Ciała paradują z determinacją przekraczającą granice przełamywania tabu. Świadomość ciała w Libanie znacznie oddala to miejsce od Europy, jednakże wszystko inne pragnie przekonać cię, że w niej jesteś.
Przechadzka w pobliżu zbudowanego przez Haririego deptaka sprawia, że czuję się jak w studiu reklamowym. Nieco później, skręcając z tyłu Sahat al-Burdż (znanego jako plac Męczenników) i mijając samotnie ruiny romańskie (jednocześnie próbując przypomnieć sobie nazwę spółki Solidiere, która realizowała plan odbudowy), przywołam słowa moich egipskich kolegów: „Jest coś w Bejrucie, co każe ci czuć się gorszym”.
(Mój przyjaciel nubijskiego pochodzenia mówi, że szok kulturowy, którego nie doznał w Anglii czy Hiszpanii, był dla niego poważną przeszkodą w Bejrucie – „Po raz pierwszy odczułem, że jestem czarny” – powiedział).
To tak, jakbyś bezustannie rywalizował z siłą, której nie jesteś w stanie sprostać. Każdy obserwuje każdego znad libańskich flag – obrusów.