbcie to teraz. Opróżnijcie jelita i żołądek teraz, a nie wtedy, gdy może oznaczać to waszą śmierć. Zapadła ciężka cisza. Kilku żołnierzy popatrzyło na towarzyszy w zakłopotaniu. Po chwili rozległo się kilka stłumionych śmiechów.
– Mówię śmiertelnie poważnie, chłopcy! – ryknął Coraks. – Jeśli wasze organizmy muszą się czegoś pozbyć, zróbcie to teraz! Jeżeli tego nie zrobicie, później będziecie żałować. Kwintus cieszył się, że skorzystał wcześniej z latryny. Spojrzał na Urceusza, który uśmiechnął się cierpko.

– Nie obawiaj się, zrobiłem swoje, zanim opuściliśmy obóz. Jeden z towarzyszy z tego samego namiotu nie miał jednak tyle szczęścia. Od razu spadła na niego lawina niewybrednych komentarzy i skarg na psucie powietrza. Mężczyzna poczerwieniał, przykucnął tam, gdzie stał, i się załatwił. Szemranie i obelgi słychać było nad tymi częściami manipułu, gdzie żołnierze posłuchali rad centuriona. Coraks odczekał, z rękami opartymi na biodrach, aż szeregi znów się uspokoją.
– Wszyscy już?
– Tak, panie – rozległo się kilka stłumionych głosów.
– W porządku. Uwierzcie mi, że poczujecie się lepiej, gdy pozbędziecie się tego ciężaru. – Jego komentarz znów wywołał wybuch nerwowego śmiechu. Po chwili dodał: – Napijcie się. Ale tylko łyk lub dwa. Resztę wody zachowajcie na później. Bukłaki z wodą poszły w ruch. Kwintus miał wielką ochotę wypić więcej, ale zrobił tak, jak kazał centurion. Wciąż miał nerwy napięte jak postronki. Zwymiotowanie było ostatnią rzeczą, jakiej w tej chwili by sobie życzył.
– Jak wam się podoba smród waszych odchodów, chłopcy? – Coraks nie pozwalał o sobie zapomnieć.
– Kurewsko okropny, panie! – Ktoś nie przebierał w słowach.

d241hfg

– To właśnie chciałem usłyszeć! – Coraks wyszczerzył zęby w grymasie zadowolenia. – Dzięki temu nie pośniecie mi tu, czekając, aż się zacznie. Może wysmarujcie tym groty pila. Nic szybciej nie spowoduje, że rany zaczną ropieć, jak warstwa waszego gówna lub wymiocin. Pomyślcie o tym, co się stanie, gdy zatopicie oszczepy w ciałach śmierdzących Galów! – Legionistom spodobała się ta podpowiedź. Linie lekko zafalowały, gdy mężczyźni skorzystali z sugestii Coraksa. – Niedługo dostaniemy rozkaz ruszenia na wroga. – Centurion wyciągnął ręce, wskazując lewą i prawą flankę. – Welici są gotowi. Kawaleria na pozycjach. Większa część naszych sił z pierwszego rzutu znajduje się na miejscu. Principes i triarii są tuż za nami. Velites zaczną zabawę, ale harce nie potrwają długo. Szybko nadejdzie nasza chwila chwały! Będziemy mieli okazje odwdzięczyć się za to, co wydarzyło się nad Trebią i nad Jeziorem Trazymeńskim. Chcę, żeby ziemia spłynęła galijską krwią! Krwią guggasów! Krwią wszystkich tych skurwysynów, którzy podążają za Hannibalem! Nad szeregami przetoczył się głośny pomruk, gdy żołnierze jasno dawali do zrozumienia, co myślą o odpłaceniu się Kartagińczykom pięknym za nadobne. W powietrzu można było wyczuć nerwowość, ale morale armii było wysokie. Ludzie czekali na rozpoczęcie walki zdeterminowani. Na jakiś czas wszyscy zapomnieli o galijskich trąbach. Niewybredne żarty Coraksa podniosły ludzi na duchu – pomyślał z podziwem o centurionie Kwintus. Coraks pokazał, że strach nie jest niczym złym, a przy tym nie pozwolił, aby w szeregach zapanowała panika. Zrobił to naprawdę umiejętnie.

– Czy jesteście gotowi sprać tyłek Hannibalowi, spuścić mu bęcki, których nie zapomni do końca życia, chłopcy?! – zawołał. Kwintus oblizał wargi, złapał za drzewce pilum. Skinął poważnie Urceuszowi.
– Tak jest! – ryknęli głośno chórem. Tak samo jak wszyscy legioniści manipułu.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe
d241hfg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d241hfg

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj